Kaczka nieco inaczej

Zwykle piecze się ją z jabłkami. Lubi też dodatek śliwek świeżych lub suszonych. Po francusku wkładamy ją do piekarnika z pomarańczami. Jej ciemne mięso lubi owoce. A gdyby zmienić jej smak? Proponuję podać kaczkę pieczoną z papryką. Za sprawą przypraw nabierze smaku wakacji nad Morzem Śródziemnym. A czerwień papryki nie zniknie nawet w długim pieczeniu i pięknie ozdobi stół. Zimą kolorów wciąż za mało. Nie żałujmy ich sobie.

O długim pieczeniu wspomniałam nie bez powodu. Piekłam ją długo, trzymając w stosunkowo niskiej temperaturze piekarnika. Lubię takie pieczenie. Mięso nie wysycha, skórka się nie przypala. Piekarnik robi swoje, a ja mogę robić inne rzeczy, np. czytać, czytać i jeszcze raz czytać – stare gazety i książki.

Kaczka pieczona z papryką po mojemu

2 udka kaczki

2 piersi kaczki

2 czerwone papryki

sól cypryjska

bazylia suszona

koper włoski (nasiona)

Kaczkę umyć, osuszyć. Naciąć skórkę, ale nie przecinać mięsa. W skórkę wetrzeć przyprawy. Odstawić na godzinę (można i na noc).

Kaczkę obsmażać powoli na patelni do smażenia beztłuszczowego, na małym ogniu. Wytapiać z niej tłuszcz, ale nie smażyć jej mocno, aby nie spalić przypraw na skórce. Paprykę oczyścić, pokroić w cząstki.

 

Części kaczki przełożyć do brytfanki nagrzanej w piekarniku, obłożyć papryką. To wszystko skropić tłuszczem, podlać wodą. Piec cztery godziny w 80 st. C. Kaczkę można ze dwa razy odwrócić. Na sam koniec (5–10 minut) można zwiększyć temperaturę do maksymalnej i włączyć górny opiekacz, aby skórka zrobiła się chrupiąca.

 

Same piersi kaczki można w tej temperaturze piec krótko, nawet tylko pół godziny. Oczywiście, po starannym obsmażeniu. Ale tak przyrządzone będą surowawe. Niektórzy takie właśnie uważają za najlepsze. Wolę dopieczone. Kroimy je w plastry. Udka można przekroić na pół.

Kaczka raczej nie należała do drobiu podawanego przy eleganckich obiadach czy kolacjach. Chyba że była pieczona na dziko, czyli udawała dziką kaczkę, lub była podana na zimno. Ale były i inne wyjątki. Jeden taki znalazłam we wspomnianym już przeze mnie niedawno „Tygodniku Kucharskim”, wydawanym przez Aleksandra Sochackiego. Nie wiem, czy sam był kucharzem, czy tylko miłośnikiem dobrego stołu.

Zimą roku 1884, w drugim i ostatnim zarazem roku wydawania tygodnika, opisywał pewną wytworną i bogatą ucztę weselną. Została wydana w Warszawie.

 

W zeszłym tygodniu odbyła się w sali Szwajcarskiej przy ulicy Dzielnej, uczta weselna jednej z więcej znanych tutejszych rodzin izraelskich. Liczni goście podejmowani byli wystawną kolacyą, której Menu było następujące: 1) Szczupaki nadziewane i karpie; 2) Sandacz z sosem włoskim; 3) Bulion i paszteciki; 4) Polędwica z szampionami; 5) Sorbet à Kirsch; 6) Kotlety angielskie z garniturem; 7) Pieczyste: indyczki i kaczki; 8) Kompoty z różnych owoców; 9) Lody owocowe; 10) Desser; 11) Czarna kawa.

Zabawa urozmaicona była poważniejszą muzyką, wykonane bowiem zostały między innemi: Uwertura Raymond Tomasa, Grawot D. Schultza, Kujawiak Łady, Pottpourri z Trubadura  Werdiego. Nadmieniamy przytém, iż tak zwana „Sala Szwajcarska”, stanowi jakby rodzaj Resursy, w której dość często odbywają się ochocze zabawy rodzin izraelskich, a urządzona jest elegancko. Zwiedziliśmy ją szczegółowo podczas powyższej zabawy i znaleźliśmy do podobnego celu odpowiednio przygotowaną.

Kuchnia także należycie spełnia swoje zadanie i dozwala kuchmistrzowi wywiązać się z czynności. To téż zebrani na powyższej zabawie goście zadowoleni byli ze wszystkich dań, które przyrządzał znany kuchmistrz starozakonny p. A. Krakowski.

W tygodniku od początku pojawiały się opisy kuchni obrzędowej, czyli żydowskiej. Jej zasady przybliżył w którymś z numerów L. Krakowski. Jak się miał do kucharza A. Krakowskiego? Nie wiem, czy to rozwikłam. Gdy znajdę wyjaśnienie – napiszę. Pisownia, jak i poprzednio, oryginału.

Jak wiadomo, wielki prawodawca żydowski Mojżesz, który był zarazem wybornym hygienistą swego czasu, ze względu na zdrowotność ludu, któremu przewodniczył w długiej wędrówce do ziemi obiecanej, podzielił wszystkie pokarmy na czyste i nieczyste i tych ostatnich używać żydom zabronił. Teu przepis prawodawstwa mojżeszowego, religijnie czczony, przechował się aż do dni dzisiejszych, a opatrzony licznemi komentarzami rabinów późniejszych, obowiązuje po dziś dzień każdego żyda – konserwatystę w rzeczach religijnych.

„Tygodnik Kucharski” jako pismo specjalne, musi uwzględnić i ten rodzaj kuchni, w przekonaniu, że udzielone poniżej wskazówki, pewnej przynajmniej sferze czytelników, przydatnemi być mogą. Przy ograniczonej liczbie produktów, któremi kuchni żydowskiej rozporządzać wolno, oraz w obec niemożności kombinowania produktów mięsnych z nabiałowemi, kuchnia ta nie przedstawia tak wielkiej rozmaitości potraw jak inne. Niemniej przeto posiada ona także swoją tradycję, a niektóre jej potrawy, jak naprzykład „szczupak po żydowsku” i inne przyrządzone umiejętnie, mogą być ozdobą najwykwintniejszych stołów.

Zaraz, na samym początku istnienia naszego pisemka, musimy dać małe objaśnienie polemicznej natury. Zrobiono nam zarzut, że w prospekcie obiecaliśmy podawać przepisy kuchni koszernej.

„To zdeklarowany semityzm!!” powiedzieli niektórzy. Na to możemy odpowiedzieć takim argumentem, że deputowany węgierski Istoczy i pastor Stöcker chociaż zawzięci antysemici, nie cofną się przed „żydowskim szczupakiem”, a zmarły lord Disraeli Beaconsfield, chociaż żyd, delektował się nieraz soczystą szynką z pięknego egzemplarza rassy York lub Lincolnshire, i okoliczność ta ich przekonaniom nic a nic nie przeszkadzała.

Porządek kuchni.

Podług obrządku mojżeszowego wymaga się, aby wszelkie pokarmy mięsne były jak najściślej oddzielone od mlecznych, t. j. żeby nie miały żadnej z sobą styczności. Trzeba wiec mieć osobne statki tak dla gotowania, jakoteż i do zastawy stołu. Ażeby unikać omyłki, w kuchni znajdować się powinny dwie szafki, lub też jedna z dwoma przedziałami. Jeden przedział szafy służyć ma do zachowania talerzy, nożów, widelców i tym podobnych przedmiotów używających się do spożywania mięsnych pokarmów, w drugim zaś oddziale wstawiają się te same naczynia dla pokarmów mlecznych.

Również mają być dwojakie naczynia dla przygotowania potraw: jedne dla mięsnych, drugie dla mlecznych. W tym celu kucharka potrzebuje mieć dwa naczynia do mycia statków, oddzielne kuchenne ręczniki i oddzielne dwie deseczki do czyszczenia nożów i widelców.

Na stole kładzie się inny obrus i inne serwetki do obiadu z mięsnych, inne przy mlecznych potrawach. Obiad zatem lub kolacja może się składać albo z mięsa i potraw przyrządzonych z niego, albo też z samych produktów nabiałowych.

Mięso i mleczne potrawy nie mogą stanowić jednej uczty. Ażeby naczynia się nie przemieniły, robią się na nich odpowiednie znaki dla rozpoznawania, albo też kupuje się zaraz dwa garnitury naczyń różnej formy.

„Tygodnik Kucharski” jawi się jako pismo postępowe, a przynajmniej nie zamykające oczu na polskich Żydów, po polsku czytających, ale żyjących w zgodzie z zasadami swojej religii. Wśród ówczesnych pism był rzadkim wyjątkiem. Spotykała go za to krytyka; z obu stron: i polskiej narodowej, i żydowskiej. O listach i głosach, jakie w związku z tym nadeszły do redakcji, w końcu trzeba było napisać. I, niestety, się tłumaczyć. Przytaczam obszerny fragment tekstu. Jest ciekawym przyczynkiem do dziejów polskich Żydów. Przytoczona polemika dotyczy kuchni koszernej. Przykrywa jednak zupełnie co innego: lekceważenie religii i kultury Żydów, tak charakterystyczne do budzącego się wtedy antysemityzmu w jego najgroźniejszej odmianie.

Onego czasu a było to w N. 3 Tygodnika Kucharskiego z r. z. [1883], pomieszczony został artykuł p. L. Krakowskiego kucharza, p. t. „Kuchnia obrzędowa”, w którym udzielone zostały wskazówki, jak podług obrządku Mojżeszowego kuchnia koszerna winna być urządzona.

Zaznaczywszy w tem miejscu przedewszystkiem, iż my temu nic nie jesteśmy winni, że do współpracownictwa z nami stanął wcześniej i ochotniej kuchmistrz starozakonny, aniżeli którykolwiek katolicki, – zaznajomimy czytelników z główniejszemi ustępami dwóch listów, jakie z powodu powyższego artykułu otrzymaliśmy.

Pierwszy list pochodzi od p. Wł. L. i datowy jest w Tyszowcach d. 10 Listopada r. z. P. Wł. L. przedewszystkiem puszcza wodze fantazyi i opisuje: jak przechodził Franciszkańską ulicą, jak widział gromady żydów walczące o zdobycie sobie kawałka papieru, którym był Tygodnik Kucharski (bardzo nas to cieszy!) i jak z powodu nieświadomości jego coby to być mogło, spotkała go ze strony żydków silna konfuzya (bardzo nas to smuci!).

Dalej p. Wł. L. dowiedziawszy się nareszcie o co rzecz chodziła, wystosował właśnie do nas swoje
pismo z wyrzutem, że „szpalty Tygodnika Kucharskiego nie powinny rozpowszechniać przestarzałych i przebrzmiałych pojęć starego zakonu”. Jeszcze dalej p. L. pisze, – że tego rodzaju artykuły służą tylko za materyał do zapełnienia pisma i są tylko sposobem przypodobania się ciemnej, fanatycznej masie żydowskiej; że Mojżesz był wprawdzie dobrym hygienistą, ale lud jego nie miał najelementarniej szych pojęć o zdrowiu i porządku; że więc zakaz używania wieprzowiny dla tego podany był żydom za dogmat, aby tymsposobem przy niewygodach na puszczy i wrodzonem niechlujstwie, zachować im siłę, zdrowie i życie.
P. Wł. L. kończy swój list pytaniem: „w jakim celu i dla kogo” podaliśmy przepisy obrzędowej kuchni? „Żyd wykształcony – są słowa listu – tref i koszer uważa dzisiaj za głupstwo. Ciemny Moszek z Ryfką dowiedzieli się, że w Warszawie w polskiem piśmie znajdą dobry przepis na kugieł, ale go nie przeczytają”. Nie mogąc odmówić p. Wł. L. wiele w słowach jego słuszności, nie chcieliśmy się z nim w swoim czasie sprzeczać i odpowiedzieliśmy mu że ma racyą.

Lecz oto obecnie zgłasza się do nas ktoś inny, mianowicie p. Salomea Blander z Lublina i w liście
datowanym 17 Grudnia r. z . jakby pragnęła obronić swą sprawę przed p. Wł. L. Podajemy tu niektóre wyjątki z jej listu: „W pewnym domu, gdzie było zebranych kilkanaście osób, przeglądano Tygodnik kucharski. Zdań pro i contra przytaczać nie mam zamiaru, chodzi mi bowiem głównie o jedną kwestyę rozbieraną przez towarzystwo z pewną namiętnością. Dysputowaliśmy o kuchni koszernej – jedni byli przeciwni, drudzy, do których i ja należałam, trzymaliśmy z nią. Ile osób, tyle było przekonań o zasadzie, wartości i celu rubryki „Kuchnia koszerna”.

Sądzę, że obrona mego zdania nie obrazi w niczem moich oponentów. Jako wierna córa Izraela, wzięłam sobie za punkt honoru obronić przepisy kuchenne, pamiętające jeszcze wielkich naszych przodków Dawida i Salomona. Nie chodzi mi bynajmniej która kuchnia jest smaczniejszą, bo to rzecz podniebienia, ale dla czego żydzi, od niepamiętnych czasów używający swoich przepisów, mają być pozbawieni wskazówek w piśmie kucharskiem? Czy żydzi mają być odsądzeni od praw należnych innym narodowościom, czy zachowując przepisy Mojżeszowe, nie można być równie dobrym człowiekiem, jak jedząc roladę z prosiaka wychowanego na szlacheckim zaścianku? Wszakże zadań życiowych nie szukamy w garnku, ale w sercu.

Ktoś może twierdzić, że kuchnia żydowska straciła racyą bytu, że to co dobrem było zaczasów Mojżesza, straciło na wartości w obecnych warunkach. Dajmy na to że tak jest; ale czy oprócz wartości materyalnej nie cenimy nic duchowego, czy za nic mamy mieć pamiątkę po dziadach i ojcach naszych?

Żydzi, naród wygnany, rozbity, gdyby ich nie wiązały ogniwa łączności religijnych przepisów, zleliby się wkrótce z pierwszą napotkaną w swej wędrówce massą i ślad by ich nie pozostał. U nas żydów kuchnia ściśle łączy się z religją. Nie zachowywać ich przepisów, to nie być żydem”.

I oto z najniewinniej podanego przez nas przepisu przyrządzania szczupaka nadziewanego, wyrodziła się kwestya zasad! Czyż mogliśmy się tego spodziewać?… Z jednej strony, cieszy nas to zainteresowanie się pewnych sfer pismem naszem, i aż „rozrywanie” takowego, jak się p. Wł. L. wyraził; z drugiej, nie chcielibyśmy dać nikomu powodu do ognistej walki o…. kuchnię koszerną. Jak tu na to poradzić, żeby był i wilk syty i owca cała?

Ha! kierujmy się w tym razie własnym interesem. Ponieważ w liczbie naszych prenumeratorów mamy szczęście liczyć bardzo wielu takich, którzy być może połączyliby się ze zdaniem p. Wł. L., – a znów inne mnóstwo takich, którzy protegować mogą zdanie pani Salomei Bl., – sami zaś z najprostszego założenia naszego jesteśmy obowiązani do przyrządzania obydwom stronom wszystkiego tego co dla nich jest najsmaczniejsze…. więc od dnia dzisiejszego nie będziemy dawać przepisów „kuchni koszernej”, to jest będziemy dawać przepisy przyrządzania „szczupaka po żydowsku”” i innych tejże kategoryi specyałów.

Jeżeli więc kto na tem ma ucierpieć, to niech ucierpi tytuł rubryki „Kuchnia obrzędowa”, który nam w swej złości zniszczył zecer Tygodnika…

Na zakończenie słówko. Rozpoczynając wydawnictwo pisma naszego, nie przystępowaliśmy do tego z rozwiniętym sztandarem walki o zasady semityzmu, lub antysemityzmu. Nasze hasła – to brzęk rondli kuchennych, nasze idee – to porządek kuchni, nasze pragnienia – to zadowolenie z udania się potrawy przyrządzonej podług naszych przepisów.

Z kuchnią żydowską, jako z faktem istniejącym, a istniejącym przez tak długie czasy, liczyć się musimy i mamy obowiązek. Podawaniem zaś przepisów dla niej nikt się drażnić nie powinien. W krótkim przeciągu istnienia naszego podaliśmy już tyle różnych przepisów zup Amerykańskich, zup Włoskich, zup Radziwiłłowskich, potraw na sposób Potockiego, pasztecików francuzkich, kotletów angielskich, Jeż pisze o kuchni tureckiej, ktoś ma nam napisać o kuchni węgierskiej, inny znów o chińskiej, i gdyby nam z tego powodu chciano robić zarzuty na punkcie zasad, doprawdy wszystkie te smaczne rzeczy przydymić i przypalićby się musiały…

Tłumaczenie się redaktora zdroworozsądkowe. Ale widać, że temat był gorący i nośny. Antysemityzm w kuchni. No cóż. „Tygodnik Kucharski” nie chciał zamykać oczu na żydowskich współobywateli czytających i piszących po polsku, ale wyznających religię przodków i żyjących wedle jej zasad. Był przy tym pismem prowadzonym przez Polaka. Czy nie dlatego nie zyskał powodzenia i ukazywał się tylko przez dwa lata? Podawał przez ten czas przepisy rodem z kuchni żydowskiej, choć tych polskich, wiedeńskich, francuskich itd., itp. było jeszcze więcej. Swoją drogą, ciekawa byłabym poznać losy potomków korespondentów pisma – rodziny Wł. L. z Tyszowiec i Salomei Blender z Lublina. Co za wspaniały temat dla reportera.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s