Obiady codzienne

dnia

Codzienne gotowanie dla niektórych jest zmorą, ale przecież może być kreatywną przyjemnością. To zależy od nastawienia. Bo przecież jeść trzeba. Na chodzenie po restauracjach albo zamawianie jedzenia dowożonego z nich do domu nie każdego stać. Oczywiście, nie zawsze mamy czas, aby spędzić w kuchni godzinkę.  Ale jednak na pewno nie przez wszystkie dni tygodnia mamy tyle zajęć, że na pokręcenie się po kuchni zabraknie tej pół godzinki. Przy tym są potrawy, których przygotowanie jest i łatwe, i szybkie. Podam kilka przykładów z kuchni międzynarodowej. Dlaczego? Żeby się nam nie nudziło!

Na początek wędzona ryba. Miałam makrelę. Nie muszę przekonywać, że ryby są zdrowe i powinno się je jeść co najmniej raz w tygodniu. Wiem, wiem, można taką makrelę po prostu położyć na kanapkach, można z niej zrobić sałatkę, można dodać do omletu. Wypróbowałam jeszcze inną kombinację. Smakowała! A przygotować ją można dosłownie w kwadrans.


makrela wędzona
2 szalotki lub małe cebulki
2 ząbki czosnku
1–2 łodygi selera naciowego
kilka pomidorków koktajlowych
oliwa
świeża bazylia
spaghetti

Makrelę obrać ze skóry i ości, miąższ podzielić na kawałki. Cebulki i czosnek obrać, drobno pokroić. Pokroić oczyszczoną łodygę selera w krążki. Rozgrzać oliwę. Wrzucić warzywa, dusić aż cebulki się zeszklą, lecz nie zrumienią. W tym czasie spaghetti ugotować al dente, według czasu podanego na opakowaniu.

Do warzyw dorzucić kawałki makreli. Gdy się zagrzeją, dodać pomidorki przekrojone na pół. Wymieszać. Odcedzić makaron (nieco wody z gotowania zostawić).

Makaron włożyć na patelnię z warzywami i makrelą. Podlać odrobiną wody z gotowania, szybko wymieszać. Posypać porwanymi listkami bazylii, od razu wykładać na talerze.

Naprawdę, kwadrans, no, dwadzieścia minut i obiad gotowy. Kolejny szybki obiad zaczerpnęłam z kuchni indyjskiej. Korzystałam z torebki ze stosowną pastą, których dość szeroki wybór można znaleźć na stosownych półkach w marketach. Lubię je oglądać i czasem którąś kupię. Potrawa indyjska z tej mieszanki przypraw bardzo mi zasmakowała.

Szukając wskazówek, co to za potrawa, zajrzałam do książki sprzed lat o kuchni indyjskiej. Serię tych książeczek wydawało w latach 80. ub. w. wydawnictwo „Watra”. Autorami byli Janina Pałęcka i Oskar Sobański, a książeczka o charakterystycznym formacie miała tytuł „Kari na bananowym liściu”. Ukazała się w roku 1988. Potrawą, której opisu szukałam jest korma. Tak opisano ją i mieszankę przypraw, jeśliby się chciało ją przyrządzić w domu.

Od sporządzania własnej mieszanki przypraw (ambitni mogą!) uwolnił mnie zakup torebeczki z gotową pastą. Widać ją i jej zawartość na zdjęciu. Z tyłu mieści zaś przepis, jak ją spożytkować. Przeczytałam uważnie. Z tą różnicą, że zamiast mięsa z kurczaka wzięłam filet indyka. Proporcje można zaczerpnąć także z przepisu. Chyba nieco je zmieniłam, nie ważyłam dokładnie składników. A przyrządzenie potrawy wraz z duszeniem mięsa potrwało małe pół godziny. W tym czasie ugotuje ryż, jeśli go także chcemy podać.

filet indyka
pasta Korma Curry
2 małe cebule, duży ząbek czosnku
garść orzeszków ziemnych niesolonych
mleko kokosowe lub śmietanka
olej do smażenia


Mięso pokroić w kostkę. Na patelni rozgrzać olej, zeszklić na nim pokrojoną cebulę i posiekany czosnek, dorzucić kostki mięsa. Na większym ogniu smażyć je mieszając, aż się lekko zarumienią. Dodać pastę. Podlać wodą, dusić kilka minut.

Dorzucić orzeszki. Mieszając zagrzać mocno. Zalać mleczkiem kokosowym, wymieszać, podawać gorące.

Potrawę można posypać stylowo posiekaną świeżą kolendrą lub mniej stylowo, lecz też zdrowo, natką pietruszki. Pasują chlebki indyjskie naan (skąd je wziąć?) lub ugotowany ryż. Wykorzystałam delikatny jaśminowy.

Do sporządzenia kolejnej potrawy, całkowicie jarskiej, wzięłam kapustę pak choi. Zalega stoiska warzywne, lecz nieczęsto jest kupowana; no bo co z niej zrobić? Dodaje się ją do wielu rozmaitych dalekowschodnich potraw, a ja ją wykorzystałam do przyrządzenia bardzo szybkiego dania obiadowego. Lub kolacyjnego, jak tam chcemy. Recz nie tyle w produktach, ile w przyprawach. One nadają szybko duszonym warzywkom cały smak.

kapusta pak choi
kilka szalotek lub małych cebulek
kilka ząbków czosnku
małe pomidorki
garść orzeszków ziemnych
olej
przyprawy: sos sojowy, sos rybny, olej sezamowy, pieprz wietnamski lub syczuański

Jasną i twardszą część oczyszczonej i obmytej oraz osuszonej kapusty pokroić w paski. Cebulki pokroić w cienkie plasterki, czosnek przesiekać drobno lub przecisnąć. Pomidorki umyć, osuszyć, przekroić na pół. Na patelni rozgrzać olej, dorzucić paski kapusty, cebulki i czosnek. Szybko pokroić w szersze paski pozostawione zielone liście kapusty.

Warzywa przyprawić pieprzem oraz sosem sojowym, poddusić prze 2–3 minuty. Dorzucić orzeszki ziemne i pomidorki. Wymieszać, zagrzać.

Na końcu dodać zielone liście kapusty. Przyprawić sosem rybnym i kilkoma kroplami oleju sezamowego. Zamieszać, zagrzać, podawać.

Także tę potrawę można podać z ryżem. Oczywiście, można do niej dodać i jakiś wkład białkowy (owoce morza, ryba, paski piersi kurczaka lub indyka), dorzucany w pierwszej fazie podsmażania. Orzechy mogą być inne, np. cashew lub makadamia, pomidorki można zastąpić plasterkami młodej cukinii, a na koniec wszystko posypać sezamem. Kombinacji, jak widać, wiele. Przyrządzimy wszystko w dwadzieścia minut, bo się smaży błyskawicznie. I o to chodzi w tych codziennych obiadach, ciekawszych niż przyrządzona w tym samym czasie… kanapka. A na zamówioną potrawę z restauracji poczekamy jeszcze dłużej.

W kuchni historycznej nie znajdziemy wiele takich dań obiadowych do błyskawicznego przyrządzania. Nic dziwnego, panie, które było stać na kupowanie książek kucharskich czy pism dla pań, miały kucharki, a one czas przeznaczały tylko na gotowanie. No i korzystały z kuchni węglowych, co też nie szło migiem. Czas na szybsze i prostsze do sporządzenia dania nastał dopiero w latach 30. XX wieku, gdy panie szły do pracy, niekiedy mieszkały samotnie i prowadziły same gospodarstwo, a i pojawiały się wtedy nowoczesne kuchenki gazowe.

Jako przykłady ciekawych dawnych potraw do dość szybkiego sporządzenia nich posłużą zapiekanki. Wystarczyło poświęcić trochę czasu na przygotowanie składników, następnie je wymieszać i wstawić do pieca. Piekły się już same.

Na początek pozostańmy w klimacie ryb wędzonych. W przepisie z tygodnika „Bluszcz” z roku 1932 występuje wędzony śledź, ale kto nam zabroni zastąpienia go makrelą? A ziemniaków wcale nie musimy gotować specjalnie, możemy wziąć resztki pozostałe z poprzedniego dnia. Gdy gotujemy ziemniaki w mundurkach, warto wziąć więcej i pozostawić do wykorzystania przy kolejnym obiedzie, zupełnie innym.

Teraz zapiekanka z kapusty włoskiej. Może częściej po nią sięgamy niż po egzotyczną pak choi, ale też nieczęsto. A z dodatkiem beszamelu można ją zapiec w ciekawy sposób. Czy koniecznie do beszamelu trzeba dodawać jajka? Niekoniecznie, ale zapieczenie zwłaszcza z pianą z białek, pozwoli uzyskać ciekawy kulinarny efekt. Ten z „Bluszczu” z roku 1927. Kasztany można wypatrzyć w warzywnych stoiskach hipermarketów. Bywają i takie już obrane, wstępnie podgotowane.

Na zakończenie już nie zapiekanka, lecz po prostu gotowana kapusta. Swojska, bez egzotycznych dodatków. A przepis stareńki, bo z roku 1865, też z „Bluszczu”, z początków jego istnienia, można rzec z czasów niemowlęcych tygodnika. Przepis mnie rozczulił, bo zapamiętałam jaki kiedyś mój Tata – a gotował nieczęsto – do gotującej się kapusty wkroić właśnie jabłka. Kiedyś nie wyobrażano sobie gotowanej kapusty bez smalcu czy skwarek, ale może zastąpimy ten tłuszcz olejem roślinnym? Nasz smak chyba się zmienił. Toleruje olej, kiedyś nielubiany i używany tylko w daniach postnych.

Kuchnia szybka pozwala wykorzystać akurat te produkty, które mamy w zapasach. Daje wiele satysfakcji, gdy połączenie kilku takich zalegających nam lodówkę, pozwoli uzyskać efekt więcej niż znośny. I zadamy sobie sprawę z tego, że w restauracji za podobną kombinację zapłacilibyśmy kilka razy więcej… A jeszcze, kiedy ktoś nas pochwali? Smak zaspokojony, szczęście pełne.

2 komentarze Dodaj własny

  1. Marzynia pisze:

    Wszystkie propozycje smakowite, a najbardziej chyba ten makaron.Chociaż korma też fajna i przypomniała mi tę książeczkę – czytałam ją u cioci, wyobrażając sobie te smaki… I ja też kupuję takie pasty, bo są wygodne i smaczne, umieszane już i tylko dozuje się ilość wg gustu. I ten stareńki przepis bezcenny – najlepsze jest skrojenie kilku główek (!) – no chyba rękoma służby, bo ja po jednej już padam! I ten „szmalec”!

    Polubienie

    1. Sto Smaków Aliny pisze:

      No proszę, a mojej przyjaciółki spaghetti z rybą nie przekonało (tylko czytała). Mnie smakowało. Tak, tej kapusty to jak dla pułku wojska! Na całe duże gospodarstwo:)

      Polubienie

Dodaj komentarz