Jeden film – jeden cocktail

Ten koktajl nazywają w filmie Martini. Ale według książeczki o koktajlach Roba Chirico jest to Vodkatini. Czyli jedna z wariacji na temat najpopularniejszego koktajlu świata. Łączy dżin i wermut, który nadał mu nazwę. Wermut martini zawsze wytrawny, pamiętajmy.

Vodkatini, jak z nazwy można wywnioskować, jest połączeniem wermutu martini z wódką. W filmie jest to rosyjska „Stoliczna” (product placement?). Ale my wybieramy polską żytniówkę.

Film, pokazujący jak bohaterka kroczy przez życie z kieliszkiem koktajlowym w dłoni, to tegoroczne dzieło Woddy’ego Allena: „Blue Jasmine”. Rozmawia się o nim po wyjściu z kina. Idźcie na film z przyjaciółką i gwarantuję, że nie zabraknie wam tematów do rozmowy. Będzie w nich zarówno psychologiczna wiwisekcja filmowych postaci, jak i rozmowy o postaciach spotkanych w życiu. Każdy zna jakieś panie o konstrukcji psychicznej podobnej do Jasmine, odtwarzanej – podobno na miarę Oskara – przez Kate Blanchett. Nowoczesnymi środkami odtwarza niejako i uwspółcześnia rolę Vivien Leigh z „Tramwaju zwanego pożądaniem”. Bo Woody Allen nie ukrywa, że inteligentnie i bardzo w swoim stylu nawiązuje do tamtego klasycznego dzieła. Czy Bobby Cannavale – bardzo sympatyczna postać – jest w stanie dyskutować z Marlonem Brando w roli Stanleya? Hm. A może to jakaś wersja Travolty jako Chili Plamera, może łączy ich nie tylko imię?… A rola filmowej siostry Jasmine, czyli Ginger? Znakomita Sally Hawkins. Przez moment zatraci się i upodobni do siostry, tej z jakoby lepszymi genami, ale, na szczęście dla siebie, otrząśnie się z jej destrukcyjnego wpływu. Na ile przypomina Kim Hunter odtwarzającą w „Tramwaju…” Stellę? Idźmy na Allena i sięgnijmy koniecznie po tamten stary film.

Szukanie odpowiedzi na te i inne pytania da wiele przyjemności, takiej czysto filmowej. Obcowanie zaś z Allenowskimi dialogami ma tę wielką zaletę, że oczyszcza z głupoty dnia powszedniego.

Bohaterka, jako się rzekło, popija w różnych chwilach życia swoje „martini z cytrynką”. Nie wzorujmy się na niej wtedy, gdy sięga po koktajlowy kieliszek, by topić w nim lęk i się jeszcze skuteczniej okłamywać. Bo kłamstwo leży u podstaw autodestrukcji filmowej Jasmine, która zresztą to subtelne imię nadała sobie sama.

Więcej nie opowiadam. To trzeba zobaczyć. Jeszcze tylko dopowiem dla śledzących filmową geografię Allena i jego wędrówki po miastach świata, że tu pokazane są dwa: Nowy Jork i San Francisco. I widać różnice między nimi, subtelnie i inteligentnie zresztą zaznaczone.

Co do koktajlu. Zacytuję Roba Chirico (tłum. Ania Chomczyk, Anna Ratajczyk): „Vodka Martini, Stalini [bo i taką miewa nazwę! Takie były straszne czasy, że ze zbrodniarzem flirtowano!] lub Vodkatini jest wersją Martini, tyle że na bazie wódki. (…) Jakoś w latach 50. XX wieku, gdy wódka biła rekordy popularności, ludzie zaczęli zamawiać ją zamiast ginu. W „Słodkim ptaku młodości” Tennessee Williamsa z 1959 roku, Chance zamawia Martini i otrzymuje klasyczną odmianę z oliwkami. Narzeka: ‘Każdy pije dziś Vodka Martini z twistem cytryny’”. Kolejny trop w filmie?

Ważne, co komu smakuje. Spróbujmy. Oto przepis Roba Chirico (przytaczam wiernie tłumaczenie):

Vodka Martini (Stalini)

90 ml wódki

wytrawny wermut

zielone oliwki lub twist ze skórki cytryny

W zależności od gustu, wymieszaj 5 lub 8 części wódki na 1 część wermutu na wytrawne Martini, ale zmniejsz ilość wermutu, by uczynić Martini jeszcze bardziej wytrawnym. Wymieszaj w dzbanie wypełnionym do połowy lodem lub wymieszaj z lodem shakerze. Następnie przelej do schłodzonego kieliszka do koktajli. Udekoruj zielonymi oliwkami lub skórką z cytryny.

 

Nie wnikam w proporcje w wykonaniu naszego domowego barmana. Były idealne. Zwracam uwagę na pojęcie: „wytrawne martini”. Polega na tym, że zawiera wręcz śladzik wermutu. Niebezpieczne się staje to krańcowo wytrawne, jak u Jasmine, która po kilka razy w ciągu dnia sięga po samą wódkę, bez cytrynki, oliwki i kropli wermutu.

Co do wypełnienia kieliszka. Jedno z naszych martinich było z oliwką i twistem cytryną, drugie z cytryną i listkiem mięty. Wiem, wiem, mięta w drinku kojarzy się z mojito. Ale to ważne, co komu smakuje, a nie z czym się kojarzy i jak być powinno. Na koniec cytat z opisu Vodka Martini: „Większość miłośników Vodka Martini krytykuje cierpki smak ginu, a z kolei stronnicy Gin Martini odrzucają wersję z wódką jako bezsmakowy, nuworyszowski napój dla żółtodziobów”. Nie zgadzam się z bezsmakowością. Dżin lubię z tonikiem i cytryną. Martini wybieram z wódką. Oczywiście, polską czystą żytnią.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s