Bób opisywałam już nie raz. Bo lubię. Jak i lato, kiedy się go kupuje, gotuje (niektórzy smażą!) i je. Bogaty w mikroelementy, w tym fosfor, może pomóc „ruszyć głową” i uporządkować swoje myśli. To żart. Krótko: to warzywo jest bardzo dobrym źródłem białka, ma dużo błonnika, jest źródłem kwasu foliowego i innych witamin z grupy B. Zdrowotne właściwości bobu już opisywałam za Ireną Gumowską, proszę na moim blogu poszukać. Ja gotuję bób na parze. Chętnie razem z jakimiś ziołami. Na przykład z bazylią tajską, która przyniesiona ze sklepu i przesadzona do doniczki rośnie mi jak szalona.

A jak opisywano bób dawno temu? Opis zastosowań kuchennych bobu znalazłam w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym”, największej w przedwojennej Polsce gazecie, z roku 1935. Przytaczam fragment tekstu podpisany Jan Chom..

[…] W kuchni bób można przyrządzać jako potrawę samodzielną lub jako składnik dań kombinowanych. Zupa z bobu, z rozgotowanych i przetartych ziarn jest bardzo smaczna i sycąca. Zaprawia się smakiem jarzynowym i korzeniami, jeżeli ma stanowić danie jarskie, można też gotować ją na wędzonce, jak grochówkę, podając do tego grzanki lub uszka.
Bób gotowany na wodzie stanowi smaczną jarzynkę, za którą przepadają dzieci.
Puree z bobu robimy z nasion młodych lub starych. W tym ostatnim wypadku należy wymoczyć ziarno w ciągu doby, a przy gotowaniu pierwszą wodę zlać i dopiero w następnej rozgotować bób zupełnie: ma to na celu wypłukanie i usunięcia pewnych składników, znajdujących się w bobie dojrzałym, podobnie jak w nasionach wszystkich strączkowych. Rozgotowany bób należy przetrzeć, zaprawić lub omaścić i podawać do szynki, do pieczeni lub nadziewać nim omlety.
Nawet młode listki bobu mają zastosowanie przy przyrządzaniu szpinaku wiosennego z mieszaniny rozmaitych roślin, z zasadniczą przewagą liści prawdziwego szpinaku ogrodowego.
Może więc bób stanowić dodatek i urozmaicenie każdego jadłospisu we wszystkich porach roku, a szczególnie jest polecany dla osób, mających zamiar przeprowadzać kuracje jarską, jako łagodne przejście od pokarmów mięsnych do roślinnych. Podobnie od lat bób był cennym pokarmem ludzi pracujących fizycznie, powinien wiec być uprawiany zarówno w ogródkach przy willach, jak też na działkach osiedli robotniczych.
Zwracam uwagę na spożytkowanie młodych liści bobu! Ciekawe, prawda?
A może w tym roku 1935 bób był warzywem modnym? Przepis na sałatkę z nim zmieścił tygodnik „Bluszcz”. Ręczę, że będzie smakowała i dzisiaj. Wzruszyło mnie, że tak jak podano w nawiasie, na bób mówiła moja Babcia – bober. Czy dzisiaj ktoś jeszcze używa tej nazwy?

Moja tegoroczna sałatka powstała z myślenia o znanej włoskiej caprese. Składa się z czerwonych pomidorów, zielonych liści bazylii i białej mozzarelli. A więc kolorów włoskiej flagi. Układamy wszystko pięknie, skrapiamy oliwą, solimy lekko i pieprzymy. Gotowe! Latem zawsze smakuje. Ja sałatkę wzbogaciłam. A w miejsce mozzarelli wzięłam podobny do niej ser, lecz łagodniejszy, bardziej kremowy – burrata. No i dodałam, a jakże, bób.

Sałatka z pomidorów, bobu i kukurydzy po mojemu
pomidory
ugotowany bób
kilka kaczanów małej kukurydzy ze słoika
ser burrata
dobra oliwa
sól, pieprz
świeża bazylia
Bób ugotować na parze (lekko osolić) lub w osolonej wodzie przez 10–15 minut (ma być miękki, ale jędrny). Obrać ze skórki. Pomidory pokroić w plastry lub półplasterki. Kukurydze odcedzić. Warzywa rozłożyć na półmisku, skropić obficie oliwą, posolić, popieprzyć, przybrać listkami bazylii.

Kto lubi, może posypać sałatkę posiekanym czosnkiem lub łagodną cebulką. Lub którąś małą ostrą papryczką. A może bazylię zastąpić oregano? Albo swojską natką? Byle smakowało.
Resztę bobu wykorzystałam dodając do sosu pomidorowego, a właściwie warzywno-pomidorowego. Na sos poddusiłam w oliwie cebulę z marchewką i selerem naciowym, bób ugotowałam i wyłuskałam.

Do warzyw dodałam najpierw pomidorowa passatę (Macie swoją ulubioną? Ja mam!), a po 10 minutach ugotowany bób. Tylko go zagrzałam przez kilka 2–3 minuty.

Sos podałam do makaronu. Polecam rowkowane penne rigate, ale tagliatelle czy spaghetti też będą z tym sosem pasowały. Plus, oczywiście, starty włoski ser. Starty grubo, a najlepiej w płatki. Oczywiście, jeżeli mamy dużo bardzo dojrzałych pomidorów, sami z nich zrobimy swoją passatę. To dopiero będzie smak!
Na zakończenie jako bonus: pasta z bobu. Znakomita do sporządzenia malutkich koktajlowych kanapek. Przepis podał „Przekrój” w nieocenionej rubryce „Jedno danie” w roku 1988.

W tych czasach popularne – z konieczności oczywiście! – były takie kuchenne zastępstwa. Tu bób robi za awokado. O czym czytam z nostalgią. Wzrusza mnie (i porusza!) ówczesna pomysłowość. Pamiętam ją aż za dobrze. Oby nie wróciła, bo brała się z braku.
Czy dobrze widzę pod bazylią tymianek? Ja też dodaję do gotowania bobu i w ogóle strączkowych 🙂 Bardzo polecam do sałatki z bobu z pomidorami świeżą kolendrę, a i nieco mięty nie zawadzi. Chociaż, z drugiej strony, wiele osób świeżej kolendry nie lubi, więc to nieco ryzykowna porada 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie, tymianku nie było. Tylko czubek kwitnącej bazylii tajskiej. Zioła można dodawać jakie się lubi i jakie się ma! Kolendra jest rzeczywiście ryzykowna, nie każdy lubi. Ja lubię. Swojskiego smaku na pewno przyda koperek. Do bobu pasuje. A do strączkowych dodaje się tradycyjnie cząber, choć świeżego nie widziałam, tylko suszony.
PolubieniePolubienie