Na obiad zaprosiłam Przyjaciółkę. Był lekki, oryginalny i, co ważne, łatwy do przygotowania. Oraz podania. Z kieliszkiem białego Pinot Grigio smakował idealnie!
Poszłam lekko w stronę Dalekiego Wschodu. Ponieważ żadna z nas w tym roku nie ma wakacji, zadałam nam trochę egzotyki. W dodatku nieskomplikowanej i całkiem własnego pomysłu. Wszystkie składniki do kupienia w byle sklepie z produktami ze świata.

Pstrąg łososiowy w kokosie po mojemu
filet pstrąga
łososiowego
wiórki kokosowe
dymka
sos sojowy jasny
trawka cytrynowa sypka
olej

Rybę obmyć, usunąć ości (jeśli są; warto sprawdzić), osuszyć. Skropić sosem sojowym, wetrzeć trawkę cytrynową. Pokroić szczypior z dymki. Filet przykryć warstwą wiórków kokosowych.

Naczynie do zapiekania posmarować olejem, ułożyć rybę. Wiórki na wierzchu ryby skropić olejem. Obłożyć szczypiorem z dymki.
Piec 20 minut w 160–180 st. C. Na trzy minuty przed podaniem włączyć górną grzałkę.
Kto chce, może filet obłożyć także krążkami dymki-cebulki. A trawkę cytrynową można wziąć świeżą i połączyć ją ze świeżo startym imbirem. Przyda to rybie jeszcze więcej egzotyki.
W menu naszego obiadu nieco egzotycznego znalazła się także kasza. Zwykła kasza jaglana zrobiła się nieco… niezwykła. Tak ją zmieniły dodatki.

Kasza jaglana z bananami po mojemu
kasza jaglana
banan
mieszanka orzechów i suszonych bakalii (gotowa mieszanka)
masło
sól

Kaszę ugotować w osolonej wodzie zgodnie z czasem podanym na opakowaniu. Odcedzić. Naczynie wysmarować masłem. Włożyć kaszę, wymieszać z kawałeczkami masła.

Wmieszać plasterki banana i bakalie. Na wierzchu ułożyć jeszcze kilka małych kawałków masła. Wypiekać w piekarniku razem z rybą.
Do ryby mnie zawsze pasuje kapusta kiszona. Latem moje podniebienie podbija młoda kapusta kiszona. Sama jest pyszna. Ale postanowiłam i swojską kapustę podać nieco inaczej niż zwykle. Między innymi z mocnym w smaku ciemnym olejem z dyni. Nie każdemu posmakuje, wpierw lepiej spróbować, a na pewno nie dawać go za dużo.

Surówka z kapusty kiszonej z papryką po mojemu
młoda kapusta kiszona
z marchwią
papryka czerwona
cebulka i szczypior z dymki
olej z dyni
czarny pieprz z młynka
Kapustę przesiekać. Paprykę oczyścić, pokroić w paski. Posiekać dymkę ze
szczypiorem. Wmieszać łyżkę oleju. Surówkę schłodzić.
Uroku doda surówce posypanie jej ziarnami dyni, uprażonymi na suchej patelni. Kto lubi smak łagodniejszy, może wmieszać do surówki łyżeczkę cukru. Oczywiście, można użyć też mniej wyrazistego oleju: słonecznikowego czy rzepakowego.
A jak widziano egzotykę z rybą w roli głównej w roku 1993? Pokazał „Przekrój”. Za całą egzotykę robiło… curry. Wiórki kokosowe były „dla parady”. Nie każdy je miał. Dopiero wchodziły do handlu. Podniebienia przyzwyczajały się do nich powoli. Najpierw dodawano je do ciast.

Ilustracja z czasów jeszcze dawniejszych jeszcze krótsza. Dotyczy tylko kokosu. Można rzec, że był kwintesencją egzotyki. Sam orzech kokosowy budził sensację. Dowodem notka z „Kuriera Warszawskiego” z roku 1854. Pisownia oryginału.

Rozmaitego kształtu i wielkości są u nas orzechy, ale wszystko to niczem w porównaniu np. i orzeszkiem kokosowym, w który najmniej, jak się zdaje, włazi cztery garnce wody. Jeden z takich orzeszków, przywiózł do Warszawy mieszkaniec Gubernji Wołyńskiej, i oddał do zakładu P. Pika, Optyka, przy ulicy Miodowej, dla przerobienia go na jaki sprzęt odpowiedni. W zakładzie więc tym, rozcięto kokos na dwoje, i zrobiono z niego szkatułkę; jednak kształt jej tak jest oryginalny i dziwny, że z tej przyczyny podobno znowu na inny użytek, to jest do przechowywania sygar obróconą zostanie. Kokos ten godzien widzenia, znajduje się w Redakcji Kurjera, gdzie przez ciekawych obejrzanym być może.
Dla nas bardziej niż orzech kokosowy egzotyczna jest ówczesna pisownia: te „sygara”… A także obrazki z dawnej Warszawy: zakład pana Pika, optyka, z ulicy Miodowej. Ślad po nim pozostał tylko na łamach starych gazet.I jeszcze wspomniana siedziba redakcji „Kuriera Warszawskiego”. Mieściła się przy Krakowskim Przedmieściu. Po kamienicach dzisiaj nic zostało. Jest skwer, a na nim pomnik Bolesława Prusa, który, współpracując przez lata z gazetą, tam odnosił swoje felietony. Ulice już nie te same, budynki nie te same, Warszawa nie ta sama. Choć jej duch pozostał. Chyba tak? Pomyślmy o tym dzisiaj.