Kuchnia wojenna

Oblężenie Warszawy w roku 1939 było tragedią. Nieprzygotowani do wojny ludzie, bezprzykładnie barbarzyńsko bombardowani, musieli przecież jednak żyć. Miasto z jego wszystkimi mieszkańcami, oprócz tego, że było bronione ramię w ramię przez żołnierzy i cywilów, było przecież zamieszkałe. Mieszkańcy musieli nie tylko ratować życie, ale i… jeść. Oto garść okołojedzeniowych notek z gazet wychodzących w oblężonej Warszawie. Układam je datami. Wśród nich znajdziemy nawet przepis kulinarny:

 „Mały Dziennik” nr 242 z 1 września:

Transporty tanich owoców. Na rynku stołecznym zgromadzono większe zapasy tanich owoców południowych. W ostatnich dniach nadeszły większe ilości winogron rumuńskich i węgierskich,
które sprzedawane są w cenie 1,20 zł do 1,40 za kg
.

 „Kurier Warszawski” nr 255 z 15 września (wyd. wieczorne):

Wypiek cukierniczy: Niektórzy cukiernicy, posiadający zapasy mąki, wypiekają, podobnież jak piekarnie, strucle, które chętnie nabywa ludność. Inni cukiernicy wypiekają strucle cukiernicze.

 „Kurier Warszawski”  nr 258 z 18 września:

Jedno danie w restauracjach: Komisarz cywilny mjr. Starzyński zarządził, aby w restauracjach, jadłodajniach, zajazdach, kuchniach i zakładach gastronomicznych poczynając od dziś była przygotowywana i podawana do spożycia wyłącznie jako jedno danie – zupa pożywna. Winni przekroczenia tego zarządzenia, zarówno spożywający, jak i właściciel zakładu gastronomicznego będą karani grzywną do 3.000 złotych, albo aresztem do 3 miesięcy lub obu karami łącznie.

 „Kurier Warszawski” nr 263 z 23 września  (wyd. poranne ):

Spożycie mięsa końskiego: Jak należy z niego przygotowywać potrawy W jatkach warszawskich zjawiło się mięso końskie. Jest ono chętnie nabywane przez nasze gospodynie. Mięso końskie, jeżeli chodzi o składniki, jest bardzo zbliżone do chudego mięsa wołowego. Przyrządzać je trzeba nieco odmiennie, stosując większe dawki przypraw, korzeni itp. Najlepsze jest mięso końskie smażone, pieczone.

Na kotlety trzeba brać mielone mięso z duża ilością cebuli. Dobry jest gulasz z duszonego mięsa z papryką. Befsztyki przygotowuje się podobnie jak z wołowego, a więc trzeba mięso zbić mocno drewnianym wałkiem, skropić octem itp.

Jeżeli chcemy ugotować zupę na końskim mięsie, to ze względu na specyficzny, zresztą dość słaby smak, należy je przedtem obgotować, a wodę zlać. Mięso utraci wówczas smak słodkawy. Poza tym należy mięso gotować z dużą ilością przypraw i korzeni. Spożycie mięsa końskiego jest na naszym gruncie pewną nowością, chociaż i w czasach normalnych istniały w Warszawie jatki z końskim mięsem. Nie jest nowością w innych krajach, jak np. we Francji, gdzie od dawna mięso końskie jest spożywane powszechnie.

 „Kurier Poranny” nr 268  z 2 października:

Ziemniaki: Przed gmachem Teatru Wielkiego zwieziono samochodami oddziałów niemieckich ziemniaki celem rozdania wśród ludności miasta.

 „Kurier Poranny” nr 273 z 7 października:

…Przed halami na Koszykowej stoi wóz, otoczony tłumem kobiet. Sprzedają tu buraki, kapustę, pomidory, trochę cebuli i pietruszkę Jeden burak 10 groszy, główka kapusty 1 złoty, pomidor 10 groszy, kilo („na oko”) cebuli 1 złoty, 2 pietruszki – 50 groszy. Ludzie płacą każdą cenę, nie targują się – chociaż o kilkadziesiąt kroków dalej, w bramie, ktoś roztasował się z kilkoma workami kapusty i sprzedaje główkę po 50 groszy. Najtrudniej oczywiście o chleb, kartofle i węgiel. Przed sklepami, w których sprzedawany jest chleb wypieku miejskiego, tworzą się ogonki już o 4-ej rano. Chleba oczywiście nigdy dla wszystkich nie wystarczy – nieraz przestoi się cały dzień, by otrzymać kartkę na dni następne. Ale też człowiek, niosący pod pachą pół bochenka chleba lub bułkę, jest przedmiotem powszechnego podziwu. Kartofle dostać można „cudem” – od złotówki do trzech za kilo. Węgiel – po całodniowym wystawaniu w ogonku – 10 kilo za jeden złoty.

 Notki są tak wymowne, że nie potrzebują chyba komentarza. Zwłaszcza to przejście od obfitości owoców południowych, poprzez zagadkową notkę o struclach (kiedy brakowało chleba; chyba napisano ją dla pokrzepienia serc), po opis całodziennego stania w ogonkach…

Na koniec drobne wyjaśnienie: kuchnie w większości były węglowe. Kto chciał zjeść ciepły posiłek lub mieć ciepłą wodę, musiał mieć węgiel.

Dodaj komentarz