Niektórzy latem chętniej sięgają po lżejszą literaturę. Gdy się smaży na plaży lub buja w hamaku pod drzewkami, trudno czytać naukowe dysertacje lub dzieła opisujące ból istnienia. Ja, chociaż spędzam lato w mieście – cudnie pustawym; obok nas można znaleźć nawet miejsca do parkowania! – z biblioteki wypożyczyłam sobie właśnie coś lekkiego: kryminał.
Autora cyklu powieści już kiedyś opisywałam. To pisarz hiszpański pisarz, pochodzący z Katalonii Manuel Vázquez Montalbán. Stworzył postać barcelońskiego detektywa Pepe Carvalho. Amatora białych win hiszpańskich (ile ich potrafi wypić!) oraz regionalności kuchni hiszpańskiej. Tytuł powieści – „Morza Południowe” – prowadzi nas na rubieże świata. Choć tylko, jak się okazuje, w wyobraźni. Szukający mórz przemysłowiec i bogacz kończy żywot, a my, razem z Pepe, idziemy po jego śladach, aby dojść do tego, kto pozbawił go życia. Przy okazji śledzimy, jak detektyw je i pije, wyrażając razem z nim troskę o jego wątrobę. Kulinaria przewijają się przez cała powieść i to nawet w postaci przepisów. Jeden z nich skłonił mnie do sporządzenia dania na smak, sama nie wiem, Montalbana czy Carvalha.
Oto, jak jest opisany sposób na obiadowe bakłażany. Przepis wypełniłam ściśle, no, prawie. Poczytajmy, jak się gotuje w Barcelonie (tłum.: Maria Raczkiewicz–Śledziewska). A na bakłażany jest sezon. Warto wykorzystać to, że mają zwarty, twardy miąższ. Wkrótce będą miały w miękkim środku pestki, które do gotowania się wycina. Na razie można je przyrządzać bez wydrążania. I tak proponuje hiszpański pisarz.
Dwojąc się i trojąc, otwierał wszystkie szuflady i szafki, dopóki nie ustawił na marmurowym blacie baterii niezbędnych składników. Pokropił trzy bakłażany w centymetrowe plastry, posolił. Na patelni rozgrzał oliwę, wrzucił ząbek czosnku i niemal go spalił. W tej samej oliwie zaczął smażyć główki krewetek, jednocześnie obierając pozostałe części i krojąc szynkę w drobną kostkę. Wyjął główki krewetek i zaczął z nich robić wywar. Opłukał bakłażany i wysuszył dokładnie każdy plasterek. W oliwie po krewetkach i czosnku usmażył bakłażany i osączył je z tłuszczu. Później przyszła kolej na smażenie posiekanej cebuli z łyżką maki. Przygotował sos beszamelowy z mleka i wywaru z krewetek. Ułożył plastry bakłażana w żaroodpornym naczyniu, posypał je krewetkami i szynką i całość zalał beszamelem. Z jego dłoni spadł śnieg tartego sera i nakrył żółtawą biel sosu. Na koniec wsadził danie do piekarnika. Łokciami zsunął wszystko, co zajmowało kuchenny stół, na białym obrusie ustawił dwa nakrycia i butelkę jasnego czerwonego wina z Jumilii…
Tam wino czerwone, a u nas było białe. Schłodzone. Wprowadziłam także kilka zmian w przepisie. Czy detektywowi moje bakłażany by smakowały?
Bakłażany zapiekane z krewetkami po mojemu
2 bakłażany
sól
oliwa
kilka krewetek
ząbek lub dwa czosnku
masło i łyżka mąki do sosu
młoda cebulka dymka
tarty twardy ser typu włoskiego (grana) lub inny żółty
Bakłażany pokroić na plasterki, posolić, odstawić. Potem opłukać i starannie wysuszyć. Smażyć na oliwie po kilka plastrów, wyjmować na papier kuchenny.
Krewetki zagrzać we wrzącej wodzie. Wywar zachować do sosu. Na maśle podsmażyć lekko cebulkę, zasmażyć ją mąką, rozprowadzić wywarem z krewetek. Sos posolić do smaku, powinien być dość gęsty. Gdyby był gęsty za bardzo, można go podlać mlekiem lub śmietanką.
W naczyniu do zapiekania ułożyć plastry bakłażana tak, aby na siebie zachodziły. Na nich rozłożyć obgotowane krewetki.
Całość pokryć sosem, posypać tartym serem. Zapiekać 20–30 min. w 180 st. C.
Jak widać, nie użyłam szynki, ale gdybym ją miała, na pewno bym dodała, aby wzbogacić smak dania. Najlepiej, aby była to szynka dojrzewająca. Nie miałam także surowych krewetek, co miało te dobrą stronę, że nie musiałam ich obierać. Zarazem jednak mój sos był nieco mniej wyrazisty, bo bez obsmażonych ich główek. Robiłam go tylko na wodzie, bez mleka. Jeszcze jedno: danie na koniec skropiłam tartą bułeczką. Po prostu ją miałam, pozostała po dawniejszym obiedzie. A pasowała świetnie.
Jak się sporządza tartą bułkę? Podaję poradę Aliny Gniewkowskiej z jej książki kucharskiej, której zrąb powstał w Kijowie podczas pierwszej wojny światowej, a pierwsze wydanie ukazało się tamże w roku 1917.
Ja zasmażam bułkę jeszcze inaczej: w żeliwnym rondelku (pamiątkowy, z kawalerskiej kuchni mojego Ojca) mieszając zrumieniam samą tartą bułkę. Dodaję masło dopiero wtedy, gdy już zmieniła kolor i jest gorąca. Wtedy wchłania jeszcze mniej masła. Bułkę tartą dodaje się do warzyw, aby wzbogacić i podkreślić ich smak. Jest przyprawą tak polską, że dania z jej wykorzystaniem w kuchni międzynarodowej noszą nazwę: à la polonais. Tak podaje się na ogół szparagi, fasolkę szparagową, kalafiory. Jak widać, w zapiekankach się także sprawdza. Nawet gdy pochodzi z… resztek. Nawiasem, warto ją przygotowywać samodzielnie z resztek czerstwego pszennego pieczywa.