Powinno się mieć zestaw potraw, które pozwolą przygotować szybki posiłek, gdy niespodziewanie odwiedzi nas Miły Gość. Dawne kucharki na wypadek takich wizyt miały potrawy w rodzaju „szybki pasztet z niczego”, w którym występowały: cielęcina lub kawałek bażanta… oczywiście żartuję, ale coś w tym jest i z prawdy. (Kiedyś dam przepis na to, co przygotować, gdy „nic nie ma w domu”).
Ale dzisiaj coś naprawdę szybkiego. Oczywiście nie całkiem Z NICZEGO. Bo zakładam, że zwykle w domu się ma kawałek żółtego sera, a jak się okaże nawet sera można nie mieć, jakąś sałatę, jakieś owoce. Oto czym podjęłam Przyjaciółkę, gdy zziębnięte weszłyśmy do domu.
Był to ser smażony w panierce; akurat miałam typu camembert, ale może być po prostu gruby plaster tzw. żółtego. Jest pyszny zwłaszcza, gdy można sobie do niego pozwolić na lampkę lekkiego czerwonego wina (np. Beaujolais, chociaż w moim wypadku nie było to Nouveau).
Ser trzeba opanierować dokładnie i w tej dokładności leży większa część kulinarnego sukcesu. Obtaczamy ser najpierw w rozkłóconym jajku (kiedyś pewien pan mnie spytał, czy ma być bez skorupki – otóż bez), potem w mące, potem jeszcze raz w jajku i na koniec w tartej bułce. Etap z mąką można pominąć, ale z doświadczenia wiem, że taka gruba panierka lepiej chroni ser przed wypłynięciem na patelnię. Panierkę suchymi rękami trzeba dobrze przyklepać, a gdyby odpadła, warto obtoczyć ser w jajku i mące jeszcze raz. Ten proces można zrobić wcześniej, np. wieczorem czy rano, ser schować do lodówki i wyjąć tuż przed smażeniem. Smaży się z obu stron na rozgrzanym tłuszczu, uważając, aby panierka się nie przypaliła; używam oleju ryżowego, ma najmniej wyrazisty zapach.
A jeśli sera nie ma? Może macie chleb, nawet lepiej, gdy czerstwy. Można go tak samo usmażyć. Panierując w jajku i bułce, obtaczając w cieście nieco gęstszym niż na naleśniki lub… smażąc sam po prostu w oleju. (Gdy „bryndza” w domu, chleb chyba jest).
Ja do smażonego sera zrobiłam szybką sałatę. Oczywiście „z niczego”, w moim wypadku była to cykoria (może to być każda sałata liściasta), pomarańcze oraz papryczki chili: suszona, z młynka, i odrobina świeżej, drobno posiekanej. Ponieważ pomarańcze były greckie (kwaskowe, jakby kryzysowe), zaprawiłam grecką oliwą, dałam też sól i nieco cukru.
Sałata może być inna, owoce inne, chili można zastąpić jakąś marynatą z owoców; warto taką mieć w tzw. spiżarni. Ser lub grzanka – na ciepło, sałata ostra, a więc rozgrzewająca. Kieliszek wina i porządne wygadanie się, to dobre lekarstwo na tę niby-zimę i dzisiejszy przejmujący wiatr.