Rządzą ryby. Ja je bardzo lubię, jesteśmy nad morzem, mamy wybór świeżych i bardzo
ciekawych. Można je kupić na miejskiej hali targowej lub w… hipermarkecie. Niestety, w Motril, w porcie, ma tu zwyczaju sprzedawania połowu bezpośrednio przez rybaków. Port obsługuje tylko hurtowników.
Znaleźliśmy i zidentyfikowaliśmy hiszpańską nazwę żabnicy. Wyjątkowej szpetoty rybsko z wielkim pyskiem. Pani sprzedawczyni oczyściła nam ją, odrzuciła skórę, pokroiła na filety. W domku okazało się, że zostawiła przy tym łeb (też oczyszczony). No cóż, oprócz zaplanowanego dania głównego, zdecydowałam się ugotować także zup rybną. Nie wiem, czy powstała stylowa, hiszpańska. Ów łeb wrzuciłam do wrzątku razem z natką pietruszki i ząbkami czosnku, po pół godzinie, dodałam do niego dwa pokrojone w kostkę ziemniaki. Do smaku jednak dodałam także kostkę bulionu rybnego. A po namyśle wkroiłam cała ostrą czerwoną papryczkę. Do smaku można solić i pieprzyć, o ile się nie dawało gotowego bulionu, wtedy spróbować.
Co do dania głównego. Były to szaszłyki. Okazało się, że przy naszym domu rośnie okazały krzak rozmarynu. Pozbawiłam go dwóch zdrewniałych pędów. Zielone „igiełki” rozmarynu z nich usunęłam i je posiekałam. Zdrewniałe pędy wykorzystałam jako szpadki do szaszłyków.
Oczywiście najsmaczniejsze by były szaszłyki z grilla. Smakosze-Francuzi na swych campingach mają ogólnodostępne grille. Tu ich brak. Szaszłyki smażyłam więc na patelni (w domu bym użyła chociaż grillowej). Ale najpierw filety ryby pokroiłam w kostki i zamarynowałam.
Marynata do ryby: 2-3 łyżki oliwy, sok z cytryny, ząbki
czosnku (ile się lubi), posiekany rozmaryn, posiekana natka, sól, pieprz. Kostki ryby obtaczamy w marynacie, kilka razy potem je obracamy. Trzymamy tak co najmniej godzinę. Potem nadziewamy je na szpadki i, kto lubi i ma, niech między nie włoży ruloniki z plasterków bekonu (ja tak zrobiłam). To wszystko. Zostaje już tylko grillowanie lub smażenie (można i zapiec w piekarniku) i… jedzenie.
Szaszłyki podałam z ćwiartkami cytryny, posypane świeżą zieleniną. Smakowało do nich świeżutkie pieczywo pszenne, u nas − bagietka. I sałata, klasycznie doprawiona oliwą i cytryną. Podałam też sos. Czyli majonez z czosnkiem. Kupiłam taki gotowy, no bo komu na campingu by się chciało kręcić majonez.
Żabnica okazała się bardzo smaczną rybą o chudym, białym zwartym mięsie. Obiad był lekki i bezpretensjonalny. Ciekawa jestem, ile by kosztował w restauracji i czy by był tak smaczny?
PS Jeżeli żabnicę smażymy lub grillujemy, trzeba ją przedtem posolić i odstawić (zwykle w przypadku mięsa i ryb tego unikamy). Chodzi o to, aby wyciekł z niej sok. Bez pozbycia się go, będzie przywierała do patelni lub grilla.