Lato w pełni – owoce na stół! Nie każdy może jeść każdą ich ilość, ale jedzone po trochu wzbogacą nas w proste cukry, witaminy, mikroelementy i… wodę. Dlatego podaję owoce mojej mocno starszej Mamie, że nie zawsze chce pić tyle, ile potrzeba. Nawet w upały.
A w ogóle owoce nie muszą być deserem. Choć takie są naturalne i chyba najbardziej smakują. Może jednak zacząć obiad czy kolację od owoców? Tak zrobiłam, mili goście zaakceptowali moje kulinarne owocowe fantazje.
Na początek do większego posiłku lekki wstęp o smaku anyżowym za sprawą francuskiego, a właściwie marsylskiego aperitifu pastis. Dla mnie to smak południa i wakacji. Można go zastąpić każdą inną anyżówką. Pomysł zaczerpnęłam z którejś francuskich publikacji kulinarnych, w które się zaopatrywałam przy okazji każdych tam spędzanych wakacji.

Melon w pastisie po mojemu
melon kantalupa (cantalupe)
pastis
syrop z trzciny cukrowej (albo z agawy)
listki bazylii lub mięty

Melon obrać ze skóry, przekroić na pół, wyjąć pestki. Miąższ pokroić w drobną kostkę. Połowę zmiksować na mus z kilkoma łyżkami pastisu i syropem. Do szklaneczek włożyć pozostawione kostki melona, zalać musem, dobrze schłodzić. Podawać z listkami bazylii lub mięty.
W oryginalnym przepisie do przełamania smaku użyty był po prostu cukier puder. Jednak syrop wydawał mi się lepszy i zdrowszy.
Kolejna przystawka z melona jest jeszcze prostsza. To możliwe!

Kostki melona w szynce
każdy gatunek melona
szynka dojrzewająca (np. prosciutto, serano, bayonne, staropolska)
Kostki melona owinąć paskami szynki, spiąć wykałaczkami. Schłodzić.
Ten przepis jest tak prosty, że go nawet nie znakuję jako moją własność. Szynkę dojrzewającą można zastąpić każdą inną suszoną wędliną. Od biedy i szynką gotowaną. Przystawkę przed podaniem warto przybrać ziołami.
Kolejna przystawka nie będzie już z melona, lecz z brzoskwiń. Połączyłam je z hiszpańskim, paprykowanym chorizo. Efekt odlotowy. Pobudza smak. Pasuje do hiszpańskiego wina.

Carpaccio z brzoskwiń i chorizo po mojemu
twarde brzoskwinie
grube chorizo w cienkich plasterkach
oliwa extra vergine
ocet balsamiczny (krem owocowy)
pieprz z papryką
świeża bazylia

Brzoskwinie sparzyć, obrać ze skóry. Miąższ pokroić w cienkie plasterki (resztki po krojeniu pozostawić). Plasterki brzoskwiń rozłożyć na okrągłym talerzu przekładając plastrami chorizo. Skropić oliwą, posypać pieprzem z papryką, a na końcu przybrać kleksami gęstego octu balsamicznego i listkami bazylii.
I ta przystawka smakuje lepiej, gdy jest schłodzona. Do czasu podania można ją trzymać w lodówce. Nie przejmujmy się, że oliwa się zetnie, po wyjęciu rychło przejdzie w stan płynny, zwłaszcza w upał.
Pozostałości z brzoskwini kroimy w kostkę i dodajemy je do sałaty. Ja miałam roszponkę. A także ugotowany bób. Z resztek więc powstała oryginalna kompozycja sałatkowa, pyszna do pszennego pieczywa.

Roszponka z bobem i brzoskwinią po mojemu
sałata roszponka
brzoskwinie pokrojone w kostkę
bób ugotowany i wyłuskany
młoda cebulka
olej z awokado
ocet z czerwonego wina
sól, czarny pieprz
Roszponkę oczyścić, umyć, osuszyć. Wyłożyć do salaterki. Zmieszać delikatnie z kostkami przekroić, bobem, przybrać krążkami cebuli. Z oleju i octu i soli sporządzić winegret (proporcje 1:3), polać sałatkę. Mocno popieprzyć.
I kolejny pomysł dla kuchennych analfabetów. Świetny na prawdziwie upalne dni, gdy o jedzeniu nie myślą nawet żarłoki. Może upały jeszcze wrócą?

Arbuz z serami kozimi
arbuz
sery kozie: twardy i pleśniowy
oliwa extra vergine
listki bazylii
ew. czarny pieprz
świeże zioła (bazylia lub kolendra)
Arbuza obrać ze skórki, oczyścić z pestek. Miąższ pokroić w większe kostki. Schłodzić je. Przed podaniem skropić lekko oliwą, pokryć plasterkami koziego sera pleśniowego i trójkątami lub plasterkami sera twardego. Posypać pieprzem, przybrać listkami bazylii lub kolendry.
Wszystkie podane przeze mnie przystawki są bardzo proste. Wystarczy mieć lodówkę, ostry nóż i… już. Letnia kolacja z przyjaciółmi gotowa. Dopowiem jeszcze, że w wielkie upały wino czerwone warto, a nawet należy, wstawić do lodówki i lekko schłodzić. Podane w temperaturze pokojowej, gdy osiąga ona blisko trzydzieści stopni, nie będzie zachwycało.
W kąciku miłośników dawnej prasy podam praktyczną poradę dotyczącą melona. Nie wiadomo którego gatunku, przyjmijmy że każdego. W roku 1885 zamieścił ją „Kurier Warszawski”. Z gazetą musiała współpracować osoba znająca się na kulinariach i gospodarowaniu. Może była to sama pani Lucyna Ćwierczakiewiczowa, wówczas znajdująca się u szczytu popularności i często w gazecie wspominana (nawet w felietonach samego Bolesława Prusa!). Porady podpisane niestety nie są. Przytaczam je w pisowni oryginału.

Niewiele jest owoców, któreby tak prędko ulegały zepsuciu jak melony. Jeśli zerwano melon w stanie kompletnej dojrzałości, nie ma innej rady, jak tylko zjeść go zaraz, albo też wynieść de lodowni; w ten sposób można odłożyć jego konsumcję [!] na jakie dwa tygodnie, bez obawy zepsucia się owocu. Chcąc jednak przechowywać melony na dłuższy czas bez ociekania się do lodowni, którą nie zawsze mamy do dyspozycji, należy je zrywać w stanie niezupełnie dojrzałym. Wytrzeć następnie z osobna miękkim gałgankiem i pozostawić do powierzchownego podeschnięcia w suchem miejscu, w ciągu dwóch dni. Obruszone umieścić w drewnianej skrzyni, przesypując każdy osobna grubą warstwą utłuczonego drzewnego węgla lub popiołu. Ustawić skrzynię w miejscu suchem o jednostajnej temperaturze. Byle tylko wyżej wskazane warunki były ściśle zachowano, melony zakonserwują się aż do samej zimy. Jeśli chcemy przechować je na czas krótszy, węgiel można zastąpić wysuszonym piaskiem. Oznaki melona w dobrym gatunku: forma całkiem okrągła, lub nieco owalna; deseń gęsty, żeberka mocno wystające; ogonek krótki, lecz mięsisty, smolnego zapachu; waga odpowiada objętości; przy opukiwaniu nie daje pustego odgłosu; zapach świeży, aromatyczny. Skoro naciskamy palcem z wierzchu w miejscu przeciwległem do ogonka ugina się, lecz po odjęciu palca wraca do pierwotnej formy; skoro nie jest ani zbyt żółty, ani zbyt zielony – oto spostrzeżenia, określające stopień jogo dojrzałości. W tym stanie najlepiej się kwalifikuje do przechowywania.
Garść porad z „Kuriera” dotyczy właśnie owoców. Z nich przyrządzane są rewelacyjne likiery (może kiedyś je zbiorę razem i przytoczę) . Są pomarańczowe (curaçao!), wiśniowe (maraskino!), kawowe, anyżowe. Jest nawet porada jak bezbarwnym likierom nadawać kolory. Nic więc dziwnego, że znalazł się i taki tekścik, bardzo praktyczny. Dla pijących, a raczej alkoholu nadużywających. Podaję tylko dla śmiechu.

Lekarstwo to z gatunku tych, które mogą bardziej zabić niż wyleczyć! Uważne oczy wypatrzą w tej krótkiej „poradzie” wyraz niepoprawny nawet w tamtych czasach, choć często w tej niepoprawnej formie występujący. Co akurat w „Kurierze Warszawskim” z roku 1885 powinno dziwić, jako że w 1882 rozstrzygał już tę kwestę, dość surowo.

Nasz język jest obrazem najwyższego nieładu, gdyż każdy chce nad nim rządzić w miarę sił swoich. W tych dniach spór o to, jak się pisze wziąć, wytoczono aż przed sądem pokoju, a następnie przed zjazdem!
Nie wdając się w ocenę sprawy ze względu na jej małą ważność, zaznaczamy, iż sąd, wsparty dykcjonarzem Lindego i Orgelbranda, uznał, iż pisać należy wziąć a nie wziąść. Wprawdzie magistratura sądowa nie jest instytucją akademiczną, zaznaczamy jednak sam fakt, aby stwierdzić, iż w język wkradł się zwyczaj pisać: wziąść, co jest przeciwne etymologji wyrazu, pochodzącego od jąć, tudzież zdania takich gramatyków, jak Małecki, oraz Malinowski.
Na podstawie zatem tych zasad, sąd, mając do rozstrzygnięcia, akcję, czy anonsa kupieckie, na których wydrukowano wziąść zamiast wziąć, są dobre i czy powód jest obowiązany do przyjęcia onych, uznał druki za odpowiednie i zasądził należne wynagrodzenie za odbitki.
Tyle lat minęło od wyłożenia tych zasad, a pisownia „wziąć” nadal jest niejasna dla wielu umysłów błądzących własnymi drogami i chyba jednak niedouczonych.