Owoce tylko dla dorosłych

dnia

Miesiące wakacyjne można wykorzystać do sporządzania nalewek. Te bardzo polskie trunki dawne gospodynie trzymały w apteczkach, wydając w miarę potrzeby na różne dolegliwości, a czasem po kryjomu lecząc własne nerwy, skołatane samodzielnym prowadzeniem domu.

Czy brać z nich przykład? W kwestii sporządzania nalewek zdecydowanie warto. Jeśli pijemy alkohol, wyspecjalizujmy się w jakimś własnym wyrobie tego rodzaju. Postawienie na stole karafki czy ozdobnej butelki z własną wiśniówką czy orzechówką może się stać cenioną przez gości specjalnością domu.

Poszperałam w starych gazetach i znalazłam kilka prostych przepisów na ciekawe utrwalenie owoców alkoholem. Oto na przykład taki, z maja roku 1902. Pochodzi z pisma „Dobra Gospodyni”, jest opatrzony nazwiskiem czytelniczki, która go przesłała. Zapamiętajmy sobie ten przepis na następną wiosnę, jest bardzo oryginalny:

 

Zbiera się młode listki rozwijającej się jabłonki, garść mniej więcej na kwartę, kładzie się do gąsiorka, nalewa spirytusem i stawia na słońcu. Gdy nalewka nabierze zielonego koloru ruty, zlewa się spirytus i dolewa wodą, najlepiej zimną przegotowaną. Spirytus traci swój nieprzyjemny obrzask i nabiera smaku i zapachu jabłek. A. Olszewska.

A teraz dwa przepisy w sam raz na lato. Pochodzą z lata roku 1939. Zamieścił je „Ilustrowany Kuryer Codzienny” – gazeta, która po wojnie się nie odrodziła, chociaż przed wojną była tytułem w Polsce najpopularniejszym. Jej wydawca, Marian Dąbrowski, twórca krakowskiego koncernu prasowego wartego miliony dolarów (przedwojennych!), tuż przed wybuchem wojny z kraju wyjechał i do niego nigdy nie wrócił. Zmarł na Florydzie, podobno w biedzie i zapomnieniu. Jego koncern prasowy wojna zniszczyła, z drukarni, słynnego „Domu Prasy” przy ul. Wielopole, korzystało najpierw wydawnictwo okupacyjnej prasy gadzinowej, potem pisma PRL-u. Sic transit gloria mundi.

Ale przepisy na nalewki zostają! Jak i nalewki w ładnych butelkach będą służyły przez kolejne zimy, o ile będziemy oszczędnie i ze smakoszostwem nimi gospodarowali. Porady z IKC są skierowane do konkretnych czytelników, opatrzonych nazwiskami; nie kasuję ich – może ktoś znajdzie ślad swojego krewnego? Na pytania czytelników odpowiadała Zofia Szyc-Korska, sygnująca notki podpisem Sc. Ko. Przypominam, że stosuję pisownię oryginału. A więc ratafia i wiśniak:

WP. A. ZDYBALSKA W KRAKOWIE. Bardzo słusznie — przepis na ratafię podawany był już w tym roku kilka razy. Proporcje podawane w przybliżeniu, gdyż mogą być dowolne. Im więcej gatunków owoców znajdzie się w spirytusie, tem aromat nalewki będzie wykwintniejszy. Więc jeszcze raz: po 10 dkg owoców różnego rodzaju, dodawane po 2–3 litrów najprzedniejszego spirytusu. Gąsior z nalewką nie ma stać w słońcu ani w cieple — najlepiej w kąciku w kredensie, dobrze zatkany korkiem, nie śmie być bardzo widoczny, aby nie wodził na pokuszenie. Nalewka z owocami stoi 2 do 3 miesięcy. Końcowy przepis? Niema żadnego. Zlewa się nalewkę do butelek i koniec. Pozostałe owoce można zalać syropem cukrowym z funta cukru i pół litra wody. Syrop powinien się dobrze gotować. Oczyszczony z pian i ostudzony, w lewa się na owoce, z których scedzono nalewkę i zostawia przez 2 tygodnie w spokoju. Gdyby po scedzeniu tej drugiej nalewki okazało się, że jest ona za słaba lub pierwsza za mocna, można je zmięszać. Radziłabym jednak pierwszą nalewkę odstawić dobrze zakorkowaną, a mięszać tylko po trosze. Im dłużej nalewka spoczywa, tem jest lepszą.

2) Prawdziwy wiśniak sporządza się na cukrze, którego się bierze 75 dkg na 1 kg. Cukrem przesypuje się wiśnie w gąsiorze, owiązuje go gęstym muszlinem i stawia w słońcu na tak długo, aż się wytworzy sok, a owoc opadnie na spód gąsiora. Trwa to zwykle kilka tygodni.

Kolejny przepis jest na orzechówkę (właśnie dostaliśmy orzechy; Krysiu, dziękujemy!), pochodzi już z sierpnia roku 1939. Czy ci, którzy go wykorzystali, zdążyli zlać nalewkę do butelek? Jeżeli wykonali tę czynność ściśle po trzech tygodniach – zdążyli. Ale w tygodniu czwartym wybuchła już wojna.

Likier z zielonych orzechów włoskich

Z zupełnie młodych jeszcze orzechów włoskich sporządzić można doskonały gorzkawy likier w następujący sposób: 56 dkg orzechów zupełnie zielonych, kraje się w kawałki, zesypuje do słoja, nalewa na to litr dobrego spirytusu, owiązuje dokładnie i odstawia na 40 dni w miejsce zaciszne, lecz o ile możności chociażby przez parę godzin dziennie nasłonecznione. Po podanym czasie scedza się spirytus z orzechów, dodaje 1 dkg goździków i tyleż cynamonu oraz 4 dkg drobno pokrajanych smażonych skórek pomarańczowych. Wkońcu dolewa się gesty syrop nagotowany z 60 dkg cukru i szklanki wody. Nalewka z temi dodatkami stać musi dalsze trzy tygodnie, poczem się ją przecedza przez filtr do flaszek.

Na koniec jeszcze jedna słynna nalewka: benedyktynka. Także ze skarbczyka Ikaca:

Proporcja korzenia arcydzięgielu 10 gr., korzenia tataraku 15 gr., mirry 15 gr., cynamonu 15 gr, skórki suszonej pomarańczy 30 gr, aloesu 8 gr, gałki muszkatułowej [!] 2 gr, szafranu 3 gr, imbieru [!] 4 gr, laska wanilji, goździków sztuk 4, pomarańczek małych zielonych sztuk 3. Wszystkie te przyprawy zalać litrem spirytusu o mocy 94% i zostawić tak na trzy dni. Zrobić syrop z dwóch i pół kg cukru i tyluż litrów wody, koniecznie rozpuszczając cukier na zimno. Po wyszumowaniu do gorącego syropu dolewa się zcedzony [tak pisano] z korzeni spirytus oraz jeszcze dwa litry spirytusu czystego, doskonale wszystko wymieszać, przefiltrować i dać do butelek. Używać można najwcześniej po upływie roku.

Trzeba chyba mieć cierpliwość benedyktyńską do sporządzenia tej nalewki. Komu jej brakuje, może sięgnąć po likiery i nalewki gotowe, ze sklepu. Czy dzisiaj dostaniemy ten opisany w postaci prasowej notki; czyżby nie znano wtedy jeszcze pojęcia kryptoreklamy?

Na ten likier nie trafiłam. Bo chyba się go już nigdzie nie dostanie. Pochodzi bowiem z destylarni już nie istniejącej. Także słynną poznańską wytwórnię wódek Hartwig Kantorowicz, z tradycjami od roku 1823, zmiotła z ziemi II wojna światowa. Po likierze Mandarin zostały tylko piękne butelki.

Nas podczas wakacyjnego wyjazdu orzeźwiał lekki francuski likier miętowy. Ma zaledwie 21%  alkoholu. To Get 27. Jako Pippermint Get w roku 1796 rozpoczęli jego sprzedaż Jean i Pierre Get w Revel, w dzisiejszym departamencie Haute-Garonne, którego stolicą jest niedawno przez mnie wspominana Tuluza.

Likier miętowy – ten albo jakiś inny – z kostkami lodu lub (nawet lepiej) z lodem pokruszonym, ewentualnie z dodatkiem wody z bąbelkami, na wieczór po upalnym dniu jest znakomity. A jak pięknie wygląda! To znakomity aperitif na lato.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s