Wreszcie ciepło. Poszukuję więc dań lżejszych, które podkreślą tę cudną pogodę. Może sięgnąć po dary morza? W kuchni francuskiej jest kilka potraw o nazwie à la marinière, czyli po marynarsku. z ryb i owoców morza. Ich przykładem są omułki. Czarne skorupki skrywają zawartość kremową w barwie i konsystencji. Nie wolno jej przegotować, będzie niesmaczna, rozpaćkana.
Mule – tak spolszczam właściwą nazwę – dają się przyrządzać szybko. Choć warto poświęcić czas na staranne ich umycie. Wprawdzie te hodowlane nie są tak zapiaszczone, jak te prosto z morza, ale każde warto obejrzeć, aby odrzucić muszle otwarte, obmyć zimną wodą, pozbawić ew. wąsów (zwanych bisiorami).
Małże są bardzo bogate w zdrowe tłuszcze (Omega 3), witaminę B, oraz mikroelementy: selen, magnez, fosfor. Są niskokaloryczne: w 100 g mają 172 kalorie. Zapewniają wesoły obiad, do którego zasmakuje nam białe schłodzone wino. Takie samo, w jakim mule ugotujemy.

Moules à la marinière
1,5 kg małży – omułków czyli muli
2 szalotki pokrojone w kostki lub cebula
gałązki świeżego tymianku
natka pietruszki
liść laurowy
pieprz świeżo mielony
białe wino wytrawne
ew. śmietana
masło lub oliwa
Mule oczyścić, umyć, odrzucić otwarte.
Na głębokiej patelni lub w rondlu zagrzać tłuszcz, poddusić szalotkę (nie rumienić). Wlać wino, dodać zioła, do gorącego dodać mule. Gotować 2–3 minuty pod przykryciem. Wyjąć je z wywaru, trzymać przykryte. Wywar zagrzać, odparować, popieprzyć. Przecedzić przez gazę (zwłaszcza jeżeli mieliśmy mule morskie, tych hodowlanych w zasadzie nie trzeba). Kto chce, w tym momencie może dodać śmietanę. Z powrotem dać do sosu mule – bez tych, które się nie otworzyły. Tylko zagrzać, już nie gotować. Od razu podawać. W tej chwili posypuję mule odłożoną garścią zielonych ziół i natki.
Zwróćmy uwagę na to, że mule przyrządza się bez soli (choć można ją postawić na stole). Pochodzą z morza i są dość słone. Istnieją kontrowersje – cebula czy szalotka. Niektórzy uważają, że pasuje do potrawy łagodniejsza szalotka. Inni dodają z rozmysłem cebulę, dorzucając do niej i czosnek. Warto wypróbować, która wersja nam zasmakuje: łagodniejsza, podkreślająca kremowość muli, czy wyrazistsza – z czosnkiem.
Gdy przygotowujemy mule w plenerze, możemy nie mieć gęstego sitka ani gazy do odcedzenia sosu. Wtedy przechylamy po prostu garnek z nim ostrożnie, aby piasek pozostał na dnie. Bouquet garni, czyli tymianek, natkę i liść laurowy, po ugotowaniu odrzucamy.
Jest jeszcze jedna odmiana: mule po normandzku. W miejsce białego wina bierze się do nich cydr. Są smakosze, które za nim optują. Może wtedy do sosu dodać i kieliszek calvadosu? Tak bym zrobiła. Sos do potraw z Normandii bezwzględnie musi być na maśle, a do niego trzeba dodać dobrą śmietanę. I podgrzać go bez tymianku, tylko z natką.

Dzisiaj, we wreszcie ciepły dzień, zgrzana po spacerze, ugotowałam mule po marynarsku na oliwie z dodatkiem kulki masła (dla smaku), z ziołami, z cebulą i to w dodatku różową, i z białym winem. Czy marynarze, ci z Morza Śródziemnego, takie mule jadają? Hm. My zjedliśmy wspominając upalne noce spędzone na tym morzu, na pewnym jachciku, w doborowym towarzystwie. Tu przypomnieć można żeglarską piosenkę Jana Krzysztofa Kelusa; słuchając jej przed laty nie myślało się, że jest… o nas:
Tam gdzie był nasz port:
– kilka dalb i drewniane na palach pomosty
tam gdzie wracaliśmy co rok
by na nowo się spotkać i rozstać
i gdzie żegnaliśmy przyjaciół
tak nagle tragicznie dorosłych
– przecież jednak czasem tam bywamy…
(…)
Na drewnianych łodziach
jak ze starych akwafort
odpłynęli z portu młodzi chłopcy
Więc nie pytaj – proszę –
gdy zobaczysz tamten port
czemu przypłynęli jacyś obcy
To cóż, że był chłopak co pragnął
to wszystko zagarnąć na własność
to cóż, że zostało nam po nim
tych kilka szczenięcych obrazków
to cóż, że mówimy dziś o nim
„nasz zmarły przyjaciel” tak rzadko
i… piosenka znów o przemijaniu?
(…)
Na drewnianych łodziach
jak ze starych akwafort
odpłynęli z portu młodzi chłopcy
Więc nie pytaj – proszę –
gdy zobaczysz tamten port
czemu przypłynęli jacyś obcy