Wielkanocny misz-masz

Określenie tytułowe już dzisiaj chyba nie jest używane. Słowa też się starzeją i wypadają z obiegu (jak i przepisy na potrawy). W przedwojennej prasie na określenie takiej pomieszanej różnorodności stosowano jeszcze francuskie: pêlemêle, czyli bezładna mieszanina albo – „groch z kapustą”. Jak groch z kapustą, to prawie Wigilia Bożego Narodzenia, a nie Wielkanoc, co zresztą z pogodą się zgadza. Taki widzę świat za oknem, a datę wstawiam w zdjęcie nieprzypadkowo:

 

A przecież życie musi się obudzić. Wiosna musi nadejść. Śnieg musi zniknąć. W tym roku trudno uwierzyć w to, co pisała autorka warszawskiego tygodnika „Dobra Gospodyni”, ukazującego się od roku 1901 do 1925. Pismo było wybitnie pozytywistyczne, nastawione na podawanie wiadomości konkretnych, dotyczących higieny życia codziennego, gospodarstwa, ogrodnictwa i hodowli, organizacji pracy w domu itp. Bez kuchni nie mogło się obejść, jak zresztą i bez mody (ale w aspekcie praktycznym). Pod koniec istnienia poszło także w literaturę. Ale na ogół zamieszczało ciekawe porady i przepisy, nadsyłane zresztą przez czytelniczki. Jak widać z listów, odpowiedzi redakcji były kierowane w różne części głównie… Imperium Rosyjskiego. Polacy przebywali wszędzie: że w Kijowie, na Podolu i Wołyniu czy Kownie, to zrozumiałe, ale w Archangielsku, Noworosyjsku, Taszkiencie, Irkucku, Selengińsku, obwód Zabajkalski, Tyflisie… Nie mówiąc, oczywiście, o Warszawie, Starachowicach, Piotrkowie, Kutnie. Pojawiały się i czytelniczki z austriackich Krakowa czy Lwowa lub Wielkiego Księstwa Poznańskiego, a nawet z miast głęboko niemieckich. Wśród pytających o porady była p. baronowa Taube z Motyżyna, w guberni kijowskiej (rodzina Jarosława Iwaszkiewicza), sama pani Iwaszkiewiczowa (chyba matka poety, bo kilka numerów dalej jest odpowiedź dla adresatki z Kalnika, gdzie rodzina Iwaszkiewiczów mieszkała) oraz Z. hr. Komorowski z Kowaliszek w guberni kowieńskiej i Michałowa hr. Komorowska (czyżby przodkowie obecnego pana prezydenta?).

Ale wróćmy do naszych świąt wielkanocnych. Autorka podpisana Szczęsna pisała pod pięknym tytułem:

 

I dziś to samo się dzieje… Rozkwita na nowo, zmartwychwstaje życie przyrody i powtarza się wśród wiernych pamiątka największego cudu Boskiego, ludzie idą o. grobu Zbawiciela wynurzyć swoje żale i niepokoje, a potem serce im uderza radosną pogodą na odgłos dzwonów niedzielnych głoszących nowe – Alleluja!

Na przekór pogodzie. Czego wszystkim życzę.

W części kulinarnej bloga zamieszczę kilka przepisów, jakie to pismo podawało na mazurki. Czy muszą one być prostokątne? Nie muszą. Ale przy okrągłych babach i tortach takie wyglądały ciekawiej i lepiej się kroiły. Nie zapomnijmy przy tym, że pochodziły one od słodkości tureckich, wschodnich. Stąd więc ich nadmierna słodycz i właśnie taki kształt, jaki ma np. bakława.

Pewnie każdy już ma jakiś mazurek, jeśli nie własnoręcznie upieczony, to jakoś tam uzyskany. A kto nie ma, może się jeszcze namyśli i upiecze? Oto propozycje „Dobrej Gospodyni” z roku 1904. Podaję je w pisowni oryginalnej, z epoki, oraz opatruję inicjałami autorek (bo to chyba nie panowie byli autorami przepisów):

 Mazurki z winem

Wziąć kwartę kwaśnej świeżej śmietany, 1 f. cukru, 5 jaj, sok z jednej cytryny i skórkę od niej utartą na cukrze, 1/2 butelki wina i tyle mąki, ile zabierze ciasto nie bardzo gęste, wyrabiać to wszystko na zimnie, a gdy ciasto będzie dostatecznie wyrobione wykładać mazurki na papierze, posmarowanym masłem i wysypanym mąką, posmarować z wierzchu dobrem winem, osypać grubo tłuczonym cukrem z krajanemi migdałami i upiec w niebardzo gorącym piecu.
K. M.

 Mazurki szwajcarskie

Trzy kwaterki masła klarowanego i ostudzonego wiercić w donicy aż do białości, potem dodać po łyżce 2 f. mąki i 2 f. cukru i po jednem żółtku aż do 20-u, a w końcu jeszcze 10 całych jaj i wiercić jeszcze najmniej pół godziny, bo jeśli masę tę za mało kręcić wałkiem, to mazurki nie udadzą się. Do połowy można dodać pół funta tartej czekolady, a drugą zrobić z zapachem wanilji, lub skórki cytrynowej. Porobić foremki z papieru na blachach, ponalewać w nie, urównać nożem i wsunąć natychmiast w piec wypalony jak na bułki, lub w piec po babach.

 Mazurki cygańskie

5 jaj utrzeć w donicy, dosypując po trochu 3 filiżanki cukru, 1-ą filiżankę mąki, w końcu dodać 2-ie filiżanki drobnych czarnych rodzynków, 2-ie filiżanki sułtańskich, 2-ie filiżanki grubo krajanych nieobieranych wytartych tylko migdałów i 2-ie filiżanki skórki pomarańczowej smażonej w cukrze drobno krajanej. Wymieszać to wszystko dobrze i układać na blachę, wyłożoną papierem, wysmarowanym masłem.

Te dwa mazurki: szwajcarski i cygański bardzo się nadają do połączenia ich razem; trzeba tylko posmarować każdy jaką galaretką owocową i włożyć razem tak, żeby cygański stanowił wierzch, który można ubrać lukrem białym za pomocą tutki papierowej według gustu i zręczności.
L. K. D.

 

Dodatkowo podam przepis na wypiek innego rodzaju, opatrzony rysunkami pewnie odautorskimi:

To także nazwisko znane. Czyżby autorka była z kolei prababcią Jerzego Ciemniewskiego, ministra w rządzie premiera Mazowieckiego?… Zakład przez nią wspomniany mieszczący się w zakopiańskich Kuźnicach był bardzo znaną szkołą gospodarstwa, prowadzoną przez hrabinę Zamoyską. Panienki z dobrych domów uczyły się tam sztuki zarządzania gospodarstwem. Aby dobrze rządzić służbą, należało wszystko umieć robić i samodzielnie. Taka nauka przydała się zresztą bardzo w wieku XX, gdy historia zrujnowała i zabrała majątki, a życie trafiło w zupełnie nowe koleiny. Co warto wziąć pod uwagę i dzisiaj.

A na zakończenie apel z pisma, zawsze nam bliski:

 

Wobec ogólnego prądu, dążącego do zaniechania wszystkiego, co trąci niemczyzną, p. N. Dzierzkówna proponuje za naszem pośrednictwem, aby Sz. Panie, oraz właściciele cukierni zechcieli zmienić obcą nam, choć zwyczajem utartą nazwę „baumkuchenów” na więcej swojską. Słusznie zatem pisze panna D., że „przecież język nasz jest dość bogaty, aby się zdobyć na własny, odpowiedni wyraz.” Wobec tego prosimy nasze Sz. Czytelniczki i Czytelników o łaskawe nadsyłanie nam odpowiednich swojskich nazw, któremi możnaby zamienić dotychczasową niemiecką.

I taka nazwa powstała (albo się odnalazła). Jaka to nazwa? Ktoś wie? Nagrodą dla czytelniczek tygodnika były książki. A ja mogę oferować dla wszystkowiedzących – ciekawy przepis na życzenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s