23. wpis

Alina Kwapisz-Kulińska – 27/02/2011 10:15

Chce się niekiedy słodkiego. A innym razem niebanalnego. Oto propozycja na połączenie dwóch tych „chętek”. Mały deser na zakończenie eleganckiego obiadu. Albo wręcz na zakończenie miłego dnia. Warto o nim pomyśleć nawet dzień wcześniej.

To crème brûlée. Delikatny śmietanowo-żółtkowy z chrupiącą karmelową skórką. Nie spotkałam dotąd nikogo, kto by go nie lubił. A porcyjki są małe, nie ma więc obawy o przesłodzenie czy nadmiar kalorii.

Wbrew obawom, nie robi się go trudno. Trzeba mieć: 2 szklanki śmietany-kremówki (biorę UHT; podobno można zastąpić połowę mlekiem – nie próbowałam); laskę wanilii lub ekstrakt waniliowy (na pewno nie cukier wanilinowy); żółtka (4 do 6, a nawet 8 jeśli małe); pół szklanki cukru (ale można mniej, jak się lubi); szczypta soli; dodatkowo cukier od posypania po wierzchu (biorę brązowy, choć może być każdy, a spotkałam gdzieś radę, aby był kandyzowany).

Śmietankę trzeba powoli zagotować z cukrem i wyskrobanymi z laski ziarenkami wanilii lub jej ekstraktem, odstawić, niech przestygnie. Żółtka rozkłócić, do nich wlewać śmietanę. Wymieszać ze szczyptą soli. Wlać do foremek żaroodpornych, najlepiej specjalnych, płaskich – jak na ilustracji. Wstawić do piekarnika, piec 30 minut do 60, w zależności od temperatury (160-130 st. C); najlepiej w tzw. kąpieli wodnej (foremki wstawia się do naczynia z wodą tak, aby sięgała do ich połowy). Krem się schładza, trzyma w lodówce. Przed podaniem posypuje cukrem i karmelizuje palniczkiem kuchennym. (Gdy go brak, można wstawić w piekarniku pod opiekacz). Ja palniczek mam dzięki Asi i Szymkowi, którzy nie zdołali jeszcze spróbować mojego „kremu przypalonego”. Ale na pewno do tego dojdzie!

Dodaj komentarz