Przyjęcie melonowe

I po upałach! Kto chce trochę jeszcze zatrzymać smak lata, niech sięgnie w warzywniaku po melony. Weekendowe przyjęcie melonowe pozwoli na wymienienie się wakacyjnymi wspomnieniami; tegoroczne już są wspomnieniem!

Przed wojną melony w handlu i na stołach bywały obecne, choć nie powszechnie. Przypomnę, jakie kupowano, opisywano, co z nich robiono. Sięgam do „Kuriera Warszawskiego” z roku 1938. Nieoceniona Pani Elżbieta, czyli Elżbieta Kiewnarska, opisała pożytki z melona. Już wtedy były rozmaite ich gatunki. Niektóre uprawiano na południowo-wschodnich Kresach Rzeczypospolitej, w okolicach słonecznych Zaleszczyk. Choć nie tylko, na co wskazuje fotografia z roku 1936 z „Ilustrowanego Kuryera Codziennego”.

Czas na opis, jakie to były melony. Pisownia oryginału.

Leżą rzędami bujne, okrągłe lub owalne, duże, średnie i małe, oranżowe, żółte i zielone, gładkie i żeberkowate, pokryte srebrzystą siatką, ciemnymi, zielonymi plamami lub jednokolorowe, leżą do obejrzenia dla szerokiej publiczności, do zachęcenia do kupna, do spożycia i szerzą wkoło siebie cudny aromat, najpiękniejszy z owocowych aromatów.

Mamy ich dwa rodzaje. Te masami przywożone, seryjne, że je tak nazwę, pochodzące ze słonecznego Pokucia, pospolicie Zaleszczyckimi zwane. Uprzystępniły one szerokim masom poznanie smaku tego szlachetnego owocu. W czasie, kiedy jagodowe owoce już się skończyły, z pestkowych śliwki jeszcze nie dojrzały a wiśnie i czereśnie już przeszły, melony zaleszczyckie stanowią wyborny, codzienny owoc deserowy i świetny materiał na wszelkiego rodzaju konserwy. Melony jako kompot zimowy są wprost niezastąpione. W kuchni polskiej w wielu wypadkach zastępują ananasy. I to nietylko jako namiastka i to bardzo aromatyczna namiastka w cukiernictwie, lecz i jako równorzędny ananasowi owoc świeży melon lub melon w kompocie, dodany do kompotu z jabłek, gruszek czy śliwek, zmięszany z innymi owocami w tak zwanej „macédoine” dodaje tym mięszaninom smaku i aromatu i robi ze zwykłych kompotów wytworne desery.

Konfitury z melona bądź drobno krajanego, bądź smażonego w całych żeberkach stanowią wykwintny dodatek do potraw i garnitur do ciast i deserów. Melon smażony w dużych kawałkach i w miarę potrzeby obsuszany to najlepsza cykata do ciast, a w małych kawałkach utarzany w pudrze, obsuszony i powtórnie utarzany w pudrze to najsmaczniejsza część składowa „kałabuchów” kijowskich.

Kompotu zimowego z melonu nie radzę przyrządzać i sterylizować w Weck’ach.

Dużo smaczniejszy jest ugotowany krótko w cukrowym syropie, zlany do zwykłych kompotierek lub wąskich słoików i na gorąco zalany pechem. W taki sposób zachowuje cały swój niezrównany aromat. Kompot octowy z melonu można robić na ostro i na słodko. W pierwszym razie dodaje się do niego gorczycy w ziarnach, białego pieprzu i imbieru. Dodatek goździków i cynamonu stosowany przez niektóre gospodynie, jest nieracjonalny. W niedużych ilościach korzenie te kłócą się z subtelnym zapachem melona – w dużych ilościach zupełnie go zabijają. Gorczycę dającą ostrość sypie się do zupełnie gotowej konserwy. Cukru się do niej sypie nie bardzo dużo, tylko kilka łyżek na litr octu, aby złagodzić jego zbyt ostry smak.

Słodki kompot octowy robi się, przyrządzając melon jak na zwykły kompot i zagotowując go raz jeden tylko z mocnym octem. Do słoja kładzie się kawałki imbieru. Wszelkie inne aromaty są zbyteczne, gdyż szkodzą subtelnemu aromatowi melona.

Na wszelkie konserwy można używać z dalekiego południa przywiezionych melonów. Jeżeli jednak chcemy zjeść owoc prawdziwie wytworny, zawsze nabędziemy melon, wyhodowany w inspektach pod stolicą. Przede wszystkim mamy olbrzymi wybór gatunków. Weźmiemy owoc odpowiadający kolorem, rozmiarem, wyglądem i aromatem naszemu gustowi i potrzebie. Będzie on soczysty i gładki – jakim nie może być melon przywieziony z daleka i będzie miał aromat świeżo ściętego owocu, jakiego również zdała przywiezione owoce mieć nie mogą. Taki melon, trzymany na lodzie do chwili podania, pokrajany w duże plastry przed samym podaniem i to bez żadnego innego dodatku prócz świeżo przesianego cukru-pudru – to prawdziwa delicja, to korona wszelkich owoców letnich.

A kto zechce jeszcze większego przysmaku, niech piękny aromatyczny melon ze ściętym czubkiem wydrąży, pozostawiając na palec mięso przy skórze. Niech z miąższu (po odrzuceniu ziarnek) zrobi dobrze zamrożone lody melonowe, napełni nimi skórę, przykryje ściętym wierzchem i cały owoc do chwili podania trzyma na lodzie. Dla amatorów alkoholu można przed podaniem wlać do lodów kilka kieliszków araku. Ułożyć melon na liściach i natychmiast podawać.

Smaki lata jak się patrzy! I kilka porad, jak je zachować przez zimę.

Krajowego melona nie dostałam, tylko ten z importu. Wykorzystałam go do dwóch dań, z czego pierwsze było maleńką przystawką, zaostrzającą apetyt. Melon Galia ma piękny zielonkawy kolorek.

Kto chce, może go połączyć z innym gatunkiem ­– i miąższu pomarańczowym lub żółtym, a nawet z arbuzem. Skropienie go anyżowym w smaku alkoholem z południa Francji przywoła niektórym wspomnienia z minionych wakacji. Tę przystawkę wykonają nawet kuchenni analfabeci, tak jest prosta.

Melon w pastisie po mojemu

melon dowolnego gatunku
pastis
orzechy nerkowca (cashew)
liście mięty
pieprz świeżo mielony, kolorowy


Z melona wyciąć kuleczki specjalną łyżeczką. Można też miąższ pokroić w kostkę o podobnych rozmiarach. Wyłożyć do szklaneczek, kieliszków lub małych salaterek.

Skropić pastisem. Posypać orzeszkami (kto chce, może je zrumienić lekko na patelni beztłuszczowej) i pieprzem z młynka.

Wstawić do lodówki, przed podaniem przybrać listkami świeżej mięty.

Wygląda efektownie, ma delikatny smak anyżu, dzięki pastisowi. Zamiast niego – nie każdy lubi smak anyżu – można wziąć kirsch lub jakąś inną owocową wódkę, np. palinkę węgierską. No, ale wtedy wspomnimy zupełnie inne kierunki wakacyjne, nie francuskie.

Propozycją dania ciepłego – zaczynamy już się rozgrzewać, nie chłodzić! – będzie melonowe risotto. Uwaga: nie każdy ryż sprzedawany u nas jako arborio, czyli nadający się do tej potrawy, jest dobrego gatunku. Nie wiem, dlaczego. Warto więc wypróbować kilka rodzajów i dobrać właściwy.

Risotto z melonem po mojemu

szklanka ryżu arborio lub carnaroli
mała cebula, najlepiej słodka
melon
kilka pomidorków truskawkowych
szafran, rozmaryn
ser typu włoskiego
wino białe wytrawne (szklanka), bulion warzywny (1/2 l)
oliwa, masło
ew. sól, pieprz z młynka

Na szerokiej patelni rozgrzać 2 łyżki oliwy. Wrzucić pokrojoną w drobną kostkę cebulę, zeszklić ją, nie rumienić. Dodać ryż, smażyć mieszając, aby każde ziarenko pokryło się tłuszczem.

Dolać szklankę wina (uprzednio w małym kieliszku wymieszać z nim szczyptę kłaczków szafranu). Po chwili wlać rozpuszczony szafran.

Gdy ryż wchłonie wino, smażyć dolewając po trochu bulion, aby ryż był nim przykryty. Potrwa to ok. 20 minut. Pod koniec, gdy ryż zacznie mięknąć, dodać kilka kawałków masła i posiekane igiełki rozmarynu. W tym czasie pokroić w kostkę miąższ melona, a pomidorki na pół.

Gdy ryż wchłonie bulion, dodać starty ser. Wymieszać. Dołożyć kostki melona i pomidorki. Zagrzać lekko, podawać od razu.

Risotto warto postawić na podgrzewaczu. Jemy je powoli, delektując się smakiem, popijamy tym samym białym winem, które dodaliśmy do gotowania.

Z melona, co już anonsowała Pani Elżbieta, można przyrządzić daleko więcej rozmaitych potraw. Może pragniemy smak lata przywołać w niecodziennym chłodniku? Zamiast kuleczek melona w pastisie tę zupę można podać jako ciekawy wstęp do kolacji. Też jest z alkoholem. Stareńki przepis ma wiele uroku. Znalazłam go w Tygodniku Kucharskim” z roku 1884. Potrzeba do niej kilka gatunków owoców, melon także jest wśród składników.

Przyszykować potrzebną ilość świeżych owoców, t. j . moreli i ananasa, oczyścić je ze skórki, pokrajać w umiarkowane kawałki, złożyć do wazy, dodać oczyszczonych i wymytych jagód, jako też truskawek, poziomek i malin, nakrajać kawałków arbuza i melona, przykryć, postawić w zimne miejsce. Wlać do rądla [tak!] butelkę dobrego wina lafit, dwie butelki szampańskiego i szklankę madery, włożyć kawałek cynamonu, do smaku cukru, zagotować to i odstawić. Jak wychłodnie, wlać do wazy z owocami i wydać do stołu.

Nie wiem, ile osób uraczymy tą zupą z trzech butelek wina i szklanki madery! Pewnie z sześć lub osiem. Kolejny pomysł także pochodzi z lat 80. wieku XIX. Można te grzanki połączyć z powyższą zupą. Przestawiła je Lucyna Ćwierczakiewiczowa, działająca wtedy w tygodniku Bluszcz”. Był rok 1885.

Bułkę białą, dużą, montową, pokrajać w plasterki. a skrawając ostrym nożem skórkę, formować małe trójkątne grzanki. Usmarzyć [tak pisano!] je na patelni, na klarownem koniecznie maśle, przy wolnym ogniu – nie można pod blachą, bo stwardnieją i uschną zbytecznie. Usmarzone ułożyć na okrągłym półmisku w okrąg ponakładać po plasterku ananasu, lub białych ananasowych truskawek, przykryć. każdy drugą grzanką i postawić na ciepłym trzonie. Podając wlać w środek między grzanki sos następujący: pół łyżki młodego masła zagotować, w gotujące wsypać pół łyżeczki kartoflanej mąki, rozprowadzić do właściwej gęstości syropem ananasowym lub truskawkowym białym, wymieszanym z kieliszkiem dobrego araku i ciepłe podać na stół. W braku ananasu można go zastąpić melonem; zrobiwszy gęsty syrop, wrzucić trochę pokrajanego ananasowego melonu. Gotować z pół godziny, aby cały aromat wyszedł, a następnie użyć do sosu.

Nieco późniejszy, bo już z wieku XX, jest przepis na deser. Oczywiście, melonowy. Opisał go „Bluszcz” w roku 1931. Wtedy współpracowała z nim Pani Elżbieta.

Trzy ćwierci kilo dojrzałego i bardzo aromatycznego melona obrać ze skórki, drobno pokrajać i poddusić prędko w rondelku pod pokrywą. Gdyby był twardy, przetrzeć przez sito, zwykle jednak przy takiem duszeniu rozgotuje się na gładką masę. Cztery białka ubić na sztywną pianę, trzymając garnek z białkami nad drugim garnkiem z wrzącą wodą. Gdy białka się ubiją i zaczną gęstnieć, dodać piętnaście deka cukru i razem ubijać. Gdy dobrze zgęstnieje, zdjąć z pary i już na stole ubijać dalej, dodając melon, sok z cytryny, nieduży kieliszek rumu i nakoniec [tak!] sześć do dziesięciu listków żelatyny, rozmoczonej wpierw w zimnej wodzie i następnie rozpuszczonej w dwóch łyżkach wody gorącej. Przełożyć do formy wylanej wodą i wysypanej cukrem. Wynieść na trzy conajmniej [tak pisano!] godziny na lód. Podając, wyłożyć na półmisek i podać z lekkiemi biszkopcikami lub makaronikami.

No i jeszcze do deserów przetwór: specjał z lwowskiego „Świata Kobiecego” z roku 1926.

Sok melonowy (do lemoniad, lodów, sosów budyniowych).

Obrany dojrzały melon, pokrajać drobno, skropić cytryną, bardzo obficie i obsypać cukrem. Postawić w silnem, południowem słońcu, na oknie, na kilkanaście dni, w szklanym dużym, owiązanym słoju, wstrząsając go codziennie. Gdy melon już sok puści dostatecznie (co przy szlachetnych gatunkach już po tygodniu się zdarza), przecedzić go przez gęste włosiane sito, napełnić niewielkie, suche, wysiarkowane flaszki, mocno zakorkować, polakować i przechować w suchem, chłodnem miejscu. Sok ten można jeszcze sterylizować.

Gdyby tylko słońce jeszcze się pokazało! Liczę na babie lato.

Na zakończenie ciekawostka z zupełnie innej beczki. Nie z działki kulinarnej, ale z kosmetycznej. Jak wykorzystać warzywa do poprawienia urody. Przed wojną takie naturalne maseczki były już dobrze znane. Tym razem popularyzuje je pismo „Ilustracja Polska”, już w roku 1939. Miałam się ograniczyć tylko do melona, ale… chyba by było szkoda.

Młode i świeże jarzyny oraz niektóre owoce posiadają właściwości, które doskonale działają na skórę, usuwają plamy i nieczystości i działają odżywczo na tkanki. A więc za parę groszy można podczas lata, aż do późnej jesieni, stosować najróżniejsze maski i podreperować skórę twarzy.

Okład z włoskiej kapusty stosuje się przy zbyt silnym i bolesnym opaleniu twarzy. Wybrać należy małą główkę kapusty włoskiej, odrzucić liście zewnętrzne, rozdzielić środek główki i nałożyć liście na twarz w sposób, jak to widzimy na fotografii. Kapusty nie należy przed tym obmywać wodą. Okład pozostawić na twarzy przez pół godziny, łagodnie przyciskając go do twarzy ręcznikiem, tak aby liście możliwie blisko przylegały do skóry.

Marchew uodpornia zbyt delikatną skórę i zmniejsza nadmierną bladość. Należy ją oskrobać nie myjąc, pokrajać na plasterki i nałożyć na twarz. Kompres taki należy stosować dwa lub trzy razy w tygodniu, pozostawiając go na twarz przez całą godzinę, najlepiej podczas popołudniowej drzemki. Twarz okryć ręcznikiem, żeby plasterki się nie zsuwały.

Która z pań ma suchą i łatwo pękającą skórę, powinna stosować ten pięknie wyglądający kompres z młodych i świeżych ogórków. Ważne jest, ażeby do zabiegu wybrać ogórek młody, bez dużych pestek, pokrajać na podłużne plasterki i dokładnie obłożyć całą twarz. Zabieg trwa pół godziny i można go powtarzać co drugi dzień.

Cytryna znajduje chyba najwięcej zastosowań w naszym życiu codziennym. Używamy jej do przypraw, sałat, majonezów itd. Wiemy również, że ma właściwości bielące. Ileż to plam atramentowych wywabiłyśmy przy pomocy soku z cytryny. A kosmetyka wykazuje, że sok ten przenikając tkanki naszej skóry również ją wybiela. To zresztą nie jest nowością, bo nawet już nasze babcie smarowały sobie ręce i szyję sokiem cytrynowym, żeby były białe. Kompres z cytryny należy stosować systematycznie przez jakiś określony czas, a nie bez planu. Najlepiej wybrać okres, gdy nadchodzą do nas cytryny świeże z krajów południowych, wtedy, gdy mają najwięcej soku. Kuracja powinna trwać około sześciu tygodni, a zabiegi, czyli kompresy, należy stosować, jak następuje: w pierwszym tygodniu dwa razy, powiedzmy w poniedziałek i czwartek, albo we wtorek i piątek, po 10 do 15 minut. W drugim tygodniu tak samo. z tą różnicą, że czas trwania kompresu zwiększamy do 20 minut. W trzecim tygodniu robimy kompresy trzy razy w tygodniu, co drugi dzień i kompres trwa 15 minut. Czwarty i piąty tydzień tak samo, tylko przedłużamy czas do 20 minut, a w tygodniu ostatnim możemy kompres trzymać przez pół godziny. Zabieg ten zaleca się zastosować najlepiej wieczorem, bezpośrednio przed udaniem się na spoczynek, Po zdjęciu okładu należy całą twarz lekko nasmarować jakimkolwiek dobrym odżywczym kremem.

Kawon, melon czerwony czy arbuz – nazwa tego bardzo dobrego owocu różni się u nas zależnie od części kraju. W każdym razie oprócz tego., że jest bardzo orzeźwiający i smaczny, soki jego posiadają silną substancję odżywczą również dla cery. Jeśli na przykład Pani ma zmęczony wygląd i w ogóle czuje się wyczerpana po gorącym lub męczącym dniu. wystarczy jeden zabieg, który trwa od 20 do 30 minut, by znużenie i zmęczenie znikło. Oto sposób stosowania zabiegu: Duży plaster owocu należy nieco wydrążyć w środku, robiąc tym sposobem otwór na nos. Położyć się na plecach, najlepiej w ciemnym pokoju, nałożyć plaster owocu i pozwolić. by soki dowolnie ściekały po twarzy. Należy zabezpieczyć szyję i włosy ręcznikiem, by nie poplamić bielizny i włosów, gdyż soki ściekają w dół szyi i głowy. Po pół godzinie wstać i obmyć twarz najpierw letnią wodą. a po tym zimną.

Te porady pochodzą z lata roku 1939. We wrześniu wojna wszystko zmieniło. Następne lata nie sprzyjały już kosmetycznym zastosowaniom warzyw i owoców. To nauka, że nic nie jest dane na zawsze.

A żeby nie kończyć ze smutkiem, podaję jeszcze jedno zastosowanie, tym razem soku melonowego. Urocza notka jest najstarszą z przedstawionych, pochodzi z „Kuriera Warszawskiego” z roku 1829. Kontynuujmy tradycję jedzenia melonów, nie zapominajmy o nich.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s