Gotujemy na parze

Często się zdarza się, że obiad musimy przygotować szybko. Powinien więc być jak najprostszy. Ale nie musi być prostacki. I nie musi nie mieć smaku. Przeciwnie. Będzie smaczny i nawet wykwintny (cokolwiek to dzisiaj znaczy!), a przy tym lekki, niskokaloryczny, zdrowy. Proponuję ugotować go na parze.

Warto się zaopatrzyć w garnek do gotowania na parze. Składania się z dwóch części: jednej na wodę lub wywar, drugiej, dziurkowanej, w której umieszcza się produkty, no i z pokrywki. Ta powinna być szczelna. Zamiast takiego garnka (gdy mamy mało miejsca w szafkach) można znaleźć wkładki z dziurkami, które umieszcza się nad wodą w zwykłym garnku z przykrywką. Także niektóre szybkowary są wyposażone we wkładkę do gotowania na parze, która pozwala na szybkie ugotowanie całych tuszek drobiu lub większych kawałków mięsa (np. na sztukamięs).

Na parze można gotować warzywa, ale i ryby, i mięso (np. dietetyczne i delikatne pulpeciki z masy mielonej albo małe części drobiu). W mojej propozycji na szybki, dietetyczny i łatwy do wykonania obiad będą ziemniaki i ryba gotowane razem. Bo i tak można, co oszczędza czas, naczynia, a więc wodę, no i jest wygodne. A efekt? Proszę ocenić.

Łosoś i ziemniaki gotowane na parze po mojemu

filet łososia ze skórą
ziemniaki
sos ostrygowy (lub ciemny sojowy)
cytryna
miód

Filet oczyścić z łusek i ew. ości. Posmarować mieszaniną sosu ostrygowego z miodem oraz sokiem z cytryny. Odstawić na pół godziny. Ziemniaki umyć i ułożyć we wkładce do garnka do gotowania na parze, posolić, przykryć pokrywką. Po kwadransie gotowania ostrożnie włożyć rybę. Także przykryć.

Gotować aż ziemniaki będą miękkie (ok. 5–10 minut, zależnie od ich wielkości). Łosoś nie może się rozgotować, ale nie powinien być surowy.

Co podać do tej ryby? U mnie był chutney z aronii, melona i imbiru. Lekko kwaskowy, z goryczką, z charakterystyczną ostrością imbiru.

Wzięłam do niego imbir nie surowy, ale marynowany. Owoce gotowałam z miodem i półplasterkami cytryny (od niej ta goryczka).

Po rozgotowaniu cytrynę usunęłam, a owoce roztarłam blenderem. Gorące zamknęłam w słoiczkach. Na dłuższe przechowanie warto je spasteryzować.

A może podać także dietetyczne warzywa gotowane na parze? Ugotujemy je oczywiście w naszym garnku. Jak gotowały je nasze prababki? Wtedy używano specjalnych zamykanych metalowych form nazywanych budyniowymi. Gotowano w nich właśnie budynie, czyli puddingi, wcale nie słodkie, często warzywne. Gotowanie trwało godzinami. Jarzyny od tego miały być niezwykle delikatne. Zapewne rozumiano przez to rozgotowanie! Ten proces opisał tygodnik „Bluszcz” w roku 1927.

Dzisiaj tak długo jarzyn nie gotujemy. Ja w ogóle wolę je al dente, czyli lekko twardawe. No, ale może mocno starszym osobom warto je dłużej pogotować. Stopień ugotowania w naszym garnku można łatwo sprawdzić, w zamkniętej formie budyniowej nie było to możliwe.

W dawnych czasach w takich formach budyniowych gotowano głównie tzw. leguminy, podawane na zakończenie obiadu. Było to jedno z jego dań, taki treściwy rodzaj deseru (bo właściwy deser stanowiły kremy, lody, galaretki, czyli małe słodkości). Przykładem leguminy gotowanej na parze może być babka, na którą przepis znalazłam w wydawanej w Poznaniu „Gazecie dla Kobiet” z roku 1936.

„PRAKTYCZNA” BABKA

W mieszkaniach, gdzie są małe kuchnie, często brak piecyka do pieczenia przy kotlinie. Gdzie piecyk jest, wymaga pieczenie babki większego opału. Podajemy więc przepis na babkę gotowaną na parze, która smakuje również dobrze jak pieczona.

Potrzeba: 200 g masła, 125 g cukru, 250 g ziemniaczanej mąki, 5 jaj, 1 mały kieliszek koniaku, 1/2 cytryny, więcej niż połowa jednego proszku do pieczenia.

Masło z cukrem uciera się na śmietanę dodając 5 żółtek, mąkę, koniak i sok z pół cytryny. Ucierać wszystko pół godz. dodając naostatku [tak wtedy pisano!] pianę z białek i proszek do pieczenia. Pianę lekko w ciasto wmieszać i wlać do dobrze wysmarowanej formy szczelnie zamkniętej. (Specjalne formy do budyniów). Formę wstawia się do garnka z gotującą wodą i dobrą godzinę gotuje. Woda musi się gotować stale i dosięgać do wysokości formy z babą. Na formę kładzie się ciężarek (duszę z żelazka) by się nie przewróciła. Garnek z wodą się przykrywa by para nie uchodziła.

Po wyjęciu i ostudzeniu babki oblewa się ją polewą czekoladową, którą się robi z 125 g cukru pudrowego, trochę kakao i trochę wody. Z dodatków tych uciera się na zimno lukier do pożądanej gęstości i gładkości.

Nie wiem, czy na ugotowanie takiej babki ktoś się dzisiaj porwie! Mało kto ma formę budyniową. A już nikt nie ma „duszy z żelazka”! Przed laty taką zamykaną formę budyniową widziałam w sklepie z tzw. gospodarstwem domowym przy warszawskiej ulicy Freta. Nie kupiłam chyba słusznie myśląc, że rzadko będę z niej korzystać. Leguminy wyszły z mody, a już na pewno nikt ich nie podaje jako jednego z dań obiadu. Także warzyw nie gotujemy godzinami w takich formach, wystarczy garnek do gotowania na parze i… plus minus z dwadzieścia minut.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s