Muffiny są wypiekami, od których można zacząć naukę pieczenia ciast. Zasadą jest przygotowanie oddzielnie składników suchych i składników mokrych, aby szybko je wymieszać, włożyć do foremek i upiec. Po prostu.
W dodatku są tysiące ich smaków, a gdy poznamy kilka przepisów, możemy dobrać ten, który nam odpowiada i próbować zmienić jego składniki. Wtedy nadamy muffinom własny smak. W dodatku można je ozdabiać jak chcemy, co uwielbiają dzieci. Prosty lukier ukręcą same – np. z cukru pudru i soku z cytrusów – posmarują nim babeczki po upieczeniu i posypią kolorowymi cukrowymi kuleczkami lub ozdobami z czekolady.
A jeszcze ten walor: muffiny nie musza być słodkie, mogą być wytrawne. Nadadzą się wtedy do podania jako przystawka przed jedzeniem lub dodatek do rozmaitych dań, np. zup-kremów. Od śniadania po kolację muffiny się sprawdzą. Lubię je piec, a jestem raczej antytalentem do wypieków. Dzięki nim uwierzyłam we własne siły w wypiekaniu ciast.
Muffiny wytrawne przyrządza się z tego samego ciasta, co słodkie, tyle że bez cukru. W skład ciasta wchodzą: mąka i proszek do pieczenia lub/i soda spożywcza jako składniki suche (plus sól lub/i cukier), jajka, mleko lub śmietana, olej lub płynne masło jako podstawowe składniki mokre. I dodatki: owoce (w tym sok z nich do składników mokrych), kawałki czekolady, bakalie w tym orzechy. Te dodaje się do muffinów słodkich. A wytrawne? Dodajemy do nich sery, wędliny, rozmaite warzywa (paprykę, oliwki, dynię i cukinię, orzechy… czy o czymś zapomniałam?
Takie wytrwane muffiny są także znakomitym dodatkiem do wina. Obok nich stawiamy jakąś sałatkę, półmisek serów lub wędlin i – już. Zapraszamy gości!
Muffiny z szynką, papryką i oliwkami po mojemu
składniki suche:
20 dag mąki pszennej
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
składniki mokre:
100 ml oleju
100 ml mleka
3 jajka
dodatki:
kilka plasterków szynki gotowanej
2 małe papryczki
garść czarnych oliwek bez pestek
80 g sera pecorino lub innego sera włoskiego
sól, czarny pieprz
Składniki mokre wymieszać (robię to w dzbanku z podziałką). Oddzielnie wymieszać składniki suche. Przygotować dodatki: oczyszczone papryki drobno pokroić, oliwki przepołowić, szynkę pokroić jak paprykę. Składniki mokre dodać do suchych, łyżką szybko wymieszać, wmieszać dodatki, w tym utarty ser oraz sól i pieprz.
Ciastem wypełnić foremki (tradycyjne trzeba wysmarować masłem i wysypać mąką lub bułką tartą). Piec w 180 st. C ok. 30 minut (po 20 min. sprawdzić patyczkiem, jeżeli jest suchy –zakończyć pieczenie).
W cieście pięknie wyglądają kolorowe kostki papryki, także oliwki można łączyć – zielone i czarne (po 50 gr.). Z dodatku szynki wegetarianie śmiało mogą zrezygnować. Do ciasta można dodać suche zioła np. oregano lub prowansalskie.
Takim ciastem możemy wypełnić foremkę keksową. Pieczemy je wtedy 10 minut dłużej. Pokrojone w plastry jest bardzo dekoracyjne. A jakie smaczne! Zresztą tak samo, jak muffiny.
Ale, jako się rzekło, najbardziej znane są muffiny słodkie. Ostatnio upiekłam sezonowe – z mandarynkami.
Zapoznałam się z kilkoma przepisami, jakie można znaleźć w Sieci i… skomponowałam własny. Ciasto wyszło mi płynne i niepokoiłam się, jak się upiecze. Udało się znakomicie.
Muffiny z mandarynkami po mojemu
składniki suche:
200 dag maki pszennej
80 dag mąki jaglanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody spożywczej
szczypta soli
15 dag cukru
składniki mokre:
1/2 szklanki oleju
1/2 szklanki mleka
sok z 3 małych mandarynek
dodatek:
mandarynka pokrojona w kostkę
Z jednej mandarynki (sparzonej lub starannie umytej na grubej tarce zetrzeć skórkę). Wszystkie obrać ze skórki. Z trzech wycisnąć sok. Czwartą pokroić w kostkę (usunąć, na ile się da, błonkę z ich cząstek). Składniki suche wymieszać, dodać do nich startą skórkę, oddzielnie wymieszać składniki mokre.
Połączyć składniki suche z mokrymi mieszając łyżką.
Ciastem napełnić foremki (te z silikonu nie wymagają natłuszczania). Piec w 180 st. C przez 20–25 minut. Po lekkim przestudzeniu wyjąć z foremek na kratkę, posypać cukrem pudrem, polukrować lub zostawić bez niczego.
Każde muffiny są bardzo smaczne, gdy świeże i jeszcze ciepłe. Ciasto można przyszykować wcześniej i włożyć lub wlać do foremek, a upiec, gdy goście nadeszli. Ale i muffiny wcześniej upieczone będą smaczne, można je lekko podgrzać, choć tylko te bez cukru i lukru. A zresztą i na drugi dzień muffiny zjemy bez przykrości. O ile zostaną!
Babeczki są dekoracyjne, owszem, ale bez przesady. Na pewno nie tak jak warszawski wypiek z roku 1927. Pokazał go krakowski „Ilustrowany Kuryer Codzienny”.
Zjadliwy komentarz krakusów wytyka warszawiakom prymat w konsumpcji alkoholu. Nie wspomina jednak o prymacie stolicy w spożyciu… ciastek. Pisała o tym, nie raz, Pani Elżbieta, czyli Elżbieta Kiewnarska, naczelna kulinarna felietonistka czasów międzywojennych. Przykładem jej pogawędka gospodarka w „Kurierze Warszawskim” z roku 1939. Wytykając nadmierne jedzenie ciastek, podaje przepis na wypiek wytrawny. Do polecenia i dzisiaj. Obok lub zamiast muffinów.
Chyba żadna stolica świata nie pochłania tyle wszelkiego rodzaju słodyczy, a głównie ciastek, co Warszawa – i to w porach najnieodpowiedniejszych, bo zaczynając od południa do drugiej, czyli psując sobie apetyt do obiadu. Właściwie każdy szanujący się a nie harujący w biurze warszawiak musi zajść około południa do którejś z modnych cukierni na pół-czarnej, to samo musi wykonać każda szykowna warszawianka On jednak zwykle poprzestaje na tej pół-czarnej, czasem z dodatkiem jakiegoś „aperitifu”, ona nie może się oprzeć widokowi i aromatowi znów najlepszych na świecie (uwaga! konkurencja Lwowa!) warszawskich ciastek i zjada jedno – jeżeli dba o linię, kilka – jeśli jest tak szczupła, że już się słodyczy nie boi; jeżeli jest tak łakoma, że z linii zrezygnowała – także kilka.
Natychmiast po obiedzie, przy którym z lenistwa pani domu, a nieumiejętności jej pomocnicy zamiast leguminy też się daje cukiernicze ciastka, znowuż wszelkie randki i spotkania towarzyskie i w interesach odbywają się na pół drogi w cukierni już przy białej kawie czy czekoladzie i znowu przy ciastkach.
Nic więc dziwnego, że na fivé’ach tańcujących lub tylko plotkujących, przejedzeni słodyczami goście na tace najwykwiitniejszych petit-four’ów, na najrozmaitsze torty, nawet na domowe faworki, nie patrzą, a pochłaniają tylko kanapki i to te najostrzejsze z anchois i innymi śledzikami.
Otóż gospodyniom, dbałym o smaczne przyjęcie gości, o dogodzenie ich gustom, zaproponowałabym na czas jakiś przejście z ciast słodkich na ciastka słone, a ręczę za ogromne powodzenie takiej in owacji. Naturalnie prawa pączków i faworków pozostają nienaruszalne, przy czym dla rozmaitości zamiast konfitur malinowych, wiśniowych, lub – tych okropnych – ze śliwkowymi powidłami, można nadziać morelami lub konfiturą różaną – te ostatnie szczególniej są smaczne. Poza tym jednak żadnych petit-four’ów, żadnych ciastek kremowych, żadnych tortów przepojonych esencją ponczową i t. p .
Słone paluszki kruche, słone placuszki z kminkiem, w ogólności wszystko, co słonego w domu wypiec i co słonego w dobrych handlach gastronomicznych i cukierniach kupić można, a przede wszystkim kupne lub domowe „chester-cakes”” – spolszczone na chesterki – i zbyt delikatne, a raczej zbyt skomplikowanych narzędzi do wyrobu potrzebujące, a zatem tylko kupne solodrążki (wolny przekład z niemieckiego ,,Salzstangi”), z tą tylko różnicą, że Salzstangi niemieckie są grube na palec, a długie na trzy ćwierci metra, a solodrążki cieniuchne, jak włoskie spaghetti.
Przepis na chester-cakes daję tutaj, gdyż wykonanie ich jest dziecinnie łatwe. A zatem
15 dkg. jakiegobądź ostrego, tartego sera. Najlepszy naturalnie jest parmezan, ale stary szwajcarski – (może być krajowy) a nawet litewski doskonale go zastąpią, 15 dkg. śmietankowego masła i 20–25 dkg. mąki pszennej, zagnieść tak, aby się szatkować dało. Dodać na koniec noża proszku do pieczywa (krajowego!), rozwałkować cieniuchno jak na domowy makaron, wycinać szampanką różne krążki i piec w umiarkowanie gorącym piecu na blado-złocisty kolor. (Rumienione silniej nabierają goryczy).
Z tej proporcji wyjdzie ładny półmisek (lub szklana taca) topniejących w ustach ciastek. Obsypać je wkoło i powierzchu solodrążkami i ręczę, że ani jedno nie pozostanie, – nawet na spróbowanie. Próbować można tylko przed podaniem i to te tylko, co się pokruszą – bo kruche są wprost przeraźliwie.
Takie domowe „czesterki” są klasycznym dodatkiem do wina lub piwa. Oczywiście, posypane grubą solą morską lub kamienną, a nie „solodrążkami”, jak chyba pomyłkowo napisało się Pani Elżbiecie.
*
UWAGA: Platforma blox, z której gościnności korzystałam przez kilka lat, zostanie zamknięta 29 kwietnia. Do tego czasu mój blog będzie można znaleźć pod tym adresem. Potem, a może wcześniej, adres się zmieni. Podam nowy.