Najpierw rys historyczny. Czego? Piwa! Praktyczne zastosowanie będzie później. Tradycje piwowarskie naszego kraju były szacowne. Przeważnie na ich dowód cytuje się pewnego chorującego szesnastowiecznego papieża, który westchnął wspominając piwo wareckie znane mu z czasów, gdy w Polsce był nuncjuszem. Na co otaczający go księżą nie znający polskiego zaczęli wznosić modły do Santa Piva di Varca.
Rys historyczny, który przytoczę, akurat tej opowieści nie zawiera. Pochodzi zaś też z czasów dawnych, ale nie aż tak bardzo, bo z roku 1845. Nieznany autor zamieścił go w „Kurierze Warszawskim”. Gazeta lubiła wtedy publikować takie ciekawostki, a i czytelnicy pewnie je lubili. Ja też lubię się dowiadywać, jak nasi przodkowie wspominali przodków jeszcze dawniejszych i jak patrzyli na historię naszego kraju. Tu – w aspekcie piwnym. Redaktor z połowy wieku XIX zaczął ambitnie, od Piastów. Nie zmieniam pisowni z epoki, razem ze skrótami wyrazów, które wtedy tworzono dość fantazyjnie. Taki skrót zaznaczano dwukropkiem. Za to w liczebnikach cyfry fantazyjnie łączono z literami. Tekst podzieliłam na akapity, aby lepiej było czytać.
Piwo, ten trunek, w naszym kraiu był znanym od najdawniejszych czasów, czego dowodem iest powiastka o Piaście, którego nawiedzili trzej Niebianie w postaci wędrowników, i ci hojnie rozmnażali mu cudownym sposobem miody i piwa. Był to zapewne w owych odległych wiekach tylko prosty napój ze słodu, któremu późniejsze dopiero wynalazki nadały lepszość i w różne zmieniły gatunki.
Że na ulepszenie piw obok miejscowego i obcy wpływał przemysł, mamy ślad w historji naszej za ZYGMUNTA AUGUSTA, któremu Cesarz Ferdynand 1szy dwóch Piwowarów Niemców przysłał na ulepszenie browarów. Mówi za tą uwagą i to, że Wielkopolska i Szląsk iako prowincje z Niemcami pograniczne, najwięcej dobremi piwami słynęły. Już w XIIItym wieku Ludgarda panuiąca w Poznaniu, liczne browary pozakładała; bo w owych czasach na Dworach Xiążąt tak były używane piwa, iak teraz wina. Piszą o Konradzie Xciu Głogowskim, że mu Cesarz ofiarował zarząd w Salzburgu. Wyprawił się na to dostoieństwo z licznym poczetem beczek piwa szląskiego. Ale iuż w Wiedniu wypróżniły się beczki; a gdy dowiedział się, że w Salzburgu podobnego nie dostanie piwa, wrócił do domu wyrzekłszy się godności.
Za STEFANA BATOREGO zaczęto sprowadzać obce piwa; ten Monarcha dla zapobieżenia upadku krajowych browarów, zakazał wprowadzanie piw zagranicznych. Piwa dawne iako to: Wareckie, Piątkowskie, Garwolińskie, Sądeckie, Piotrkowskie i inne, musiały być i dobre i tęgie. Gołębiowski Łukasz przytacza wyiątek z rękopismu XVgo wieku tej osnowy:
Człowiecze chcesz ulżyć duszy twej,
Nie mów często piwa nalej,
Boć piwo iest dziwny olej!
I musiało być mocne i olejne, kiedy statutem z r. 1573 przepisano, aby pod stratą waru i karą 14 grzywien, piwa z ięczmiennego słodu, albo ze zboża mięszanego nie warzyli, tylko z czystej pszenicy. W r. 1685 uchwalono, aby z 2ch korcy pszenicy i 10ciu ięczmie: warzone było piwo. W tymże roku iuż iest wzmianka o piwie szlacheckiem czyli lekkiem, które warzyło się po wsiach, bo mocniejsze i lepszo piwa dostawiały browary miejskie.
Grodzisk w Poznańskiem iuż słynął swem wybornem piwem w XVIItym wieku, które było zachwalane iako szczególnie zdrowe, i do dziś dnia nie straciło na swoiej wziętości. Za AUGUSTA IIIgo sławne było piwo Gelniowskie. W ostatnich czasach słynęły piwa Łowickie, Lubelskie, Łomiankowskie i Wilanowskie; a dziś prócz wyśmienitych Warszawskich, są słynne piwa Bielawskie, Głoskowskie, Końskowolskie, Koziennickie, Gołkowskie i Bienieckie z pod Błonia.
Czy te wszystkie tradycje piwowarskie przetrwały? Przyznam, że nie wiem. Pewnie nie, z wyjątkiem Warki. W Wilanowie i Łomiankach raczej piwa już nie warzą! Ale wiem, że rozwija się u nas coraz więcej małych lokalnych browarów z ciekawą ofertą, nie wspominając o domowym wyrobie piwa, podejmowanym przez zapaleńców. Bo na dobre piwo zapanowała moda. Warto ją wspierać.
Podróżnicy, którzy zwiedzali Kielecczyznę, przywieźli mi pamiątkowe piwo z… Wąchocka. Piękne miasteczko. Piwo, kupowane jako pamiątka, sprzedają pod nazwą „Sołtys Wąchocka”. Przeczytałam wprawdzie, że pochodzi z Radomia, ale że smakuje dobrze – z przyjemnością je degustowałam. Część zużyłam do sporządzenia potrawki z tuńczyka. Sprzedawany po pokrojeniu w kostkę (jako ścinki) jest bardzo tani. Ale treściwy i zwarty (usmażony się nie rozpada!) nadaje się do szybkiego przyrządzenia.
Tuńczyk w piwie po mojemu
tuńczyk w kawałkach
pół butelki piwa
mała cebula
ząbek czosnku
świeży tymianek
2 łyżki śmietany kremówki
sól, pieprz
olej lub masło klarowane
Na patelni, w której potrawa będzie się dusiła, rozgrzać tłuszcz i zeszklić cebulę, pokrojoną w drobną kostkę. Dodać gałązki tymianku. Podsmażyć mieszając.
Zawartość patelni zalać piwem. Dodać zmiażdżony ząbek czosnku. Dusić przez 10 minut. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Tuż przed podaniem potrawę mocno rozgrzać i wymieszać z gęstą śmietaną. Jeżeli używa się innej niż kremowa, przed dołożeniem trzeba ją rozprowadzić sosem spod duszenia. Grzać przez kilka minut.
Gałązki tymianku z sosu usuwamy, ale danie możemy posypać kilkoma listkami świeżego. Gdyby sos był zbyt rzadki, można go zagęścić mąką. Ale to zawsze dodatkowe węglowodany, czyli kalorie. Danie podajemy z tłuczonymi ziemniakami lub pszennym pieczywem, które sos najlepiej wchłania. Co jeszcze? Aha, miska sałaty. No i koniecznie szklaneczka schłodzonego piwa!
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka z piwnej historii Polski. Relacja będzie pochodziła z tygodnika „Świat”, założonego i prowadzonego przez Stefana Krzywoszewskiego (1866–1950). Należy on do postaci zapomnianych, które przecież zapisały się w polskiej kulturze. Był nie tylko dziennikarzem, ale i pisarzem, zwłaszcza dramaturgiem, a nawet przewodniczącym Związku Autorów Dramatycznych, zwanego przed wojną ZAD-em. Skrót śmieszył Magdalenę Samozwaniec.
Notka o piwie pochodzi z roku 1909. Tygodnik istniał od lat trzech i był dość poczytny, gdyż jako jeden z pierwszych zamieszczał liczne fotografie, a nawet fotoreportaże. Toteż i ta notka jest ilustrowana zdjęciem. Dla nas ciekawym, bo dokumentującym piwną kulturę swojej epoki. A także kulturę życia gospodarczego. Wystawy i targi przemysłowe były wtedy popularne. Warto czytać relacje z nich, bo przedstawiają firmy i realia zapomniane. A przecież – my z nich.
Tekścik podpisany inicjałem w. mówi o skierniewickim browarze Władysława Strakacza (1881–1951), nazywającym się Browarem Braulińskiego, od nazwiska jego właściciela. Właściciel próbował browar prowadzić i po wojnie, ale jednak czasy PRL-u go zmogły.
Istniejący już w trzecim pokoleniu ten stary browar polski jest obecnie własnością p. W. Strakacza. Oddawna umiał robić wyborne piwo, nie ustępujące najlepszym gatunkom, jakie my tu na miejscu spożywamy. Ale Właściciele nie dosyć czynili, aby jak najszerszy ogół konsumentów o wyborowem skierniewickiem piwie się dowiedział.
I wystawa częstochowska była prawdziwą rewelacyą pod tym względem dla naszych znawców i amatorów piwa. Skierniewickie piwo, które w restauracyi „Pod kogucikiem” jest podawane i oprócz tego ma wyszynk w osobnym sklepie Głównego Pawilonu stało się prawdziwą atrakcyą wystawy, napój świeży odżywczy smaczny (a przytem doskonale konserwowany, czego brak stanowi u nas główną wadę w handlu piwem), zyskał sobie olbrzymie powodzenie . Czesi natychmiast uznali i ocenili piwo Braulińskiego tłumnie zalegając ogródek przy sklepie w głównym pawilonie. Ci prawdziwi znawcy piwa wyrażali głośno pochwały produktu pana Strakacza którego inaczej zresztą nie podejmowali do ust, jak w ogromnych bombach. W ogóle ten mały ogródeczek, jaki p. Alfons Bogusławski zaprojektował w samym wnętrzu Pawilonu Głównego, stanowi jeden z najruchliwszych punktów wystawy i jest najulubieńszem miejscem wypoczynku.
Kilkanaście stoliczków, postawionych tu na tle świeżutkiej murawy, są stale w oblężeniu. A nie tylko wypoczywają tu przechodnie, którzy zwiedzają ogromny i tak bardzo interesujący Pawilon Główny, lecz ciągną tu na wypoczynek i odświeżenie się nawet z dalekich krańców wystawy.
– Czesi chwalili piwo skierniewickie! – biegnie z ust do ust i każdy rad jest sam ekspertyzę uczynić i potwierdzić wyrok niezaprzeczonych znawców. Zresztą język czeski ciągle słychać w tym zakątku. Na wystawie jest sporo czechów [narodowości wtedy pisano małą literą], obsługujących sto firm czeskich; w fabrykach częstochowskich nie brak jest majstrów czeskich. Ci wszyscy przy piwie skierniewickiem dają sobie rendes-vous. Skierniewice leżą o godzinę, półtorej od Warszawy. P. Strakacz przy małej dozie zręczności i małym nakładzie reklamy może wyrugować z naszego rynku piwa ryskie w najkrótszym czasie.
Piwa z Rygi były wtedy powszechnie sprzedawane na polskim rynku i uważane za najlepsze. Czy panu Strakaczowi udało się je pokonać w rynkowej rywalizacji? Raczej uczyniła to historia, niszcząc handlowe powiązania z czasów zaborów. A Władysław Strakacz, przemysłowiec i społecznik, doczekał się w Skierniewicach skweru swojego imienia. Piwo skierniewickie także pozostało w historii.