Pod znakiem cocktailu i ryby

dnia

Przychodzą do nas przyjaciele. Chcemy ich przyjąć ciekawie – także kulinarnie. Warto się do tego przygotować. Nie przepracowując się przy tym. Niech będzie kolorowo, inaczej niż zwykle, wesoło.

Na początek proponuję podać lekkie koktajle. Panowie może będą się krzywić na niską zawartość alkoholu i ich słodycz. Nie słuchajmy. Każdy z nich także bywa łasuchem, w gruncie rzeczy będzie zadowolony po łyczku kolorowego i wesołego napoju. Kolorowego? No właśnie. Na tym zasadza się pomysł. Wyszukujemy najbardziej kolorowe trunki, jakie mamy. Na przykład zielony likier miętowy (peppermint) i błękitne curaçao. Wyciskamy sok z pomarańczy – przecież też wesołej w kolorze; można go zmieszać z białym alkoholem – wódką, tequilą, rumem lub z którymś z likierów pomarańczowych (ja wzięłam cointreau). Bierzemy mocno czerwoną grenadynę (uwaga, jest bardzo słodka!) lub wyciskamy sok z owocu granatu i ewentualnie lekko dosładzamy. Kolorowe alkohole wlewamy do szklaneczek do short drinków (jak do whisky), trzymamy w lodówce do czasu podania. Przed podaniem dodajemy skruszony lód, plasterek cytryny lub limonki czy  gałązkę świeżej mięty. To wszystko. A jak wygląda!

Do koktajli stawiamy na stole migdały, orzechy i w ogóle wszystkie bakalie, jakie mamy w domu. Klasyczne paluszki – grissini lub nasze, krakowskie. Krakersy i inne wytrawne ciasteczka. Oliwki czerwone i czarne (jednak bez pestek) z wykałaczkami do ich nabierania. To wystarczy.

Jako danie główne podajmy przygotowaną wcześniej potrawę duszoną w stylu węgierskiego gulaszu. Proponuję ciekawą, bo z ryby. Ze świeżego tuńczyka. Wiem, wiem, tuńczyk jest bardzo drogi. Ale przecież mamy ugotować danie szczególne i odświętne – dla gości. Zdradzę jeszcze, że wypatrzyłam pakowane próżniowo okrawki z tuńczyka i były one sporo tańsze niż cały świeży tuńczyk. A pyszności takiej samej. Podobnie zresztą przygotujemy i inne ryby, np. karpia. Musimy wtedy pilnować czasu przygotowania, aby się nie rozpadły – są delikatniejsze od tuńczyka – no i w miarę możliwości pozbawić je ości. Tuńczyk ich nie ma i może dlatego tyle kosztuje. Kto  pracowicie wybierał ości z karpia jak ja ostatnio (a i tak wszystkich nie dałam rady usunąć!), ten zapłaci dodatkowo za rybę bez nich.

 

Tuńczyk duszony à la gulasz po mojemu

tuńczyk świeży

czerwona papryka wędzona słodka i ostra

kumin sypki

pieprz czarny

sól

2 cebule

2–4 ząbki czosnku

oliwa lub inny olej

białe wino, bulion rybny lub woda

pomidory krojone w soku pomidorowym (kartonik)

świeża papryka słodka czerwona lub opieczona papryka ze słoiczka

papryka suszona ostra (czuszka, peperoni, ew. chili)

małe cebulki perłowe ze słoiczka

świeże zioła (np. mięta, estragon lub majeranek)

 

Rybę pokroić w kostkę. Posypać sypkimi przyprawami (na 1 łyżeczkę papryki słodkiej – pół łyżeczki ostrej), skropić olejem. Cebule pokroić w kosteczkę, czosnek posiekać. Przyprawy suche i cebulę z czosnkiem razem z oliwą wetrzeć ręką w kostki ryby, wymiesić. Odstawić na noc do lodówki lub zostawić na pół co najmniej godziny w temperaturze pokoju.

 

Na patelni rozgrzać olej, kolejno wyjmować po kilka kostek ryby i smażyć je, uważając, aby nie przypalić cebuli. Odkładać do naczynia żaroodpornego. Gdy cała ryba jest obsmażona, zalać patelnię winem, bulionem lub wodą. Zagotować, sosem zalać kawałki ryby, dołożyć pomidory krojone z sokiem. Dodać paprykę opieczoną i pozbawioną skóry oraz cebulki. Wstawić do piekarnika na 30 minut. Jeżeli trzeba, dosolić. Potrawę podawać posypaną zielonymi listkami natki lub ziół.

Do tego dania można podać ziemniaki z wody, ryż lub pieczywo pszenne. A jakie wino? Czerwone! Może któreś węgierskie? Gdy się poszuka i nie kupuje najtańszego, można znaleźć odpowiednie.

Gości zabawimy wierszykiem z roku 1905. Był to trudny czas zamieszek i rewolucji, konspiracji i zamachów na rosyjskiego zaborcę oraz tych, którzy mu donosili. Nadziei na wolną Polskę jeszcze nie było. Ale Polacy budzili się z marazmu. I tylko niektórzy – endecy z Romanem Dmowskim – wierzyli, że Rosja w Dumie będzie szanowała i uwzględniała ich prawa.

Wierszyk, który zacytuję, nawiązuje do swoich czasów i postaw, jakie poeta dostrzegał. A tym poetą był Kazimierz Laskowski (1861–1913), podpisujący się El. Nie doczekał Polski niepodległej. Wtedy był u szczytu popularności jako autor wierszy aktualnych i najczęściej satyrycznych, które chętnie zamieszczały ówczesne gazety. Czytano je jak aktualne felietony, komentujące rzeczywistość.

Oprócz gościnności,
Gustu do tualet –
Mamy, jak wiadomo,
Mnóstwo cnót i zalet!

W ostatnich zaś czasach,
Prawda mówi naga:
Zdobi nas niezwykła…
Cywilna odwaga!

Jan wierzył niezbicie
I głosił w tym sensie,
Ze odżywcza wartość
Przedewszystkiem w mięsie,

Lecz gdy trzech jaroszów
Zaprzeczyło krewko –
Z cywilnej odwagi
Dał głos za… marchewką!

Widząc na spacerze
Luda ciżbę dużą,
Spojrzał na barometr –
Rtęć groziła burzą!

Ale nie chcąc tłumnej
Zamącać powagi,
Poszedł moknąć społem –
Z cywilnej odwagi
.

W tym samym numerze wypatrzyłam ciekawy i znamienny jest wykaz datków, jakie przyjmowała i rozdysponowywała redakcja „Kuriera”. Miała specjalny dział zajmujący się dobroczynnością (jego nazwa pojawia się w wykazie). Publikowała nazwiska dających ofiary, a także niekiedy nazwiska i adresy potrzebujących, opisujące ich sytuację rodzinną.

 

Tak wtedy przejawiała się solidarność społeczna. Zubożałe społeczeństwo naprawdę jej potrzebowało. Nie zapominamy o niej i dzisiaj, choć już bez publikowania nazwisk w gazecie. Choćby wspierając Świąteczną Orkiestrę czy wybrane fundacje lub organizacje przy okazji płacenia rocznego podatku. O tym można też porozmawiać podczas spotkania z przyjaciółmi.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s