Oczywiście potrawą dla leni są pierogi leniwe. Zawierają lubiane w kuchni polskiej połączenie twarogu czyli białego sera, mąki i jaj. Podaje się je zwykle na słodko, choć nie wszyscy tak lubią. To typowa potrawa z kuchni domowej. Zrobić ją można w kwadrans – pod warunkiem, że ograniczymy ilość składników. Zagniatanie ciasta trwa pięć minut. Więcej zabiera wycinanie nożem, ale jest za to banalnie proste. No i kolejne minuty zabierze gotowanie. Gdy mamy ciasto, możemy wstawić osoloną wodę, aby po pokrojeniu nożem kluski od razu wrzucić do wrzątku. Gdy wypłyną na wierzch, wybieramy je łyżką cedzakową.
Pierogi leniwe zwykle lubią dzieci. Ale i osoby starsze. Mama mojej przyjaciółki po ciężkiej operacji wróciła do domu. Zdrowiejąca, ale bez apetytu. I zamówiła sobie właśnie te pierożki. Ponieważ przyjaciółka nie pamiętała, jak je zrobić, kupiła porcyjkę w pobliskim barze mlecznym. Dla niej więc i dla wszystkich, którzy nie umieją tych pierogów dla leni robić – podaję przepis. Ja podaję je na słodko: z tartą bułką zasmażoną w maśle (najpierw na suchej patelni rumienię bułkę i dopiero wtedy dodaję do niej masło; zabiera go wtedy mniej), z brązowym cukrem i cynamonem z młynka. Ale można je podać bez cukru, tylko z kwaśną śmietaną.
Przyznam się, że tę potrawę robię „na oko”. Biorę ser, rozgniatam go z żółtkami, dodaję szczyptę soli i mąkę w takiej ilości, aby dało się zagnieść ciasto dość zwarte, ale miękkie. Proporcje? Powiedzmy na 30 dag sera dwa żółtka i tyle sera, ile trzeba. Dla spragnionych ścisłych proporcji podaję przepis, który znalazłam w wydanej we Lwowie ok. 1910 roku książeczce zatytułowanej „Oszczędne obiady postne”. Jej autorką jest Bronisława Albinowska, podpisana na okładce nie swoim imieniem, lecz jako Juliuszowa. To przejaw podległości mężowi, który dzisiaj całkowicie przeminął. Juliusz, jej mąż, był wtedy oficerem C.K. armii austriackiej. Potem miał szkolić legionistów i zostać generałem wojska polskiego. Żona byłą autorką kilku książek pomagających gospodyniom w ciężkich czasach prowadzić kuchnię oszczędną, ale wartościową. Wedle norm ówczesnych. Tłumacząc się z wydania książki o potrawach na post, pani Juliuszowa pisze w przedmowie w stylistyce także dla swoich czasów właściwej.
Dziś po wysłuchaniu różnych zdań i pewnem doświadczeniu odczuwam brak powyższy [opisania potraw na post] tem mocniej, gdy widzę, jak liczne domy z winy gosposi naszych zatracają święty nasz obrządek i tradycye matek i babek naszych, nie szanując dni postnych. Cała generacya wyrasta, uważając zachowanie postów za przesąd i rzekomo zbytek zamożnych, gdyż niejedna gospodyni twierdzi, że zachowując dziś post, „nie mamy co jeść”. O mylności tego zapatrywania ma przekonać ta książeczka, która okazuje dowodnie, ile rozmaitości i pożywności obiad postny w sobie mieści i jak tanim kosztem może troskliwa gosposia posilić rodzinę i urozmaicić żywność swoich stołowników.
Rozchodzi się zaś przedewszystkiem o zachowanie przepisów naszej wiary świętej, naszego obrządku, nakazów Kościoła, których strzec i bronić każdej Polki jest obowiązkiem sumienia, bo z tego ma zdać rachunek Bogu i społeczeństwu. Stojąc na straży tych naszych świętości, kobieta nie zaniedbuje jednak obowiązku należytego odżywienia sobie oddanych i bierze udział w walce świata uczonego przeciw nadużyciu mięsa. Dziś pierwszorzędni uczeni i specyaliści udowodnili, że mięso i alkohol nie mają ani w części tej siły pożywnej, którą im ogół dotąd przypisywał.
A więc łącząc patriotyzm z nakazami wiary, jeżeli nam to potrzebne, i dbaniem o zdrowie, polecamy pierogi leniwe pani Juliuszowej Albinowskiej. Jak zwykle, w ówczesnej pisowni.
Pierożki leniwe.
Pół klgr. (funt) świeżego sera utrzeć na tarku, rozetrzeć wałkiem w misce, dodając (po jednem) 2 żółtka, soli do smaku i 3 łyżki pszennej mąki; utrzeć starannie, dodając przy końcu pianę ubitą z 2 białek. Wymieszać razem, stolnicę posypać grubo mąką, w tej mące utarzać długi wałek, nakarbować nożem i krajać w ukośne kawałki. Rzucać pierogi na wrzącą osoloną wodę, gdy pierogi spłyną, są gotowe; wyjąć na półmisek i polać gorącem masłem z rumianą bułeczką. Można je także podać ze świeżą śmietaną.
Ponieważ leniwe robiłam błyskawicznie i dlatego, że z natury nie jestem staranna, wycinałam je nierówno. Moja babcia i moja mama robiły jeden w drugi takie same, równiutkie, eleganckie. Do tego ideału od lat zawsze bezskutecznie dążę.
Przepis podany przez panią Albinowską jest nie całkiem dla leniwych. Ubija się bowiem w nim pianę z białek. A ja wiem, co to prawdziwe lenistwo i tę czynność pomijam. Co zresztą przyśpiesza robotę. Do sera dodaję tylko żółtka (białka zbieram w zamrażalniku na tort Pawłowej). Taki zresztą przepis na leniwe podaje inna dawna gospodyni, Marta Norkowska (1872–1930), autorka „Najnowszej kuchni wytwornej i gospodarskiej”, wydanej na początku wieku XX.
Pierożki leniwe
Utrzeć funt świeżego suchego twarogu, dodać 1/4 funta mąki, 5 żółtek, łyżkę masła i trochę soli, wszystko dobrze wymieszać, wyłożyć na stolnicę mąką posypaną, potaczać okrągłe wałki, każdy z nich płaszczyć nożem karbowanym, pokrajać ukośnie małe pierożki i wrzucać do gotującej się wody; gdy wypłyną na wierzch wybrać je łyżką durszlakową na gorący półmisek i polać masłem zrumienionem z bułeczką. Oddzielnie można podać bitą śmietanę i cukier z cynamonem.
Właściwie te pierożki to kluski. Dla mnie są jak smak dzieciństwa. Można je podać jako całe danie, po solidnej zupie, albo po obiedzie, w małej porcji, jako ciepły deser. Do kompotu, ale takiego prawdziwego, czyli owoców gotowanych w lekkim syropie i aromatycznych przyprawach.