Pierogi stały się naszym daniem narodowym. W rankingu narodowych dań wyprzedzają już chyba bigos i schabowego. Albo im popularnością dorównują. Są bardzo wdzięcznym daniem, gdy stoją na stole. Bo do ich domowego zagniecenia, napełnienia farszem i ugotowania trzeba mieć nieco wprawy. A także nastrój i wolny czas. Wszystko miałam dzisiaj.
Mam teorię, że smak na nowe rodzaje pierogów wylansowały powstające jak grzyby po deszczu różnego rodzaju restauracje, oferujące „domowe” pierogi, te różne pierogarnie i pierogownie. Z kolei dzięki podróżom po świecie, a także coraz obficiej trafiającym pod nasze strzechy kuchniom zagranicznym, zapoznaliśmy się z także nowymi smakami i formami pierogów. Bo pierogi pochodzą z Chin, skąd ruszyły zwycięsko i do Rosji, i do Włoch (przywiózł je ponoć Marco Polo). Do polskich żołądków trafiają więc już nie tylko te z kapustą, z mięsem, z grzybami (wigilijne) i „ze serem”, w tym ruskie, czy – jedzone latem – z owocami. Okazuje się, że mogą być nadziewane różnymi rodzajami warzyw, ale i kaszami, soczewicą, rybami, a serem wcale nie tylko białym.
Dzisiaj poszłam w tym kierunku. W stronę polsko-włoską. Farsz przyrządziłam na wzór Włochów, którzy bardzo lubią łączyć białą, miękką ricottę ze szpinakiem. Tyle że ja wzięłam nasz twaróg, kwaskowy w smaku, a ziarnisty w konsystencji. I to ten twardszy. Pokruszyłam go tylko widelcem, aby pozostały grudki. Ten ser wymieszałam z rozmrożonym w mikrofalówce szpinakiem i podduszoną czerwoną cebulą, pokrojoną w kostkę. Sól i dużo pieprzu to jedyne przyprawy. Ale kto chce uzyskać bardziej włoski smak, może dodać oregano lub bazylię.

Teraz już, przy dźwiękach przebojów z lat trzydziestych XX wieku („Kochać nie warto”, „Już taki jestem zimny drań”, „Sam mi mówiłeś”…), zagniotłam ciasto na pierogi (mąka, letnia woda, jajko, trochę oleju). Rozwałkowałam je nowym wałkiem, który przetestowałam przy tej okazji. To nabytek z silikonu. Nie jest tani (kosztował 80 zł). W teście wypadł bardzo dobrze.
Tak znakomicie wypadł też mój farsz w stylu włosko-mazowieckim (przypomnę: biały ser, szpinak ugotowany, podsmażona w oleju cebulka, sól i pieprz). Ulepiłam pierogi w tradycyjnym polskim kształcie, nie żadne ravioli, tortellini czy agnolotti. Ale zadbałam, aby pierogi nie były zbyt duże.
Z wyrobu eleganckich małych pierogów słynęła moja Babcia. Zawsze o niej myślę, gdy to danie gotuję. Choć tak równiutkich i pięknych pierożków nie umiem niestety robić.
Pierogi gotujemy w gorącej, osolonej wodzie. Muszą wypłynąć na wierzch, a potem się jeszcze pogotować z 5–10 minut. Kto nie jest pewny, czy ciasto przestało być surowe, niech wyjmie jeden pierożek i go spróbuje.

Tradycyjne polskie pierogi, wiadomo, podaje się okraszone słoninką, ewentualnie podsmażoną z pokrojoną cienko cebulą. Ale ja te polsko-włoskie podałam z oliwą i uskrobanym serem pecorino. Posypałam je tylko pieprzem, ale kto ma świeże zioła, może ich użyć. Nadadzą smak i udekorują talerz.