…ten znajdzie u mnie przepis na łososia. Oczywiście podaję go z myślą o Wigilii, chociaż sama staram się nie ograniczać z jedzeniem ryb do tego jednego wieczoru.

Zalet tego sposobu przyrządzenia łososia jest kilka: świetny smak, atrakcyjny wygląd, a przede wszystkim – szybkość gotowania. Bo jest gotowany. Skąd znam przepis? Już wyznaję, sięgnęłam po tak przez mnie krytykowany przekład „Kuchni żydowskiej”. Jest tam danie nazwane „łososiem w sosie słodko-kwaśnym na zimno”, wzięłam z niego ideę, ale samą treść zmodyfikowałam.
Potrzebne: filety lub dzwonka z łososia, woda, wino, cebule i marchwie (na 3–4 dzwonka ok. 400 ml wody i 100 ml białego wina wytrawnego oraz po 2 cebule i marchewki), sól, pieprz mielony i ziarnisty, 3–4 goździki, kawałek cynamonu, 2 listki laurowe (czy wiecie, że w staropolszczyźnie nazywano je bobkami? Bo drzewo laurowe nazywano bobkowym…), cukier (3–4 łyżeczki), rodzynki (3 łyżki), i – uwaga, uwaga, kto lubi something hot – czerwona papryczka chili. Nie jest konieczna, można też dać symboliczne parę jej skrojonych piórek, a nie całą. Na koniec: usiekana zielenina, np. natka, koperek lub kolendra.
Dzwonka trzeba umyć, ew. oczyścić z łusek (choć skórę i tak można potem zdjąć), osuszyć, posolić i dość obficie popieprzyć. Nastawić wywar, najlepiej w szerokim płytkim garnku: pokrojone w plasterki cebule (mogą być czerwone) i marchewki zalać wodą z winem i dodać wszystkie składniki (z wyjątkiem ryby). Gotować wywar dobre pół godziny, jak się zagapimy, nic się nie stanie. Ryba gotowana nawet przez godzinę się nie rozpadnie, jest to sprawdzone, a nawet niekiedy pożądane (w karpiu po żydowsku, którego ja robię tradycyjnie).
Na składniki położyć dzwonka łososia (lub jeden filet w całości), gotować nawet do pół godziny. Ostrożnie wyjąć. Przestudzić, w miarę możliwości pozbawić ości. Spróbować utworzony sos, po odparowaniu nie powinno go zostać dużo, ew. doprawić, gdyby w smaku czegoś brakowało. Wymieszać posiekaną zieleninę. Sos powinien być słodko-ostry, kto chce mieć nutę kwaskową, może przegotować wszystko z łyżką, dwie octu z białego wina. Osobiście wolę postawić ocet na stole lub, jeszcze lepiej, podać skrojoną w ćwiartki cytrynę.
Z przestudzonego sosu wybrać do dekoracji piórka papryczki, talarki marchwi i całe ładne rodzynki. Ułożyć na rybie. Chłodny sos zmiksować i przelać przez sito lub tylko przez nie przetrzeć. Chodzi o to, aby cebula, pozostałe marchewki i rodzynki wraz z wywarem utworzyły dość gęsty sos, który w chłodnym miejscu zastygnie w delikatną galaretkę. Nie ma pięknego koloru (jest szary), ale za to jaki jest smaczny… No i chyba wygląda efektownie, prawda? Półmisku przeybrałam także kawałkiem kory cynamonowej oraz listkami laurowymi.