Makaron i placek z wytrawnego ciasta drożdżowego to podstawy, z których da się wyczarować wiele smaków. Oczywiście, dzięki zmieniającym się dodatkom. A te dodatki wcale nie muszą być wyrafinowane. Zaletą potraw w stylu włoskim – bo makaron to spaghetti, a placek to pizza – jest i to, że są smaczne nawet z tym, co nam pozostało po jakimś poprzednim obiedzie. A dodatki? Nie będą drogie ani trudne do zdobycia. Nic dziwnego, że smaki we włoskim stylu pokochał cały świat.
Na początek makaron. Chyba każdemu z nas, kto gotował spaghetti, zdarzyło się ugotować go za dużo. Oczy by jadły w chwili wkładania makaronu do garnka więcej niż żołądek. Ugotowany makaron po odcedzeniu odkładamy, wstawiamy do lodówki i… zapominamy o nim. Niesłusznie. Niech za długo nie czeka, bo zapleśnieje. Ale po dniu lub dwóch da się z niego przygotować kolejny smaczny obiad. W bardzo prosty sposób. Odsmażmy go na patelni. Ale z pomysłem. Ugotowany makaron przed włożeniem do lodówki warto wymieszać z oliwą lub innym olejem, aby się nieapetycznie nie skleił. Tłuszcz ponadto go zakonserwuje.

Spaghetti z patelni po mojemu
ugotowany makaron (spaghetti, ale i inny)
cebula i ząbek czosnku
1–2 pomidor
2 jajka
świeża bazylia
oliwa
starty ser typu parmezan
sól ziołowa, czarny pieprz z młynka, zioła do potraw włoskich
oliwa o smaku bazylii, ocet balsamiczny np. pistacjowy

Na głębszej patelni o grubym dnie rozgrzać oliwę, zeszklić w niej półplasterki cebuli i posiekany czosnek (nie rumienić). Dodać makaron, wymieszać, na małym ogniu odgrzewać, ale nie podsmażać. Domieszać przyprawy ziołowe i pieprz, jeśli trzeba posolić. Wmieszać listki bazylii.

Gorący makaron zalać rozkłóconymi jajkami, pokryć plastrami pomidora, posypać tartym serem, a z wierzchu pieprzem. Przykryć pokrywką.

Po 3–5 minutach potrawa jest gotowa. Skropić z wierzchu oliwą bazyliową i octem balsamico pistacjowym, posypać ziołami.

Smaki oliwy i octu balsamicznego (Bożenko, dziękuję za te prezenciki!) oczywiście można zmienić, podobnie bazylię zastąpić innymi ziołami. Do pomidora można dodać paseczki papryki. Czosnku nie dawać lub dać go więcej. Dodać paseczki szynki lub boczku. Albo wędzoną rybę. Do startego sera wkruszyć ser pleśniowy lub kozi. Przy takich odsmażonych resztkach można popuścić cugli wyobraźni. Dlatego też je kocham.
Zdarza się, że zostaną nam plasterki wędzonego łososia. Można je dodać do opisanego makaronu. Ale może wykorzystać je do ambitniejszej domowej pizzy? Ciasto zawsze lepiej przygotować samemu, zwłaszcza obecnie, gdy w sklepach pojawiły się mieszanki dobrej do tego mąki. A dodatki? Jak wyżej, Rozmaite, bez specjalnego kupowania. na co nam pozwoli zawartość lodówki.

Pizza domowa z wędzonym łososiem po mojemu
ciasto na pizzę przyrządzone wg opisu na opakowaniu mąki
oliwa
przecier pomidorowy
plasterki łososia wędzonego
papryka, np. zielone i żółta
pomidorki czereśniowe
rozmaite sery (np. gorgonzola, ser kozi pleśniowy, tarty ser włoski)
świeża bazylia
Ciasto rozłożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Posmarować przecierem pomidorowym. Obłożyć plasterkami łososia, paskami papryki, pomidorkami i serami. Skropić oliwą, popieprzyć.

Wstawić do piekarnika nagrzanego do 220 st. C. Piec 20–30 minut, aż brzegi lekko się zazłocą.
Łososia zastąpi każda inna wędzona ryba, ale także wędlina. Sery mogą być rozmaite. Startym serem warto posypać 5–8 minut przed wyjęciem z piekarnika, podobnie na końcu dodajemy mozzarellę. A może mamy jeszcze oliwki? A zamiast łososia anchois? I więcej kolorowych pomidorków? Proszę bardzo. Z ciasta można też uformować stylowy okrągły placek.

Zasada przyrządzania ta sama. Wypełnienie różne. Pokochajmy resztki w tym roku! Bądźmy oszczędni, ekologiczni, rozważni. Nie kupujmy za dużo, nie gotujmy rozrzutnie, a jeśli się już zdarzy – wszystko wykorzystajmy. Bez szkody dla zdrowia (resztki nie mogą za długo czekać na użycie), z korzyścią dla smaku.
Dla zaakcentowania tego, ze się obracamy w kimacie kuchni włoskiej jeden przepis z pisma przedwojennego. W roku 1938 tygodnik „Bluszcz” podał prosty przepis na neapolitański makaron. I dzisiaj na pewno będzie nam smakował.

Przepis podaję ze względu na najprostszy i najsmaczniejszy sos pomidorowy. Tajemnicą jest dodanie do niego szczypty cukru. Podkreśli naturalną słodycz pomidorów, ale nie zabije całego ich smaku. Do takiego sosu lubię dodawać także zioła, najchętniej bazylię lub oregano. Sos można także zostawić na dzień, góra trzy dni, w lodówce. I wziąć go jako podkład do opisanych wyżej potraw. Resztki górą!
Tradycje rodzinne na pewno mają wpływ na to, co robimy w kuchni., Znakomite potrawy z tych resztek, prawda? Powinniśmy wrócić do czasów, gdy niczego się nie wyrzuca ani nie marnuje. Dawniej srogą nauczycielką byłą bieda, dzisiaj nauczycielem powinien być rozum!
PolubieniePolubienie
Przypomniało mi się jak moja śp. Babcia robiła „polską carbonarę”, przy czym oczywiście ona tej nazwy nie używała, to mi się skojarzyło, dużo później, jak już byłam dorosła. Były to resztki makaronu (własnoręcznie robionego) ugotowanego do zupy, następnego dnia podsmażone na smalcu (też domowym) i z dodatkiem jajka. Z reguły poniedziałkowe śniadanie mojego dziadka tak wyglądało, względnie niedzielna kolacja, bo zostawały resztki makaronu z niedzielnego rosołu 🙂 Osobiście za tym jako dziecko jakoś nie przepadałam, wolałam np. odsmażany w ten sposób suchy chlebek wzgl. ziemniaki (o, można by to określić jako „polską tortillę”, teraz mi przyszło do głowy), ale dziadek był wielbicielem. W ogóle uważam, że nasze przodkinie były mistrzyniami „zero waste”. Babcia pochodziła z biednej wiejskiej rodziny i tak jak wspominam, to w jej kuchni nie marnowało się naprawdę nic. Nawet ew. resztki typu np. obierki czy nać z jarzyn pożerały hodowane aktualnie zwierzaki np. króliki i różnorodny drób. Inne pozostałości były zużywane na bieżąco, w ciągu jednego-dwóch dni np. ziemniaki następnego dnia do kopytek, mięso rosołowe do pierogów, płyn z otwartego słoika z ogórkami na zupę ogórkową…
PolubieniePolubienie