Przedwojenna Wigilia po francusku. Z indykiem

Wiemy doskonale, jak wygląda rodzima Wigilia i jak przebiega polska wigilijna kolacja. Przeżywamy ją co roku. Grzybowa lub barszcz, karp, kapusta, mak w potrawach regionalnie zróżnicowanych. To podstawy. Ale nie cały świat przecież je to samo i tak samo obchodzi ten jeden z najpiękniejszych wieczorów w roku. Tradycja w każdym kraju jest inna i, wbrew obawom, żadna Unia Europejska jej nie zaszkodziła i nie zaszkodzi. Tak jak jedni jedzą kluski z makiem, drudzy kutię z maku i pszenicy, inni zaś łamańce do maku podane, to u nas tradycja nakazuje przy tej kolacji zachowywać post, a w innych krajach – podawać pieczoną gęś lub indyka. Barwny opis wigilijnego wieczoru w Paryżu z indykiem w tle oraz obyczajem zupełnie innym niż u nas, znalazłam w warszawskiej gazecie, zatytułowanej „Nowiny Codzienne”.

Gazeta była redagowana żywo – by nie rzec brukowo – i nastawiona na sensację oraz podawanie informacji z ulicy dla ulicy. Była związana z narodowcami. Miała uzupełniać ich poważniejsze pismo codzienne, sztandarowe „ABC”. Ukazywała się tylko przez dwa lata. W roku 1934, z którego pochodzi opis zadziwiającej rodaka wigilii cudzoziemskiej, miała się podłączyć pod „ABC”. Wychodziła czas jakiś jako „ABC – Nowiny Codzienne”, po czym pozostało już tylko „ABC”. Od roku 1936 organ ONR-u, którego młodzi działacze wygrali z bardziej konserwatywnymi endekami. Ale wróćmy do opisu Wigilii. Francuskiej, a właściwie paryskiej. Co bardziej w tym opisie widać? Niesmak, czy, przeciwnie, duży smak, wynikający z zazdrości?

Wigilja jest we Francji, bynajmniej, nie świętem domowem, jak się to dzieje u nas, ale przeciwnie, wieczorem spędzanym (jak nasz wieczór Sylwestrowy), w lokalach publicznych, kawiarniach i restauracjach.

Jak się ten wieczór przedstawiał w Paryżu w tym roku, roku ogólnego narzekania na kryzys i biedę? Dwa tysiące restauracyj, sto dwa kina, czterdzieści dwa teatry, jedenaście lokali tanecznych, jedenaście kabaretów, osiem teatrów rewjowych i jeden cyrk przeżyły swą najlepszą w roku noc, noc, którą paryżanin spędza poza łóżkiem.

W jednej z restauracyj „wilja” wynosiła 35 franków (około 12 zł.) od osoby, gdzieindziej to kosztowało 175 fr. (około 60 zł.), jeżeli do tego dochodził szampan i napiwki, to rachunek od osoby nie mógł być niższy, niż 300 franków. Było też dużo lokali, gdzie ceny były pośrednie pomiędzy tem i dwoma. Ale jadłopis był wszędzie jednakowy. Jakże różny od naszej wilji! Ostrygi. Budyń. Indyk z kasztanami. Sałata. Lody i owoce.

Eleganckie restauracje dodawały do tego orkiestrę, która brała 4 tysiące franków za noc oraz nieraz bardzo ładne podarki dla pań. Tak, że ostatecznie, przy tym samym jadłospisie tanie restauracje zarobiły na 35 franków, drogie straciły na 175 frankach.

Restauracje prześcigały się w niespodziankach gwiazdkowych. Jeden z lokali urządził loterję, o przepięknych fantach, przyczem każdy los wygrywał. Gdziendziej, podawało do stołu 40 dziewcząt. Dziennikarz francuski, który opisuje ową noc, martwi się, że paryżanki wciąż jeszcze w obawie przed utratą linji, jadły bardzo mało, i proponuje, by odtąd za menu kobiece można było płacić połowę, przynajmniej w noc Bożego Narodzenia.

Uzupełni wigilijną notkę inna, bardziej uniwersalna. Jak zjeść, to i wypić. Oto, co można było znaleźć na półkach z winami od roku 1934 i ile to kosztowało.

Za pośrednictwem „Sowpoltorgu” podpisano umowę pomiędzy warszawskiemi firmami handlu win, a sowieckiemi winnicami państwowemi w sprawie importu wina z Z. S. R. R. do Polski. Niebawem nadejdą do Warszawy transporty beczek, ogółem 50.000 litrów wina kaukaskiego i krymskiego. Wino sowieckie będzie sprzedawane w Polsce W butelkach opatrzonych etykietami również w języku rosyjskim. M. in. sprowadzone będą wina gatunków „Naparauli” i „Katernej”.Sowiety zamierzają konkurować z winami importowanemi z innych państw europejskich. Wino sowieckie będzie sprzedawane w butelkach po 3 do 10 zł. Pierwsze 75.000 butelek ukazać się ma w sprzedaży w końcu b. miesiąca. Sowieckie przedstawicielstwo handlowe uzyskało ulgę celną wynoszącą 22 gr. od litra, podczas gdy normalna stawka określona jest na 2 zł. za litr.

Zwraca uwagę sowiecki skrótowiec „Sowpoltorg”. Z ich natrętnego używania, zwłaszcza w odniesieniu do instytucji, wyśmiewał się w humoreskach Zoszczenko, a w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakow. U nas, wśród dziennikarzy, panuje moda na nazywanie pewnej sejmowej komisji „speckomisją”. Nieświadomie – bo chyba o tym nie wiedzą – zachwaszczają język paskudnym tworem o pochodzeniu związanym z czasami słusznie minionymi.

Aby tradycji stało się zadość, zamieszczam i namiastkę przepisu. Na przyprawienie pieczonego indyka. Kto chce i jeszcze zdąży, może podać go po francusku, na wigilijną kolację. Ale kto obserwuje tradycję, upiecze go jutro, na świąteczny rodzinny obiad. Może, jak ja, nadając mu nutę korzenną?

Nasz indyk nabierze smaku od przypraw, które z Indii przywiozła moja kochana synowa. Dzięki niej wreszcie zobaczyłam, jak wygląda kwiat muszkatołowca, tak często wymieniany w dawnych przepisach. U nas całkowicie go zastąpiła muszkatołowa gałka. To bardzo ciekawa przyprawa. Warto ją jednak stosować z umiarem. Dlaczego? Cytuję notkę z napisanej przez mnie „Encyklopedii kulinarnej”, która ukazała się w roku 1996.

MUSZKATOŁOWA GAŁKA, MUSZKATOŁOWY KWIAT

Z owocu muszkatołowca korzennego mamy dwa pożytki: ususzona osnówka owocu daje tzw. kwiat muszkatołowy, jedną z droższych przypraw; z rozłupanego twardego nasienia pozyskuje się jego jądro, czyli gałkę muszkatołową – przyprawę znacznie popularniejszą, gdyż tańszą. I kwiat, i gałka mają przyjemny korzenny smak i zapach. Kwiat – intensywniejszy. Jednak nie można go długo przetrzymywać, gdyż wietrzeje. Co innego gałka: nie starta przechowa swój aromat całe lata.

Obu przypraw lepiej używać z umiarem: zawierają trujący i – jak podają encyklopedie – podniecający związek, mirystycynę. Starta gałka muszkatołowa dodaje przyjemnego i ostrawego smaku warzywom. Warto nią przysmaczać puree z ziemniaków. Dzięki niej nowego smaku nabiorą także potrawy mięsne. A i niektóre desery: kremy, ciasta, torty owocowe wiele zyskają. Zaostrzy ona także smak mdławego kompotu i przetworów z moreli, a śliwkom nada ciekawą nutę.

Starta gałka muszkatołowa jest często dodawana do pasztetów oraz do sosu beszamelowego. A ja tymi aromatycznymi korzeniami przyprawiłam indyka. Drób jest zwykle w charakterze dość łagodny, by nie rzec: mdły. Korzenie nadadzą mu wyrazu. 

W moździerzu utarłam kardamon, czarny ziarnisty pieprz (ma wspaniały aromat, aby go zachować trzeba przechowywać w dokładnie zakręconym słoiczku), kwiat muszkatołowy i cynamon. Aby wzmóc moc przypraw, warto je obsmażyć na suchej patelni (trzeba mieszać; szybko się przypalają!). Aromatyczną mieszaniną, taką własną masalą, natarłam indyka na zewnątrz i w środku. Do pieczenia dodatkowo w jego wnętrze włożę laskę cynamonu i kilka ziaren kardamonu. Muszkatołowca już nie dodam, aby tej podniecającej mirsytycyny nie było za dużo.

A na koniec jeszcze jedna interesująca notka z „Nowin Codziennych”:

Mamy nareszcie w Warszawie kawiarnię, która bije rekordy drożyzny: Jest to „Cafe Club” przy ul. Nowy świat [tak napisano!]. Maleńka filiżanka czarnej kawy kosztuje tam 1 zł. 10 gr., szklanka herbaty 85 gr., szklanka kakao 1 zł. 50 gr. Ceny mówią za siebie.

Jak to się ma do cen francuskich? Proszę porównać. Można także porównać z cenami z roku 2014, który niedługo zostawimy za sobą. Na razie życzę – Smacznych i Wesołych Świąt.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s