Do jedzenia ryb nie trzeba już przekonywać. A kiedyś Polaków przekonywano! Zarówno przed wojną, jak i w PRL-u prowadzono całe kampanie na rzecz kupowania, przyrządzania i jedzenia ryb. Morskich. Wtedy były tańsze niż mięso. Jakie to były piękne czasy dla kogoś, kto, jak ja, ryby bardzo lubi. Dziś dorsz, podstawowa ryba morska, jest drogi. Ceną przewyższa mięso. Niestety. Ale warto go kupować i nauczyć dzieci jedzenia ryb. Właśnie dla dzieci najlepsze są ryby morskie. Nie tylko ze względu na wartości odżywcze (obok witamin – też jod!), ale i dlatego, że nie są ościste. (Co nie znaczy, że porcji podawanej dziecku nie trzeba sprawdzić na zawartość ości!). A poniższa zachęta pochodzi z gazety przedwojennej.
O jedzeniu morskich ryb pisał w uroczej książeczce pt. „Książka kucharska dla samotnych i zakochanych” Tadeusz Żakiej. Ten znawca muzyki, erudyta i dziennikarz, a przed wojną poeta i przyjaciel Karola Szymanowskiego, pisał o kulinariach pod pseudonimem Maria Lemnis i Henryk Vitry. Warto i dziś poszukać w antykwariacie książek opatrzonych takimi nazwiskami. Nieco przestarzałe (cóż, realia PRL-u były tak różne od obecnych), jednak w głównej mierze są znakomite. Lekko napisane, zawierają wiele przepisów do wykorzystania i dziś. Wyznam, że w jakiejś mierze to one zaraziły mnie pasją do zgłębiania tematów kuchennych.
W przywołanej książeczce (daje moc prostych przepisów i cennych porad dla nie umiejących gotować) jeden z rozdziałów autor poświęcił rybom. Nie bez powodu ma tytuł: „O rybach, a właściwie tylko o dorszu (karmazynie) i śledziu”. Te bowiem ryby przyrządza się najprościej. A więc śmiało mogą po nie sięgać ci, którzy dopiero uczą się krzątania wokół garnków i patelni.
Autor od tego zaczyna: „Utarło się mylne przekonanie, że przyrządzanie potrawy z ryby wymaga bardzo wiele pracy i znacznej kulinarnej wiedzy. W rzeczywistości jednak sprawa wygląda inaczej i usmażenie porcji ryby nie jest wcale bardziej skomplikowane niż np. kotleta schabowego”. Nic dodać.
A wiedzę o pożytkach z dorsza autor podaje w treściwych punktach:
Jest równie pożywny jak mięso.
Właściwie przyrządzony nie ustępuje mu w smaku.
Jest łatwiej strawny niż np. wieprzowina i baranina.
Odżywia, ale nie tuczy! (…)
Wymaga bardzo mało czasu przy przyrządzaniu.
Punkt pominięty przeze mnie mówił, że dorsz „jest znacznie tańszy od mięsa”. No, niestety, to już chyba nie wróci. Zasoby mórz w cudowny sposób się nie rozmnożą. Nadzieja w rybach z hodowli, które jednak nie zawsze dorównują smakowo i wartościowo rybom z mórz i oceanów.
Dorsz dzisiaj jest sprzedawany w różnych postaciach: ze skórą lub bez, świeży lub mrożony, w całości jako patroszona tusza, w postaci filetów lub w dzwonkach. Ostatnio zaś pojawiły się polędwiczki z dorsza. Są to porcje wykrojone ze środkowej części ryby – o zwartym mięsie, bez ości, foremne. Najłatwiejsze do usmażenia lub upieczenia. Ja je pokroiłam w mniejsze kawałki i usmażyłam.
Dorsz w cieście piwnym po mojemu
140 g mąki pszennej
pół szklanki wody gazowanej i pół szklanki jasnego piwa
jajko
posiekana zielenina
sól
polędwiczki z dorsza
sól czerwona hawajska
olej do smażenia
Polędwiczki z dorsza pokroić na porcje. Z mąki, jajka, soli i płynów sporządzić ciasto nieco gęstsze niż na naleśniki (w razie potrzeby, dosypać mąki). Wymieszać je z posiekaną zieleniną (koperek, natka, świeże zioła).
Olej rozgrzać na patelni. Porcje ryby zanurzać w cieście, smażyć z każdej strony. Gdy nie ma pewności, czy ryba jest dosmażona w środku, przykryć patelnię lub wstawić do piekarnika na 10 minut.
Porcje ryby wykładać na papier kuchenny, aby pozbawić je tłuszczu.
Podawać od razu, choć taka ryba jest dobra także na zimno, w towarzystwie sosów majonezowych, np. tatarskiego czy Z tysiąca wysp (Thousand Island). Ciasto piwne ma smak bardziej wyrazisty niż to robione na samej wodzie. Łączę piwo z wodą, aby piwnej wyrazistości nie było zbyt dużo. Komu pasuje – może wodę pominąć i ciasto sporządzić na samym piwie. Jasnym lub ciemnym.
O tym, jakie dodatki pasują do dorsza, napisał Tadeusz Żakiej przy przepisie na filety panierowane: „Dorsz w ten sposób przyrządzony lubi towarzystwo jarzyn bardziej pikantnych. Odrobina utartego chrzanu (bez żadnych przypraw) jest właściwie wspaniałym uzupełnieniem tej pysznej potrawy. Można oczywiście zrobić surówkę z marchwi i chrzanu, sałatkę z kwaśnej kapusty lub jeśli zrezygnujemy z ziemniaków z wody – sałatkę z ziemniaków”.
Chrzan na pewno zachwyci zwłaszcza panów lubiących czuć mocne wrażenia na podniebieniu. Wszystkim jednak na pewno będą smakować ogórki małosolne. Zakiszane także z korzeniem chrzanu, z czosnkiem, z koprem. Do tych świeżo zakiszonych dodałam także świeże listki laurowe zerwane wprost z mojego krzaczka, ziarenka kolendry trochę zmiażdżone oraz kilka goździków.
My takie czerwcowe ogórki lubimy właśnie jako małosolne. Idzie więc o to, aby nie zakisiły się zbyt mocno. Gdy ogórków jest dużo i mają stać kilka dni, przerywam proces kiszenia – wyjmuję je i wraz z dodatkami (koprem, chrzanem, czosnkiem itd.), podlewam trochę zalewą ze słoja i wstawiam do lodówki. Zimne ogórki są znakomite w upał. Można je podać na sposób kresowy – z miodem, jako przystawkę. Lub już bez miodu, jako dodatek do dorsza w cieście piwnym.