Gdy pisałam o soczewicy z Puy, słynnym najlepszym gatunku francuskim tego cenionego w dawnych wiekach warzywa strączkowego, dzisiaj nieco zapomnianego, cytowałam polskie przepisy na nią osiemnastowieczne. A soczewica znana była na polskich ziemiach wcześniej. Opis zacznę od cytatów z przywołanego w blogu wczoraj opracowania historycznego doktora Józefa Peszke, zamieszczonego w roku 1904 w warszawskiej „Gazecie Domowej”. Bo soczewica naprawdę należy do warzyw najdawniej u nas znanych. Można powiedzieć, należała od zawsze do zestawu podstawowego. Zdaje się, że znano ją już w neolicie. Ale tak daleko nie sięgajmy. Aby się jej doszukać, wystarczy pogrzebać w średniowieczu. Źródłem, z którego korzystał Peszke były zachowane rachunki z dworu króla Władysława Jagiełly. Oto, co o nich pisze (ortografię zachowuję):
Przypadkiem szczęśliwym przechowały się do dnia dzisiejszego, nie w zupełności, niestety, jednakże w odłamach bardzo pokaźnych, Rachunki dworu króla Władysława Jagiełły z lat 1388–1420, dające nam możność wyrzeczenia czegoś pewniejszego o kuchni dworskiej króla, oraz trzech małżonek jego: Jadwigi, Anny i Elżbiety. W „Rachunkach” tych, prowadzonych z dnia na dzień przez różnych urzędników królewskich, wymienione są wszelakie rodzaje mięsa, drobiu, ryb, jarzyn, pieczywa, przypraw i napojów, dostarczanych do kuchni królewskiej, dworskiej, a nawet czeladniej, dozwalające nam więc na wyrobienie sobie wyobrażenia dosyć dokładnego i pewnego o sposobie żywienia się ówczesnym; przyczym spostrzegamy, że kuchnia ówczesna już odbiegła znacznie od dawnej prostoty rubasznej, tak jak wogóle, uobyczajenie już pewne, dość widoczne, uczyniło postępy ku lepszemu.
W tych „Rachunkach” soczewica jest oczywiście wymieniana. Wynika z nich, że „soczewica (lenticula, lentigo) uprawiana bywała na folwarkach królewskich, ale ją też kupowano nieraz; przeważnie jadano ją w dni postne, zarówno u dworu, jak i na stołach podrzędniejszych”.
Król królem, ale jak jadali inni? Oto obrazek z życia skonstruowany na przez badacza na podstawie różnych dostępnych mu źródeł:
W dworku wiejskim jadano zawsze obficie i kilka razy na dzień. Szlachcic bezżenny na śniadanie przekąsił byle czym, czasem wypiwszy przedtym łyk gorzałki; człekowi żonatemu zaś jejmość uwarzyła na rano jaką polewkę z piwa, czasem z wina, z jajkiem, z cukrem i korzeniami; powszechne było piwo grzane ze śmietaną, grzankami i kawałkami sera, zastępujące wówczas nieznaną jeszcze kawę i herbatę, a w każdym razie posilniejsze. Dzieci dostawały też na śniadanie polewkę jaką, lecz nie przyprawną korzeniami, a nigdy z wina. Obiad, jadany wcześnie, składał się w dzień mięsny z rosołu lub innej polewki jakiej na mięsie, np. krupniku, zaczym szło mięso wołowe uwarzone, rzepa na mięsie, której wiele jadano, kapusta i groch ze słoniną, czasem soczewica, flaki, jagły lub inne krupy ze słoniną również; potym, chociaż nie codzień, mięso pieczone wołowe, lub wieprzowe, albo zwierzyna jaka. Do tego piwa konew i to starczyło aż nadto. Na wieczerzę, wcześnie jadaną, również pożywano najpospoliciej kaszę ze szperką, a po zjedzeniu jej, gospodarz rad zasiadał latem na ganku przed dworem, lub zimą przy kominie i zanim się udał na spoczynek nocny, popijał piwo z dzbana polewanego, przygryzając grzanką.
Takie posiłki szczęśliwie mamy już od wieków za sobą. Soczewica spospoliciała, przestała się pojawiać na pańskich stołach. Albo pojawiała się incydentalnie, raczej w kuchni mieszczańskiej lub wiejskiej, podawana do piwa jako potrawa „ma kwaśno”. Kiedyś ją opiszę. Tak czy siak należała raczej do pożywienia biedaków. A potem o niej zapomniano. Już przed wojną, jakkolwiek
znana, nie była popularna. Musiała być jednak tania, skoro przypominało ją pismo PPS-u dla kobiet – „Głos Kobiet”.
Pismo tanie, pisane prostym i zrozumiałym językiem, mające nieść oświaty kaganek wśród ubogich. W roku 1936 gazeta opisała tanie składniki do gotowania pożywnych obiadów. Pytała: „dlaczego omijamy wiele produktów, będących u nas w codziennej sprzedaży?” I wyjaśniała: „Po prostu dlatego, że nie umiemy ich przyrządzić, dlatego, że jesteśmy bardzo konserwatywne i nieśmiałe w pomysłach”. Aby przełamać tę nieśmiałość i konserwatyzm sięgnęła po soczewicę (a także… płatki owsiane, widocznie mało popularne przed wojną). Nawoływała więc:
Taka soczewica – znana jest nawet w historii świętej, i to, czego się stamtąd o niej dowiadujemy, jest nawet bardzo zachęcające. No, bo jeśli można sprzedać brata (pamiętacie!) za miskę soczewicy, to musi być ona bardzo smakowita, aby ważyć na szali tyleż, co żywy człowiek!
Soczewicę – tak jak każdy groch – należy przed gotowaniem moczyć kilka godzin w zimnej wodzie. Gotujemy ją do miękkości, soląc dopiero po zagotowaniu wody. Ugotowaną podajemy z masłem i bułką, albo w sosie kwaśno-słodkim. Można też przyprawić soczewicę jako sałatkę, z oliwą i octem lub cytryną (cytrynę – jak pamiętają czytelniczki – polecamy specjalnie). Bardzo dobra jest też soczewica pod postacią puree – czyli przefasowana przez durszlak i utarta ze świeżym masłem. Wreszcie świetna jest zupa z soczewicy z lanymi kluseczkami. Gotujemy ją wówczas na smaku jarzynowym i wlewamy kluseczki przed podaniem na stół.
Z kluseczkami jednak zupy bym nie podawała. Jest i tak dość treściwa. Pachnie wspaniale. Podajmy do niej po prostu pajdy wyrazistego w smaku wiejskiego chleba.
A soczewicy w sklepach mamy w bród. Czerwona, zielona, brązowa. Występuje także jako składnik gotowych mieszanek na zupy. Uważam je za rewelacyjne i gorąco polecam. Na przykład „zupę grecką”, „zupę rzymską”, mieszanki staropolskie. W ich skład wchodzą różne rodzaje strączkowych z innymi suszonymi warzywami (pomidory, czosnek, papryka) i różnymi ziołami (od natki pietruszki po zioła prowansalskie). W zupie greckiej jest także ryż, w mieszankach staropolskich kasze. W zasadzie wystarczy zalać taką mieszankę wodą w proporcji podanej na opakowaniu i ugotować. To potrafi każdy. Ale ja nadaję zupie smak indywidualny.
Zupa z soczewicy
mieszanka na zupę z soczewicą
oliwa
cebula
czosnek
papryka czerwona słodka
papryka zielona ostra
seler naciowy
pomidorki koktajlowe lub jeden pomidor większy
natka pietruszki
kawałek kapusty włoskiej lub zwykłej, słodkiej
Zupę gotować zgodnie z przepisem na opakowaniu. Warzywa umyć, oczyścić, pokroić. Oliwę rozgrzać, do gorącej wrzucić kostki cebuli i paski selera naciowego, podsmażyć mieszając. Dodać papryki, chwilę poddusić.
Gdy składniki zupy będą mięknąć, dodać zawartość patelni. Dodać pokrojoną w paski kapustę. Gdy soczewica w zupie będzie miękka, dorzucić przekrojone na pół pomidorki koktajlowe i czosnek, przeciśnięty przez praskę. Po 10–15 minutach zupa będzie gotowa. Podajemy ją posypaną natką pietruszki.
W miejsce natki można zastosować świeże zioła. Z kapusty można zrezygnować. Kto lubi, może ugotować w zupie pokrojone w kostkę ze dwa–trzy ziemniaki. I jeszcze jedno: zupa z soczewicą jest znakomita po podgrzaniu. Wręcz zyskuje na smaku. Można ją podać z grzankami lub, jak napisałam, po prostu z chlebem.