Jest mięso, są warzywa, jest dodatek węglowodanów. To obiad obecny w kuchniach wielu narodów. Mięsem jest wołowina, warzywem – zielony groszek, dodatkiem „zapychającym” – niemieckie kluski, czyli spätzle.
Amatorom wołowiny doradzę, aby kupowali mięso droższe. Nie ma rady. Nie ma dobrego steku z nędznego mięsa. Ostatnio pojawiły się antrykoty i rostbefy tzw. dojrzewające. Wyczytałam, że wołowina może być „dojrzewana” na sucho lub mokro. Dojrzewanie na sucho przebiega w następstwie przechowywania mięsa bez opakowania w określonej, stałej temperaturze i wilgotności przez kilka tygodni. Mięso traci wilgotność, ale nabiera aromatu i kruchości. Dojrzewanie na mokro polega na pakowaniu próżniowym mięsa pokrojonego na steki. I takie steki ostatnio kupujemy. Zdecydowanie wolę antrykot niż rostbef, ale to kwestia upodobania (dla mnie rostbef jest zbyt suchy). Przygotowanie mięsa do smażenia na patelni grillowej lub na grillu (chyba sezon wreszcie nadejdzie?!) jest proste. Nie jest to niezbędne, ale warto steki do pieczenia przygotować. Nabiorą smaku.
Mięso wyjmujemy z lodówki co najmniej na pół godziny przed smażeniem; można dłużej, zwłaszcza gdy nie ma upałów. Posypujemy je lub nacieramy przyprawami i oliwą. Te przyprawy dobieramy, jak chcemy. Przemyślmy, co nam pasuje. Klasyczny jest stek w pieprzu. Pieprz powinien być świeżo i raczej grubo mielony; ja stosuję tzw. pieprz młotkowany, sprzedawany w mieszance z kolendrą, ale może to być po prostu pieprz z młynka. Nakładamy dość grubą warstwę przyprawy, skrapiamy mięso oliwą – możemy ją wetrzeć palcami w mięso. Odstawiamy. Patelnię lub grill zawsze mocno rozgrzewamy. Układamy nasz stek i smażymy kilka minut z jednej i drugiej strony. Kiedyś wyczytywałam pilnie, ile to ma być minut, ale dzisiaj smażę „na oko”. Po pierwsze wiem, jakie mięso lubimy (raczej średnio, ale zdecydowanie nie za mocno wysmażone), po drugie, czas smażenia zależy od grubości mięsa. Orientacyjnie to 5 minut z każdej strony, ale może być nieco mniej lub więcej. Mięsa nie kłujemy. Odwracamy ostrożnie. Po usmażeniu zostawiamy na kilka minut na talerzu. Soki mają się w nim spokojnie rozejść.

Zamiast pieprzu można wziąć czosnek. Rozmaryn. Estragon. Paprykę lub kumin. Trzeba się rozejrzeć po kuchni. A może znajdziemy jakąś godną zaufania gotową mieszankę do mięs? A co z solą? Ja steków nie solę, poprzestaję na przyprawach. Kiedyś nie wierzyłam, że tak można, ale warto to spraktykować i może sól uda się wyeliminować. Kto bez soli żyć nie może, niech posoli mięso już usmażone (choć niektórzy bez oporów solą i przed smażeniem, nie bojąc się, że mięso stwardnieje).
Tyle steki. Kluski niemieckie Spätzle pochodzą ze Szwabii, pięknej krainy z południa Niemiec. Ten rodzaj klusek znany jest też w Austrii (Nockerl), w Czechach i Słowacji, podobne są węgierskie galuszki, ale i nasze kluski łyżką kładzione. Jak to kluski, składają się z mąki, jajek i odpowiedniej ilości wody. Ciasto ma być gęste, ale lejące się. Gospodynie niemieckie zaopatrzone bywają w specjalne przyrządy do wyrabiania tych klusek. Jest to ostro zakończona deska i przyrząd do „cięcia” klusek. Ciasto wylewa się na przygotowaną deskę i odcina tuż nad powierzchnią wrzącej osolonej wody, aby tworzyły się cienkie paski klusek. Innym przyrządem do tworzenia klusek jest rodzaj praski, wyciskacza, z którego otworków spadają w wodę wstążki klusek. Ale ja kupiłam spätzle gotowe, już ugotowane. Dlatego odsmażyłam je w oliwie (można dać masło, znakomicie pasuje do jajecznego ciasta) i podałam po zmieszaniu z solidną porcją posiekanej natki pietruszki.
Wreszcie – groszek. O tej potrze roku mrożony lub z puszki. Ten pierwszy odgrzany na parze, posolony i posłodzony. Można go też zagrzać na tłuszczu z wytopionego boczku i wymieszać ze skwarkami z niego, odsączonymi na kuchennym papierze. Ale to już chyba za dużo tłuszczu na raz.
Do tego obiadu pasują albo piwo, albo mocne w smaku czerwone wino, np. któryś z Merlotów albo hiszpańska Rioja. Taki obiad uchodzi, słusznie lub nie, za męski. I wielu panom sprawi przyjemność. Przemyślmy to przed którąś z rocznic.