Na Karnawał albo tylko przyjemny wieczór we dwoje

Dawniej, zwłaszcza jeszcze przed wojną, Karnawał obchodzono solennie. Co sobota były bale, maskarady lub choćby tylko „wieczorki tańcujące” w mieszkaniach. Dziś aż tylu nie ma. Zwłaszcza kultura balów upadła. Może żal?

Kto wyprawia zabawę domową, z kilkoma zaprzyjaźnionymi parami, musi przygotować jakieś potrawy, jakieś napoje. Na taką okazję podam kilka przepisów na koktajle. Czym są, nie ma co opisywać. „Przekrój” z roku 1957 wyjaśniał to dokładnie i już to tutaj przytoczyłam. Jak pisałam, podejrzewam, że autorką niepodpisanego tekstu przybliżającego czytelnikom te napoje alkoholowe była Maria Zientarowa, autorka felietonów i dowcipnych książek (moja ulubiona: „Drobne ustroje”), czyli „w cywilu” Mira Michałowska, żona ówczesnego polskiego ambasadora w USA.

Oto jakie koktajle i jak opisywała. Sięgnęła do najbardziej znanych, barowych klasyków (proszę się nie dziwić pisowni, podaję ją wiernie):

 

Wytrawny Martini: Klasyczny, najszerzej znany coctail: 2 części wytrawnego białego vermouthu marki Martini, l część ginu (wódki), wymieszać z lodem (można zakropić sokiem z cytryny i odrobiną gorzkiej. Do kieliszka wrzucić oliwkę, albo mały skrawek świeżej skórki cytrynowej. Ponieważ wytrawnego vermouthu nie można u nas dostać, klasycznym coctailem w naszych warunkach będzie: POZYTYWNY: 2 części vermouthu Gancia, 1 część jałowcówki albo myśliwskiej, sporo soku cytrynowego, wymieszać z lodem, do kieliszka pół plasterka cytryny.

 

Inny klasyczny coctail: 1 część whisky i 2 części vermouthu słodkiego, zakropić gorzką, na dno kieliszka włożyć wiśnię z syropu, z ogonkiem. W braku whisky, odpowiednikiem tego coctailu będzie: MANHATTAN Z KOŁOMYI: 1 część wytrawnej śliwowicy, 2 części słodkiego vermouthu, lód, gorzka, na dno kieliszka wiśnia z nalewki na spirytusie.

 

2 części ginu (wódki), 1 część vermouthu, 1 część soku z pomarańczy, lód.

 

Śrubociąg: trunek w Ameryce niezwykle teraz popularny: do dużej szklanki włożyć spore kawałki lodu, wlać kieliszek wódki, dopełnić sokiem z grape-fruita albo pomarańczy, ewentualnie dodać wody sodowej. [Od siebie dodam, że w latach 60.-70. taki napój nazywano „harcerzykiem”]. 

Jak widać, receptura jest  do peerelowskiej rzeczywistości dostosowana bardzo pomysłowo. Tak trzeba sobie było radzić, gdy chciało się być światowym. Dzisiaj z tym łatwiej. Można tworzyć własne kompozycje smakowo-alkoholowe, z alkoholi, jakie sobie wymarzymy, a nie jakie „rzucili” do „Delikatesów”. I tak uczyniliśmy. Wieczór nam umilił koktajl

Tequila Cointerau po naszemu

3 porcje brązowej tequili

1 porcja cointerau

sok z limonki

sok pomarańczowy

skórka starta z limonki

lód

Odciąć z wyszorowanej limonki tyle plasterków, ile szklanek. Wycisnąć z pozostałych połówek sok. Tequilę i cointreau wymieszać w shakerze z sokiem z limonki. Do wysokich szklanek włożyć po trzy kostki lodu, zalać alkoholem. Dopełnić sokiem pomarańczowym, posypać startą skórką z limonki. Szklanki przybrać pozostawionymi plasterkami.

Ja też napiszę w duchu „co w zamian”. Cointerau może zastąpić każdy likier pomarańczowy. Zamiast limonki można wziąć cytrynę. Sok pomarańczowy najlepiej świeżo wyciśnięty; my mieliśmy jednak „kartonowy”, co jednak obniża jakość trunku. Oby jednak tylko takie mieć zmartwienia.

Jak na obrazku widać, podałam te koktajle z crème brûlée. Przepis można znaleźć u mnie w blogu. Osłodźmy sobie życie. A – jak pisał Stanisław Grochowiak w pięknym wierszu o śpiewach porannych (choć nasze wieczorne…) – „alkohol poza tym”.

Dodaj komentarz