W taki dzień, gdy powietrze stoi, gdy wiatraczki i wachlarze pomagają doraźnie, wszystkie chłodniki zyskują na znaczeniu. Ale cóż, te polskie wymagają albo gotowania jajek na twardo i botwinki, albo – nawet jeżeli z botwiny zrezygnujemy, zastępując ją np. konserwowanym buraczkiem – krojenia wielu składników. A każdy ruch w ten upał oznacza niepożądany wydatek energii.
Sięgnijmy więc do kuchni kraju, który ma wprawę w radzeniu sobie z upałami. To Bułgaria. Wymyślono tam zupę, która może być po prostu jedynym posiłkiem podanym w porze obiadowej (nasza łazienkowa waga nam za to podziękuje!), która jest prosta w przygotowaniu, która – last but not least – jest pyszna. Jej podstawą jest jogurt; zimny, a jakże. Podaję proporcje na 3–4 osoby (zależnie od apetytu):
Tarator czyli chłodnik bułgarski
dwa kubeczki jogurtu bałkańskiego, każdy po 340 g
2–3 ogórki gruntowe, zależnie od wielkości
garść orzechów włoskich
olej słonecznikowy
sól
Jogurt miksujemy z solą i łyżką oleju. Ogórki ucieramy lub kroimy, dodajemy do jogurtu. Wsypujemy posiekane orzechy; kilka całych zostawiamy do przybrania. Mieszamy. Wstawiamy do lodówki. Podajemy do świeżego pieczywa pszennego, ale można dać także grzanki lub tosty z chleba. Oddzielnie warto podać dodatkowe orzechy.

To wszystko. Nawet pisze się i czyta krótko. Oczywiście, kto lubi, może przyrządzać warianty tej zupy. Np. dodać pokrojone rzodkiewki, szczypiorek lub koperek. Albo dać inne orzechy, a nawet z nich zrezygnować – chociaż szkoda, bo właśnie z nich pochodzi oryginalny smak i konsystencja tej zupy.