Zielone danie, ale tym razem nie szpinak. Sałatka jasnozielona i krewetki w zielonym sosie mojo (mojo verde) z Kanarów. Do tego świeże, chrupkie pieczywo pełnoziarniste.

Do sałatki wzięłam sałatę lodową, różyczki kalafiora i plasterki banana. Wszystko wymieszałam z majonezem (może być i jogurt, wtedy dodajemy sól i pieprz, a kto lubi i odrobinę cukru). Nie bójmy się surowego kalafiora. Zachęcam do jego jedzenia. Jest pyszny i fantastycznie chrupki. Oczywiście składniki sałatki można zmieniać lub rozszerzać. Np. dać kostki ananasa lub półplasterki jabłka. Albo krążki papryczki chili. Ale mnie chodziło teraz o efekt bladości. Drugia potrawa była bowiem kolorowa. Krwiste papryczki dodałam do różowych krewetek (oczywiście takie są po ugotowaniu).
Przyrządzanie krewetek rozpoczęłam od podsmażenia w oleju cebulki (ale nie zrumienienia) i czosnku, do tego dorzuciłam ostrą czerwoną papryczkę chili, potem – to już ma trwać krótko – dodałam krewetki (miałam mrożone, przedtem przelałam je na sitku wrzątkiem) i wreszcie dołożyłam sos ze słoiczka. Wciąż brakuje mi czasu, aby ten kanaryjski sos sporządzić samodzielnie. Ale na pewno do tego kiedyś dojdzie!

Sałatka łagodna jak obłoczek, krewetki diabelsko pikantne. W sam raz obiad na ostatni dzień maja – słoneczny, ale chłodnawy. Jutro już czerwiec!