Po świętach, które często skutkują zapchaniem brzuchów i lodówek, gdy już się uporamy z resztkami, mamy ochotę na smak inny niż swojski. Lubimy kuchnię śródziemnomorską? Pewnie tak. Od polskiej lżejsza, zdrowsza, a przy tym u nas z tradycjami – przyswajana do wieku szesnastego, od przybycia królowej Bony i wyjazdów Polaków na włoskie uniwersytety. Przez wieki tworzyliśmy własne, swojskie jej warianty. Po roku 1989 mogliśmy je skonfrontować i dogłębniej poznać za sprawą wyjazdów do Włoch. A wcześniej, w PRL-u, począwszy od lat 60., mniej lub bardziej szczęśliwie propagowały ją kulinarne kąciki w czasopismach i rozmaite książki kucharskie. Potem, dzięki licznym restauracjom we włoskim stylu, w tym pizzeriom (byle nie warianty amerykańskie), zaczęliśmy ją degustować w postaci bardziej zgodnej z oryginałem. Wreszcie dzięki oryginalnym sosom, makaronom, serom i wędlinom włoskich producentów mogliśmy po włosku gotować w domach.
Nie znam nikogo, kto by kręcił nosem na włoskie sosy pomidorowe, a zwłaszcza to ragù, nazywane powszechnie sosem bolońskim. Chętnie jemy włoskie pierożki – i te z włoską szynką, czyli prosciutto, te ze szpinakiem i ricottą, te z innymi serami. Dzieciaki – chyba wszystkie – uwielbiają pizzę. No i kochamy włoskie kawy: espresso, cappuccino, macchiato, włoskie desery.
Przy tym oryginalne włoskie recepty każdy, kto gotuje w domu, może przystosować do swojego smaku. I dobrze, i smacznie, i zdrowo. Na oliwie, z dużą ilością warzyw. Potrawy na ogół nie są skomplikowane. Choć nie wszystkie. Podam przykłady takiej, którą ostatnio zdarzyło mi się przyrządzić. Najbardziej lubię gotować dla rodziny lub przyjaciół, a potem zjadać w towarzystwie (po włosku!) podlewając włoskiem prosecco, ulubionym chianti, negroamaro, czy tak ostatnio popularnym primitivo. A włoskich win jest oczywiście znacznie więcej. Kocham te z Sycylii.
Do dzieła! Zacznę od włoskiego specyficznego makaronu – dużych rurek. Nazywają się cannelloni. Są nadziewane rozmaitymi farszami – od mięsnych po warzywne – i zapiekane pod kołderką z sosu i zwykle startego sera. Nie przyrządza się ich najszybciej, tak więc nie są potrawą codzienną, lecz raczej weekendową. Kto się lubi bawić w kuchni – to potrawa dla niego. Za drugim razem robić ją już łatwiej.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04e.jpg?w=600)
Cannelloni z nadzieniem mięsnym po mojemu
cannelloni gotowe do zapiekania
na nadzienie:
ok. 30 dag mielonej wołowiny
1–2 cebule
2–4 ząbki czosnku
passata pomidorowa lub przecier
oliwa
oregano świeże lub suszone, natka pietruszki, sól, pieprz
na sos biały:
2 łyżki masła
2 łyżki mąki
ok. pół litra mleka
sól, biały pieprz
gałka muszkatołowa
sok z cytryny
starty ser włoski, ew. także gorgonzola
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04.jpg?w=700)
Na rozgrzaną oliwę wrzucić pokrojoną w kostkę cebulę, posiekany czosnek i natkę pietruszki oraz świeże oregano.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04a.jpg?w=550)
Posolić, popieprzyć, mieszając smażyć ze 3 min. do zeszklenia cebuli. Wrzucić mięso i suszone oregano, mieszając zasmażać na większym ogniu.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04b.jpg?w=600)
Gdy mięso będzie usmażone, dodać pomidorowa passatę. Wymieszać. Dolać ew. odrobinę wody, dusić przez ok. 30 minut na małym ogniu, aż się utworzy gęsty, aksamitny farsz. Spróbować, a jeżeli potrzeba dosmaczyć solą, pieprzem lub ziołami (pół łyżeczki cukru podkreśla smak pomidorów). Farsz musi być gęsty, nie wodnisty.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04bb.jpg?w=600)
Gdy farsz się dusi, przyrządzić sos biały. Zasmażyć w maśle mąkę, odstawić na chwilę, ponownie postawić na ogniu, rozprowadzać po trochu mlekiem. Mieszać nieprzerwanie do utworzenia się dość gęstego sosu. Doprawić solą, pieprzem i startą gałką muszkatołową oraz sokiem z cytryny. Gotowy stygnący sos od czasu do czasy mieszać, aby nie utworzyła się na powierzchni gęsta skórka.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04c.jpg?w=600)
Przygotować naczynie żaroodporne do zapiekania: spód pokryć odrobiną farszu (można w miseczce go rozrzedzić) lub białym sosem. Rurki cannelloni napychać farszem mięsnym pomagając sobie wąską łyżeczką lub szpatułką. Układać na warstwie sosu.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04d.jpg?w=700)
Gdy wszystkie rurki są ułożone, dokładnie pokryć je białym sosem. Posypać startym serem twardym i pokruszoną gorgonzolą. Zapiekać w temp. 180 st. C ok. pół godziny. Podawać od razu po zapieczeniu, posypane posiekaną natką, ew. z dodatkiem listków oregano.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04dd.jpg?w=650)
Dodatek gorgonzoli może dziwić, na pewno nie jest konieczny. Ale jeżeli ją mamy, jeśli ją lubimy (tak jak ja lubię), znakomicie podkręca smak.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_04eee.jpg?w=693)
Czy historycznie cannelloni były znane? Owszem. Znalazłam nawet przedwojenny przepis. Zamieścił go tygodnik „Bluszcz” w roku 1937. Uwaga: pomaga spożytkować resztki mięs, np. tych zimnych, pozostałych po świętach.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_05_bl_1937.jpg?w=800)
Gotowych do zapiekania rurek w polskich sklepach nie było jeszcze długo. Radzono sobie więc na rozmaite sposoby. Podam trzy pomysły na cannelloni, z różnych epok, zamieszczane jak widać dość regularnie przez nieoceniony tygodnik „Przekrój”, a dokładniej jego nieocenionego propagatora kuchni redaktora Jana Kalkowskiego. Zaczął opisywać cannelloni w roku 1963. Przepis podał Jan Kamyczek, czyli legendarna redaktorka Janina Ipohorska. Mało kto wyjeżdżał wtedy do Włoch, było więc czym się chwalić. I nieść w lud kuchnię włoską.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_05_p63.jpg?w=728)
Kolejny przepis już w roku 1966 przybył za sprawą jednej z czytelniczek, która się podpisywała jako Ćwierczakiewiczowa z Rzymu. Z braku gotowych rurek proponowała ciasto nie makaronowe, lecz naleśnikowe. Oryginalnie, do wykorzystania jak najbardziej i dzisiaj.
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_05_p66_1.jpg?w=750)
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_05_p66_2.jpg?w=750)
Wreszcie trzeci przepis już samego autora rubryki z bieda-roku 1981. Gatunek mięsa mielonego już nie jest określony, a zresztą można je zastąpić mrożonym szpinakiem wymieszanym z białym serem. Redaktorzy rubryk kulinarnych robili, co mogli, aby w czasach „niedoborów rynkowych” Polacy jadali smacznie i zdrowo. To była wtedy sztuka!
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_05_p81_1.jpg?w=750)
![](https://stosmakowaliny.pl/wp-content/uploads/2024/04/akk_2024j_z_09_05_p81_2.jpg?w=750)
Już te przepisy dobitnie pokazują, jak kuchnię włoską można dopasować do rodzimych realiów. Kierunek jest słuszny. Te warianty włoskich rurek cannelloni na pewno każdemu zasmakują. Do innych dań z kuchni włoskiej na pewno wrócę, obiecuję.
Mnie napychanie rur idzie średnio, więc gotuję płaty lazanii na półtwardo i zawijam w nie farsz. Dawno tego dania nie robiłam, dziękuję za przypomnienie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Gdy już opublikowałam ten wpis, przypomniałam sobie o tym sposobie na cannelloni. Jest fajny, choć dla mnie trochę kłopotliwe gotowanie i zawijanie.
PolubieniePolubienie