Kolacja z przyjaciółką 2

Tym razem przyjaciółka zapowiedziała, żebym nie przygotowywała nic wymyślnego, nic obfitego, nic, co zajmie mi czas przeznaczony zapewne na przedświąteczne zakupy, porządki itp. Przystałam na to, bo od dawna w zanadrzu miałam pomysł na prostą tartę (a tarty moja przyjaciółka bardzo lubi), tak prostą, że aż wstyd podawać by ją było na proszoną kolację. No, ale my spotykałyśmy się nie z powodu kolacji, tylko z powodu potrzeby odbycia terapeutycznej przedświątecznej pogawędki.

Aby przygotować klimat tej psychoterapii (tak, tak, nie ma jak wygadanie się przed przyjaciółką!), na wstęp zaproponowałam aperitif. Podczas naszego ostatniego spotkania aperitifem był włoskiego pochodzenia koktajl Negroni (nieco przez mnie zmodyfikowany).

Gdy go opisałam, odezwał się znany komentator i smakosz oraz znawca kuchni i kultury włoskiej Jacek P. Przysłał popularny we Włoszech sposób na kolejną wersję tego koktajlu (dziękuję bardzo!) – na Pomylone Negroni. Oczywiście, nie mogłam go nie wykorzystać, zwłaszcza że w opisie zapowiadał się obiecująco smacznie. W sam raz wstęp do spotkania dwóch przyjaciółek, konie kradnących od przeszło pół wieku.

Negroni sbagliato na sposób Jacka P.

25 proc. Campari
25 proc. Martini Rosso
50 proc. Prosecco
plaster pomarańczy do każdej porcji
lód

Do shakera wlać odmierzone porcje Campari i Martini Rosso. Wstrząsnąć. Rozlać do wysokich szklanek koktajlowych, włożyć plasterek pomarańczy (duży przekroić na pół) i kostki lodu, dopełnić Prosecco.

Dodam, że jeśli przy krojeniu pomarańczy wycieknie sok, warto go zebrać i wlać do shakera razem z alkoholami. A pozostałe plasterki pomarańczy podać do aperitifu. Składniki do koktajlu powinny być zimne, z lodówki. Po spróbowaniu powiem jedno: pycha. Obu nam koktajl smakował i był świetnym wstępem do gadania.

Po koktajlu prosecco pozostało (a druga butelczyna chłodziła się w lodówce), do niego podałam moją prostą – ale nie prostacką – tartę. Każdy ją przyrządzi w mig. Wystarczy mieć trzy składniki: gotowe schłodzone ciasto francuskie, dżem z czarnej porzeczki (Ula, wreszcie spróbowałam twojego – był wyborny, nie za słodki, gęsty, bardzo aromatyczny!) i ser. Połączenie dziwne? Zaręczam, że pyszne. Wzięłam do niego trzy sery. Z tego dwa się kłócące: włoską gorgonzolę i cambozolę, będącą niemieckim połączeniem sera z porostem pleśni w typie camembertu i przerostem pleśni w typie gorgonzoli. Włoscy wytwórcy uważają, że cambozola uzurpuje sobie nazwę i sławę gorgonzoli w sposób nieuprawniony. Z kolei wytwórcy cambozoli powołują się na tradycje sięgające początków wieku XX. Jak sprawa się rozstrzygnie? Na razie oba ser stoją obok siebie na półce. Co wykorzystałam. Zamiast cambozoli można wciąż inny ser z porostem i przerostem pleśni np. Bleu de Bresse. Trzecim serem był parmezan (zamiast niego może być pecorino lub grana padano), starty w płatki. Zamiast tego sera można wziąć każdy inny twardy ser dojrzewający np. znakomity litewski.

Tarta z serem i czarną porzeczka po mojemu

ciasto francuskie
dżem z czarnej porzeczki
sery: gorgonzola, cambozola, parmezan

Piekarnik rozgrzać do 200 st. C. Ciasto francuskie włożyć do formy na tartę razem z papierem do pieczenia (obciąć jego wystające brzegi). Ciasto nakłuć widelcem. Posmarować dżemem. Rozłożyć pokrojone sery pleśniowe.

Wstawić do piekarnika. Piec 20 minut. Posypać parmezanem. Dopiec 5–8 minut, aby ser się roztopił a brzegi ciasta zrumieniły.

I już? Już! Jeżeli chcemy, możemy ciasto wstępnie opiec, przed położeniem dżemu. Wtedy na pewno pozostanie kruche i nie rozmięknie. Po wstępnym opieczeniu z dżemem i serami trzymamy w piekarniku krócej, 10–15 minut.

Do poczytania ze starych gazet dwie anegdoty o przyjmowaniu przyjaciół. Pierwsza pochodzi z roku 1882, odnalazłam ją w „Kurierze Warszawskim”. Wiele mówi o ludzkiej naturze. Przy tym gospodarz przyjmujący przyjaciół okazał się nieco złośliwy testując ich odczucia smakowe.

Dowcipną anegdotę opowiada jeden z dzienników wiedeńskich o pewnym lekarzu, który zaprosił swoich przyjaciół na oryginalny przysmaczek do swego domu. Zapowiedział każdemu, iż utraktuje go jajecznicą ze strusich jaj, otrzymanych z ogrodu zoologicznego. Przyjaciele się stawili i jaja się znalazły taktycznie, ale po rozbiciu w kuchni okazało się, iż jeść ich niepodobna, bo – źle pachniały. Biedny gospodarz zakłopotany, nie mogąc sobie inaczej poradzić, a nie chcąc swoich gości rozczarowywać, kazał naprędce zrobić jajecznicę ze zwyczajnych jaj i podać ją na stół. Zabrano się z wyjątkowym apetytem do tak niezwykłej potrawy i – imaginacjo, psoty ludziom prawisz! – nikt nie poznał się na podstępie gospodarza. Jeden nie mógł się nachwalić wybornego smaku, drugi znajdował, że jajecznica wcale dobra, ale czegoś jej przecie nie dostaje, trzeci niedyskretny utrzymywał, że woli jajecznicę ze zwykłych jaj, a inny jeszcze przysięgał się, iż smaku żółtka i białka doszukać się nie może. Gospodarz zagryzał usta i słuchał w milczeniu zadowolony ze swego konceptu

Druga anegdota pochodzi ze sporego tekstu z roku 1908, który w „Dzienniku Kijowskim” opisywał, jak się odżywiają sławni pisarze.

Przytaczam jego fragment o tym, czym raczył się Balzac, jak wiadomo, będący tytanem pracy.

Czy dzielił się z przyjaciółmi takimi posiłkami? Na pewno tak, skąd by bowiem wiedzieli tyle o jego apetycie. Nasz jest mniejszy. No, ale nie tworzymy „Komedii ludzkiej”, składającej się ze stu trzydziestu dzieł!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s