Jak wykorzystać nieco inaczej warzywa, na przykład marchew i szpinak. Jak je wtopić w potrawy, aby się nie narzucały swoim widokiem. Zwłaszcza dzieci niekiedy nie chcą ich jeść, gdy podajemy je jako dodatki do innych dań, np. do jakiś kotlecików, kurczaczków i porcji ziemniaków. Może więc nieco je… schować?
Zacznijmy od dania głównego, którym będzie zapiekanka pozwalająca zużyć ugotowany poprzedniego dania i niezjedzony makaron. Czyli resztki. Na kolejny obiad jak znalazł! Tym makaronem było u mnie spaghetti, ale może być każdy inny rodzaj.

Makaron zapiekany z ricottą i szpinakiem po mojemu
ugotowany makaron (np. spaghetti)
oliwa
szpinak świeży lub mrożony
1–2 ząbki czosnku
ser ricotta
czarny sól, pieprz
starty ser do zapieczenia (np. parmezan lub podeschnięta gorgonzola)
Szpinak rozmrozić (świeży przesmażyć) na patelni z łyżką oliwy, doprawić posiekanym lub zmiażdżonym czosnkiem i solą.

Makaron ugotowany wyłożyć do naczynia do zapiekania wysmarowanego oliwą. Wymieszać go z 1–2 łyżkami oliwy i pieprzem. Ricottę wymieszać z kolejną łyżką oliwy, doprawić solą i pieprzem.

Na makaronie rozłożyć szpinak, a na nim ricottę.

Zapiekankę posypać startym serem. Zapiekać ok. 30 minut w 180 st. C.
Szpinak ukryty pod kołderką ricotty zachowa soczystość, a czosnek przyda mu charakteru. Ser roztopiony na wierzchu chyba każdy lubi najbardziej!
Na deser możemy zaś podać przygotowane wcześniej muffiny marchewkowe. Mojego wnuka do jedzenia marchewki akurat nie trzeba namawiać. To jego ulubione warzywo. Ale marchewkę do ciasta dodawał po raz pierwszy w życiu. Z dużym entuzjazmem. „Babeczki”, jak na muffiny mówią wszystkie chyba dzieci, jadł potem razem z misiem.

Muffiny marchewkowe po Stefanowemu
2–3 marchewki starte na drobnej tarce
20 dag mąki żytniej
10 dag mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka sody spożywczej
15 dag cukru
3 jajka
1/2 szklanki oleju
1/2 szklanki mleka
szczypta soli, wanilia
2–4 łyżeczki przyprawy do pierników

Jajka roztrzepać z mlekiem i olejem. Suche składniki wymieszać starannie, domieszać składniki „mokre”.

Przygotować foremki do pieczenia.

Foremki wypełniać do ok. 2/3 wysokości. Układać na kratce lub blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (zapobiega brudzeniu blaszki, gdyby ciasta było jednak za dużo).

Zdobić, jak fantazja dyktuje.

Piec w 160 st. C przez 20–25 minut.
Ciasta marchewkowe nie są wcale nowym wynalazkiem współczesnych nam wegetarian i wegan! Na dowód przytaczam przepis z przedwojennego pisma dla pań, ukazującego się w Poznaniu. Bardzo grzecznego; była to „Gazeta dla Kobiet”, organ Związku Stowarzyszeń Kobiet Pracujących, dodajmy – pań związanych mocno z kościołem katolickim. Religia jest obecna na łamach każdego numeru tego dwutygodnika. Jak i przepisy na mniej i bardziej tradycyjne dania. Jednym z nich w roku 1930 był
Tort z marchwi.
Pół funta marchwi surowej utrzeć na tarce [funt to niecałe pół kilograma], wziąć 6 jaj, żółtka utrzeć do białości z 1/2 funt. cukru, wziąć 1/2 funta migdałów i wszystko razem trzeć przez 3 kwadranse, następnie ubić pianę z białek i lekko wymieszać, masę wstawić do gorącego pieca i piec przez trzy kwadranse , uważając, by się tort nie przypalił.
A oto dowód, że i muffiny nie są wcale nowomodnym wynalazkiem. Wprawdzie pod nieco inną nazwą, ale opisał je ilustrowany „As”, drukowany z kolei w Krakowie. Recepta pochodzi z roku 1937, pisownia ówczesna.
MUFFINGS,
są to gorące bułeczki podawane w Anglji do śniadania lub herbaty popołudniowej. Sporządzić je można z każdego lepszego, lecz niecukrzonego ciasta drożdżowego. Ciasto, tęgo wyrobione, kraje się na małe kawałki i wypracowuje z nich kulki wielkości włoskiego orzecha, układa je na masłem natartej blasze, smaruje po wyrośnięciu w cieple rozkłóconem jajem i piecze w gorącym piecyku. Gorące, dopiero co z pieca wyjęte bułeczki, nacina się z boku, wybiera łyżeczką ośródkę i wkłada na jej miejsce kawałeczek świeżego masła. Podaje się przykryte serwetą, aby nie ostygły.
Te muffiny wprawdzie przypominają raczej brioszki, bo sporządzane są z ciasta drożdżowego. No i są podawane wymyślnie, ze świeżym masłem. Może wypróbować ten pomysł?
A na zakończenie coś z… warzyw, a raczej o warzywach i ich odmianach uprawianych w kraju. Ten kraj nieco się różnił od naszego, terytorialnie i państwowością, bo tekst pochodzi z roku 1906, a zamieścił go warszawski tygodnik „Świat”. Dla nas ma walory historyczne. Wymienia krajowe, cokolwiek to wtedy znaczyło, odmiany ogórków, marchwi, fasoli i owoców. Chyba dzisiaj już ich nie ma, a może jednak? Ktoś coś wie? Teks sygnuje W. Wojciechowski. Pisownia oryginału. Zwracam uwagę na opisane na jego końcu głąbiki krakowskie. Nigdy ich nie widziałam w żadnym warszawskim warzywniaku. Czytałam tylko, że próbuje się odnowić ich uprawy. Może więc kiedyś będzie można je kupić.

Nacyonalizacya w ogrodnictwie nazywamy udoskonalenie i zastosowanie do uprawy jarzyn i kwiatów lokalnego pochodzenia. Aktualność tej sprawy polega na tern, iż odmiany krajowe są odporniejsze na wpływy klimatu i zmienne warunki gleby, co nawet w zootechnice t. j. hodowli inwentarza, drobiu i t. d. wydało poważne i z zyskiem materjalnym związane rezultaty. Przykład najlepiej to objaśni. Zamiast ogórków odmian angielskich, lub niemieckich, mamy ogórek inspektowy wileński. Litewskie ogórki dla gruntu w Królestwie okazały się jaknajlepszymi, są nawet plenniejsze od wielu znanych i uprawianych u nas odmian ogórków ruskich. Być może, iż ogórek łowicki i z okolic Przybyszewa, od wielu lat tam hodowany przez mieszczan ogrodników, okaże się odpowiedniejszym. Marchew Zagłoba, fasola wolska, otrzymana pod Warszawą bera Sobieskiego, Natolinka, wiśnia Jagielonka, otrzymana w Krakowie — wszystko to są odmiany krajowe, cenne a nowe—o czem wielu amatorów nie wie wcale. Kapusta warszawska, od lat kilku wyodrębniona, zdystansowała na eksport do Rosyi wszystkie odmiany uprawianych kapust magdeburskich, erfurckich, brunświckich i t. d. Stanowi to poważny dorobek na polu kultury własnej w ogrodnictwie, gdyż tej kapusty do 50 tys. pudów z wiosną Warszawa wysyła do Petersburga. Jabłko Glogierówka zyskało wszechświatowe uznanie wśród pomologów, a rzecz zbadania prastarych odmian owocowych w różnych zakątkach kraju jest podstawą do wykreślenia geologiczno-pomologicznych okręgów uprawy. Zająć się tem mogą sekeye odpowiednie przyszłych Tow. rol. gubernjalnych.
Na zakończenie przypominam o prastarej jarzynie polskiego pochodzenia. Są to głąbiki krakowskie Lactuca Cracoviensis, o których pisze sam Linneusz. Głąbiki są sałatą, która zakwita w połowie czerwca. Przed zupełnem zakwitnieniem gruba, mięsista łodyga, obrana z naskórka i kwaszona jak ogórki, wydaje nam w końcu maja lekkostrawną jarzynę w zupełności zastępującą młode, kwaszone ogórki, lub inne przystawki roślinne. Dotąd w okolicach Krakowa głąbiki są w użyciu. Konfitura z nich jest aromatyczna i osobliwa w smaku.
Warzyw wciąż jadamy za mało. Poszerzajmy swoją wiedzę o nich i o ich wykorzystaniu w naprawdę bardzo rozmaitych potrawach. Na zdrowie!