Karnawał trwa, ale czy o tym pamiętamy? Zdecydowanie minęła moda na duże karnawałowe bale i większe przyjęcia domowe (te się upowszechniły w czasach kryzysu międzywojennego, w latach 30. XX wieku). Ale w sumie niezależnie od karnawału, bez tańcujących podwieczorków czy balów kończących się nad ranem mazurem („Czy pozwoli panna Krysia”…), gości przyjmujemy. Zwykle przyjęciami zasiadanymi, czyli urządzanymi przy stole zapełnianym kilkoma przystawkami, potem daniami ciepłymi (czy daniem ciepłym) i deserem. Zimne bufety, czyli stoły zapełnione kilkoma lub kilkunastoma daniami, oczywiście zimnymi, jakoś chyba w domu przestały być popularne. A są przecież bardzo wygodną formą goszczenia, zwłaszcza gdy odwiedza nas większa liczba osób. Mogą ponadto być zaproszone nie na jedną godzinę, zjawiać się na krótko, wychodzić wcześniej itd. Przyjęcie przy bufecie pozwala na mniejsze ceremonie. Przyznam, że bardzo lubię tak właśnie gościć miłe sercu osoby. Dlatego szukam zawsze pomysłów na potrawy wygodne do podania w takim trybie.
Przy tym, oczywiście, te potrawy mogą posłużyć jako przystawki podane przed obiadem czy kolacją podanymi przy stole. Do takich dań należą rozmaite sałatki, pasty, kanapki, galarety i majonezy, rozumiane jako zimne dania z sosami majonezowymi. Gdy urządzamy zimny bufet układamy wszystko na półmiskach, tacach, w salaterkach, stawiamy na stole obok talerzy, sztućców, koszyków czy desek z pieczywem, maselniczek, zestawu przypraw itd. Nie zapomnijmy o serwetkach. Obok lub na odrębnym stole stawiamy alkohole w butelkach lub karafkach, wazy z ponczem, dzbanki z napojami czy koktajlami, a obok tego szklaneczki i kieliszki. Warto ich przygotować więcej, a do kieliszków kupić gadżety je znakujące (wkładane lub naklejane na kieliszki, w różnych postaciach; kiedyś dostałam śmieszne, w postaci… wąsów w różnych kształtach).
Podczas przyjęcia gospodarze nie muszą już wiele robić, poza oddawaniem się rozmowie. A na pewno nie potrzebują stać w kuchni. Trzeba tylko uprzątać puste półmiski i odstawione talerze czy szkło, zwłaszcza po gościach, którzy już wyszli. I niewiele więcej. Sprzątanie po przyjęciu też pójdzie szybko.
Teraz czas na dwie moje propozycje do zimnego bufetu. Jedna klasyczna, która może być ozdobą nawet wielkiego przyjęcia, druga – w stylu bardziej rustykalna, skromniejsza, nowocześniejsza. Będą to ryba oraz pasta z sera.
Rybą jest sandacz. Podany w prostej do przyrządzenia galarecie. Bez ryby w galarecie dawniej nie istniał przyzwoity zimny bufet. Dzisiaj moda na nią przeminęła, zredukowana do wigilijnego karpia, przez niektórych nie bardzo lubianego. Sandacz ma zupełnie inny charakter. Jest delikatny, łagodny w smaku, pasuje do sosów majonezowych czy takich sałatek. Ale i tylko z cytryną jest wyborny.
Sandacz w galarecie po mojemu
filety sandacza
włoszczyzna (marchew, seler korzeniowy, pietruszka)
bulion rybny lub warzywny
liść laurowy, kilka ziaren czarnego pieprzu i ziela angielskiego
żelatyna w listkach
kapary
Filety ryby obmyć, sprawdzić, czy nie ma w nich ości, usunąć, jeśli są. Zagotować 1/2 l wody, rozpuścić w niej kostkę bulionu, włożyć przyprawy i oczyszczone warzywa, gotować aż zmiękną (20–30 minut). Ostrożnie włożyć filety, na malutkich ogniu gotować je 10–15 minut. Także ostrożnie wyjąć, ułożyć na półmisku. Wywar przecedzić przez gazę lub filtr od kawy, zgodnie z przepisem na opakowaniu wymieszać go z żelatyną. Odcedzone warzywa pokroić w kostkę. Kapary wyjąć, pozostawić w całości lub przekroić na pół czy przesiekać; jak lubimy.
Filety bardzo ostrym nożem pokroić na porcje, ułożyć na półmisku, obłożyć warzywami i posypać kaparami, zalać wywarem z żelatyną. Odstawić do stężenia.
Dawniej, aby galareta była idealnie przezroczysta, klarowano ją białkiem (czyli z białkiem jaja zagotowywano i starannie przecedzano). Dzisiaj rzadko kto to robi, ale warto zadbać, aby była czysta, bez farfocli. Półmisek z rybą można ubrać wyciśniętym ładnie majonezem, plasterkami cytryny, gałązkami natki pietruszki czy koperku. O ćwiartkach cytryny nie zapominajmy koniecznie!
Drugą z proponowanych przez mnie przystawek – dodam, że bardzo lubianą i znikającą z bufety całkowicie – jest pasta z sera pleśniowego. Można ją zrobić rzadszą i podać jako dip, także do surowych warzyw, lub gęstszą, jako typowa pastę do smarowania pieczywa. Pasuje i do chleba razowego czy żytniego, i do bułek – pszennych, orkiszowych, jęczmiennych, grahamek, i do grzanek, i do pieczywa szwedzkiego. Moją pastę przyrządziłam z włoskiej gorgonzoli, ale można wziąć każdy miękki ser z przerostem pleśni, tzw. bleu.
Pasta z gorgonzoli po mojemu
gorgonzola słodka
gęsta śmietana lub jogurt naturalny
malutkie ogórki konserwowe
cebulki marynowane
papryka marynowana
tabasco
Ser gorgonzola pokruszyć do miski, miksować ze śmietaną lub jogurtem do pożądanej konsystencji. Ogórki, cebulki i paprykę (mogą być z jednego słoika, jeżeli taką marynatę znajdziemy) odcedzić, octu nie wylewać, doprawić nim do smaku pastę serową, jak i zaostrzyć tabasco. Domieszać pokrojone w plasterki ogórki, paprykę i cebulki w całości (część zostawić do dekoracji).
Pastę przełożyć do drugiej salaterki, przybrać z wierzchu, schłodzić.
Przyjrzyjmy się teraz, jak przyjmowały gości nasze prababcie. Głównie modzie poświęcony był elegancki i pełen reklam miesięcznik ukazujący się w latach 30. – „Przegląd Mody”. Mieścił przy tym skromną rubrykę kulinarną. O tej zimowej porze roku zwykle dawał propozycje karnawałowe. Nie obyło się bez nich w roku 1937. Elegancka pani na popołudniowe czy niezobowiązujące wieczorne przyjęcie (bo nie na bal!) ubierała się wtedy w suknie szyte o krawcowej. Na przykład takie. Gdzież nam do takiej elegancji…
Pani w takiej sukni udawała się z wizytą. Co zastawała w zimnym bufecie, który był nie tylko dopuszczalną, ale i modną, i polecaną formą urządzania domowych przyjęć? Poczytajmy.
Staropolska cecha gościnności nie wygasła u nas bez względu na ciężkie czasy. Może skromniej, może rzadziej, ale przecież gości chętnie się widuje i przyjmuje u siebie, jeżeli kto chce podtrzymać swe stosunki towarzyskie. Niemiecki sposób zapraszania gości do restauracji i kawiarni, gdzie przytym każdy płaci za siebie – nie bardzo u nas się przyjmuje! Raczej panie interesują się tym, jak urządzić tanio, gustownie, a przyzwoicie też przyjęcie.
Kolacje gorące są kosztowne i wymagają wiele zachodu. Toteż t. zw. „zimny bufet” złożony, z zakąsek, zimnego mięsiwa i ryb, a dodatkiem ciast i owoców jest bodaj najpopularniejszą formę przyjęcia. I trzeba dodać, że najtańszą, o ile się przyrządza umiejętnie wszystko samemu w domu, bo kupowanie w paszteciarniach czy handlach gotowych smakołyków może doprawdy zrujnować i zasobną kieszeń. A w tym celu podajemy tu czytelniczkom parę przepisów, które mogą doskonale posłużyć do przygotowania „zimnego” przyjęcia. Oto ozdobą jego w pierwszym rzędzie może być
TORT KANAPKOWY
w ten sposób przyrządzony: Jeżeli chcemy, ażeby był okrągły, to przyrządzamy go z okrągłego bochenka chleba. Jeżeli ma być podłużny, wykonany będzie z podłużnej francuskiej bułki. Skórkę chleba obkrawuje się z całego bochenka dokładnie i równo. Potem przy pomocy ostrego, wąskiego noża kraje się chleb na trzy części wszerz, podobnie, jak tort do nadziewania. Pierwszy placek chleba smarujemy następującą masą: 20 deka szynki zemleć, wymieszać z masłem, dodać soli trochę do smaku i trochę musztardy. Kładziemy drugi placek i smarujemy go kremem, przygotowanym z twarogiem utartym i zmieszanym i siekanym szczypiorkiem i drobnemi kosteczkami ogórków konserwowanych. Na ten placek nakłada się warstwę masła sardelowego i tymże masłem obsmarowuje się cały tort, obsypując jego boki siekanymi, twardo ugotowanym białkiem. Górę ubiera się twardemi żółtkami, szczypiorkiem, plasterkami
górków, kaparami, sardelami, połówkami rzodkiewek, pomidorami wedle gustu i
smaku.
Niemniej smaczne i łatwe do przyrządzenia są
BUŁECZKI Z MASĄ SARDYNKOWĄ.
W tym celu używa się specjalnych, maleńkich bułeczek, które przekrawa się na pół, smaruje się masłem, wydrąża i nakłada masą, przyrządzoną z sardynek (wystarczy 3 sztuki na 15 bułeczek) oczyszczonych, przetartych z oliwą i cytryną. Po nałożeniu bułeczki wsadza się do ciepłego piecu, gdzie stoją przez 15 minut. Podaje się je lekko ciepłe.
KAWIOR Z JAJAMI
wygląda efektownie, smakuje pierwszorzędnie i wypadnie nie drogo, jeśli umiejętnie przyrządzić. 5 deka kawioru wystarczy na obłożenie 10 jaj, które należy ugotować na twardo, przekroić na pół, ułożyć na listkach zielonej sałaty i przełożyć je ćwiarteczkami cytryny. Na każdej połówce jaja położyć trochę kawioru, przedtem opryskanego cytryną.
SAŁATKA POMARAŃCZOWA
pięknie przystraja t. zw. „zimny bufet”. Parę pomarańczy słodkich kroimy w cienkie plasterki przesypujemy miałkim cukrem (pudrem) i oblewamy 2–3 kieliszkami likieru. Nakładamy w kielichy lub w maleńkie salaterki po kilka plasterków pomarańczy z sokiem, który się uformował wraz z likierem, nakładamy na wierzch bitej śmietanki, a na nią łyżeczkę konfitur.
KANAPKI Z SAŁATĄ
Utrzeć na misce dwa żółtka z jaj na twardo ugotowanych, sześć deka śmietankowego masła, dwa pozostałe białka przetarte przez sito lub jak najdrobniej usiekane i dwa deka utartego parmezanu. Podłużne lub okrągłe maślane bułeczki (nie słodkie), rozkrajać na połówki, wybrać trochę miękkiego ciasta, posmarować cienko wnętrze masłem. Ułożyć w ładnym, kruchym, wewnętrznym liściu sałaty. Napełnić liść sałaty masą z jaj i sera. Solić przed samem podaniem, aby sałata nie zwiędła.
Wszystkie proponowane potrawy śmiało można przygotować i dzisiaj. Będą smakowały wszystkim, a gdy goście się dowiedzą, że powstały z przepisów przedwojennych tylko zyskamy w ich oczach. Bądźmy oryginalni i śmiało korzystajmy z pomysłów… historycznych. Od lat się zbieram do sporządzenia tort kanapkowego. Dzięki temu przepisowi może wreszcie kiedyś się na to porwę. A sałatka pomarańczowa rzeczywiście ożywi każdy zimny bufet.