Nie było mnie przez dwa tygodnie. Nic złego się nie stało! Przeciwnie, było bardzo dobrze. Wróciliśmy po dwutygodniowych (krótko!!!) wakacjach w jednym z naszych ulubionych miejsc na Ziemi – w Langwedocji, w Cap d’Agde. Było, jak miało być: spokojnie, leniwie, morsko i… bardzo smacznie. To, co można kupić na okolicznych targach żywności – świeże ryby, warzywa, owoce – ma swoją uznaną renomę. I słusznie. Z odpowiednimi lokalnymi przyprawami i różnymi gotowymi dodatkami (sosy!) pozwala przygotować obiady niekłopotliwe, a przy tym nawet eleganckie. Nawet w skromnej przestrzeni kuchenki kempingowej.
Ponieważ w tym roku nastawiałam się na odpoczynek od komputera i raczej pływanie w morzu niż w Sieci, tylko odnotowywałam nasze posiłki. Teraz będę je sukcesywnie wspominać. Warto zapamiętać piękne chwile, także te spędzane… za stołem wakacyjnej werandy.
Skromne warunki nie muszą oznaczać skromnych obiadów. Także na wakacjach można sobie pozwolić na odrobinę luksusu. Jeden taki elegancki, by nie rzec – luksusowy obiad jedliśmy. Powspominam go.
Jak Francja-elegancja, to niech będą ostrygi. Ich wydobywaniem z muszli rozpoczęliśmy jeden z pierwszych obiadów, którego przewodnim hasłem było morze. Sète miasto pobliskie Agde, jest znane z owoców morza, a zwłaszcza z ostryg, których hodowle znajdują się w pobliskim jeziorze Étang de Thau. Można je oglądać z łodzi o szklanych dnach. Może zrobimy to następnym razem. Teraz ograniczyliśmy się do kupienia ostryg na targu. Tak dużych i tak smacznych jeszcze nie jedliśmy! Mimo że nie kupowaliśmy ich w miesiącu z literą „r” w nazwie, gdy tradycyjnie są uważane za najsmaczniejsze. Ale może przesąd dotyczy ostryg poławianych z morza, a nie hodowlanych.
Aby przyrządzić ostrygi, nie trzeba w ogóle się wysilać. Trzeba je umyć starannie, aby nie jeść z piaskiem. No i otworzyć. Tu potrzebna jest wprawa. Dobrze mieć specjalne nożyki i widelczyki do ostryg. Nasze zostały w kraju. Trochę więc męczyliśmy się z mocno zamkniętymi skorupami. Uważaliśmy przy tym, aby nie uronić morskiej wody wypełniającej muszle. Niektórzy z nas nazywają ją rosołem.
Po otworzeniu ostrygę skrapia się sokiem z cytryny i, ewentualnie, posypuje pieprzem. Wodę wypija, ostrygę połyka. A potem – popija schłodzonym białym winem. U nas było to Picpoul de Pinet. Nazwę zawdzięcza podobno spostrzeżeniu, że winogrona tego szczepu chętnie dziobią kury. Wykazując się tym samym subtelną znajomością tego, co smaczne. To wino może być dobrym towarzyszem tego lata. Pod warunkiem, że będzie ono upalne.
Po ostrygach jedliśmy krewetki. Najwięcej czasu zabrało ich czyszczenie. Oczywiście, można je smażyć w skorupkach, z łebkami i odnóżami, ale wtedy jedzenie jest okropnie kłopotliwe. I nie dla każdego przyjemne. Osobiście wolę się poświęcić i obrać krewetki przed smażeniem. Oczywiście, warto kupić krewetki jak największe. Odcinamy im łebki, zdejmujemy skorupki razem z odnóżami, nacinamy nożykiem, aby wyjąć czarną żyłkę z jednej strony, a niekiedy z obu stron tułowia. A co z ogonkami? Lubię je zostawić, gdy krewetki są podawane tylko smażone, a nie duszone w sosie. Można je wtedy jeść palcami, co w warunkach kempingowych ma wiele uroku. Byle mieć wodę do płukania rąk.
Krewetki szybko smażone po mojemu
krewetki
cytryna
czosnek
natka pietruszki
sól, ew. pieprz
oliwa
Krewetki oczyścić, jak opisano wyżej. Natkę i czosnek przesiekać. Krewetki przemieszać z natką i czosnkiem (proporcje zależą od tolerancji czosnku – od jednego ząbka po… cztery, pięć). Skropić oliwą. Zostawić co najmniej na kwadrans.
Rozgrzać mocno grill lub patelnię grillową. Krewetki smażyć krótko z obu stron. Gdy się zrobią różowe, od razu je zdejmować.
Podawać posypane świeżą natką, z ćwiartkami cytryny, i oddzielnie podanymi solą oraz pieprzem.
Jeżeli nie mamy grilla ani patelni grillowej (biorę ją z domu), smażymy krewetki na patelni zwykłej. W oliwie, do której dla smaku można dodać łyżkę masła. Sosem powstałym podczas smażenia obowiązkowo skrapiamy krewetki. Z talerzy wymuskujemy go z pomocą bagietki. Te francuskie są jednak niedościgle niezrównane.
Takich świeżych krewetek ja nawet nie solę. Są delikatnie słodkawe bez żadnych dodatków; no, z kroplą soku z cytryny. Dla amatorów mocniejszych smaków można na stole postawić jakiś sos majonezowy (na kempingu oczywiście sklepowy, ze słoiczka). U nas był to sos pieprzowy oraz nie pokazany na zdjęciu tutejszy pikantny i różowy od ostrej papryki sos rouille.
Ostrygi, krewetki nie każdy w naszym kraju lubi. My je uwielbiamy. A ten posiłek sprawił nam wiele radości. Ale w następnym odcinku tegorocznej kuchni wakacyjnej przedstawię dania przystępne dla wszystkich, a więc i tych, którzy na owoce morza nie lubią nawet patrzyć. Zapraszam!