Poznańskie pismo „Głos Kobiety” było bezpretensjonalnym regionalnym organem Związku Kobiecych Towarzystw Kulturalno-Oświatowych. W różnych miastach ukazywało się nieregularnie w latach 30., aż do roku 1939, pewnie borykając się z funduszami.
Poznańską edycję podpisywała, jako redaktorka odpowiedzialna, Franciszka Wilczkowiakowa (1880–1963), posłanka na pierwszy Sejm II RP z ramienia Narodowej Partii Robotniczej, potem działaczka społeczna. Pismo, a raczej czterostronicowe pisemko, drukowane na marnym papierze, było oparte na tzw. tradycyjnych wartościach. Pomagało kobietom w ramach ustalonego od wieków porządku świata, w którym najważniejsza była katolicka rodzina. Utrzymywał ją mąż, zarabiający i mający w związku z tym najważniejszą pozycję. Zadaniem kobiety było wspieranie męża, czyli wykonywanie wszystkich obowiązków: od rodzenia i wychowywania dzieci, po zapewnianie rodzinie codziennej szczęśliwości. W tym, oczywiście, podawanie zdrowych i pożywnych posiłków. Pismo było przeznaczone dla kobiet niezamożnych, niewykształconych. Dlatego przedstawiało potrawy najprostsze, z produktów sezonowo najtańszych. Niosło oświatę w lud, wedle tradycyjnego schematu. Z kart „Głosu Kobiety” wyziera świat uporządkowany według wzorca, w którym inteligencja (lub oświecone ziemiaństwo) naucza naród, jak żyć. W tym także – jak się odżywiać.
Do produktów najprostszych do przygotowania, a przy tym dostępnych i względnie tanich a jednocześnie zapewniających sytość, zaliczają się wszystkie rośliny strączkowe. Te ludowe zamienniki mięsa były popularne zwłaszcza w okresach postów. Najbardziej znany w polskiej kuchni był oczywiście groch. Fasolę znano mniej, może dlatego „Głos Kobiety” ją opisał. Tekst pochodzi z roku 1937. Przytaczam go, jak zwykle, w pisowni z epoki.
Najsmaczniejsze gatunki fasoli są: duża, cukrowa biała, drobna perłowa, a z kolorowych – jasno-żółta, woskowa i drobna bronzowa [!].
Fasola z masłem. Białą fasolę ugotować bardzo miękko w wodzie, nie soląc jej wcześniej, aż fasola zupełnie zmięknie. Odlać dobrze, najlepiej przełożyć w inny garnek czy rondel, postawić w cieple pod pokrywką, aby nabrała mączystości. Wyłożyć na salaterkę i polać masłem przyrumienionym z bułeczką. Wybornie też smakuje tak ugotowana fasolka, polana słoninką. wędzoną (mogą być odpadki od szynki), podsmażone wraz ze skwarkami.
Fasola na kwaśno. Ugotować fasolę białą lub kolorową. Do szklanki suchej fasoli (będzie jej po ugotowaniu trzy szklanki) zrobić sos następujący: zrumienić łyżkę mąki w łyżce masła lub smalcu, rozprowadzić ostudzoną wodą, w której się gotowała fasola, zagotować, dodać łyżkę cukru; gdyby sos nie był dosyć rumiany, wlać łyżeczkę karmelu, wcisnąć sok z cytryny, lub dodać dwie łyżki dobrego octu winnego. Zagotować sos razem, włożyć do niego fasolę, rozgrzać mocno, lecz nie gotować więcej.
Zainspirowana pierwszym przepisem, przygotowałam wariację na temat popularnej w PRL-u fasolki po bretońsku. Nie wiem, skąd pochodzi ta nazwa; może ktoś wie – bardzo proszę do mnie napisać (spotkałam ją w tuż powojennym „Życiu Częstochowy”). W dawnych książkach kucharskich nie występuje. Jest fasola w sosie pomidorowym – a on nadaje ton potrawie – ale nie we wszystkich. Po polsku robiło się fasolę na kwaśno, taką jaką przedstawił przepis z „Głosu Kobiety”. Poszłam w inną stronę. Ugotowaną starannie fasolę (trzeba dbać, aby się nie rozpadła; gotowałam w szybkowarze 20 minut, potem się parowała), wymieszałam z pokrojoną wędzonką, ale i z przecierem pomidorowym. Taką potrawę, pod nazwą „fasola z kiełbasą, boczkiem i pomidorami” opisała „Kuchnia polska”, koronne kulinarne dzieło PRL-u. Umieszcza ją wśród potraw półmięsnych. Swoją fasolę przyrządziłam nieco inaczej. Nie tylko dlatego, że bez kiełbasy. Jedliśmy ją z chlebem włoskim z oliwkami i suszonymi pomidorami. I z kieliszkiem solidnego Merlota.
Fasola z wędzonką po mojemu
fasola „piękny Jaś”
2 liście laurowe
ziele angielskie, czarny pieprz w ziarnach
rozmaryn
chudy boczek wędzony parzony
cebula biała
cebula czerwona
2 ząbki czosnku
2 pomidory świeże
passata pomidorowa
przecier z papryczek chili
tymianek, bazylia
sól
Fasolę zalać zimną wodą, gotować aż woda zawrze, odcedzić. Zalać ponownie zimną wodą, dodać przyprawy (liście laurowe, ziele angielskie i pieprz, rozmaryn) gotować, aż będzie ledwie miękka. Odcedzić, przykryć, odstawić, przemieszać, aby stała się sypka.
Gdy fasola się gotuje, zasmażyć boczek z pokrojoną w półplasterki cebulą i posiekanym czosnkiem. Dodać pomidory pokrojone w kostkę, poddusić, dołożyć passatę pomidorową, przecier z chili, tymianek; dusić aż sos nabierze smaku. Domieszać ugotowaną fasolę, zagrzać razem. Przed podaniem posypać świeżą bazylią.
Przecier z chili jest piekielnie ostry, dlatego dodajemy go z umiarem. Można go zresztą do stołu podać oddzielnie, aby amatorzy mocnych wrażeń sami je kontrolowali. Zestaw ziół można zmieniać. Zamiast boczku dać szynkę albo wędzoną pierś kurczaka, lub – w wersji wegetariańskiej – z wędliny zrezygnować. W porównaniu z przepisami tradycyjnymi moja fasola jest lżejsza, bo nie ma żadnej zasmażki, a więc dodatkowych węglowodanów i tłuszczu. Ale i tak jest to danie wysokokaloryczne. Po jego zjedzeniu dobrze nam zrobi długi spacer. Jak dobrze, że pogoda spacerowaniu sprzyja.