Wreszcie marzec i klimaty wiosenne, mimo że w Warszawie nie ma tego pięknego słońca, które świeciło jeszcze wczoraj. Ponieważ biometr wygląda na zdecydowanie niekorzystny (żartobliwie dopowiem, że kiedy w naszym kraju korzystny jest, to wtedy się o nim nie mówi), poprawmy sobie nastrój popołudniowym lub wieczornym koktajlem. Oto kolejny z serii klasycznych.
Daiquiri – jeden z bardziej znanych. Ulubiony przez Amerykanów. Nic dziwnego, oni go wymyślili i przypomina im piękne czasy. Nazwa koktajlu pochodzi od małej wioski na wybrzeżu kubańskim, niedaleko Santiago de Cuba, gdzie Amerykanie wylądowali w wieku XIX, po zwycięstwie nad Hiszpanami – tak podaje „Larousse gastronomique”. Zadomowili się na Kubie aż do czasu, gdy ich usunęli partyzanci Fidela Castro. Pozostały im wspomnienia uroczej wyspy, umiłowanie smaku kubańskiego rumu i dymu hawańskich cygar.
Jak się uważa, mieszanina trunków wchodzących w skład koktajlu była znana do dawna. Na początku XIX wieku podawano ją jako lekarstwo zapobiegające malarii czy wspomagające jej leczenie. Można wyczytać, że rumu użyto z konieczności, bo zabrakło ginu… i zrobiono słusznie!
Wielbicielem daiquiri w odmianie nazywanej Papa Double był Ernest Hemingway. Podobno tę odmianę wymyślił dla niego barman baru „El Floridita” w Hawanie w roku 1921.

Klasyczne daiquiri to: 3 miarki białego rumu, dwie miarki soku z limonki lub cytryny, 1 miarka syropu z cukru, oczywiście wyrabianego z trzciny cukrowej. Do tego łyżka pokruszonego lodu. Przyrządza się je w shakerze, podaje w kieliszku koktajlowym, choć kiedyś koktajl podawano jako long drink, w długiej szklance. Z lodem pokruszonym lub w kostkach.
Daiquiri Hemingwaya przyrządza się bez syropu z cukru, ale z kilkoma kroplami likieru maraschino. No i z podwójnej porcji rumu. Do soku z limonki dodaje się też nieco soku z grejfruta (na 2 limonki, pół grejfruta).
Jak przy wszystkich koktajlach – nie bądźmy doktrynerami, najlepiej wypróbować własną wersję daiquiri. Mnie smakowało takie i z syropem (odrobina), i z maraschino, bez grejfruta. W każdej wersji ten koktajl wspaniale orzeźwia i dzisiaj, 1 marca, można go potraktować jako Zapowiedź Lata. Takiego z tym biometrem, co to o nim się nie mówi, ale się go czuje!