Zarządzanie ryzykiem

Nie ryzykiem kulinarnym! Czy występują jakiekolwiek wątki kulinarne w filmie, nazwanym u nas dość łopatologicznie „Chciwość”? (Ja nazwałabym go tak, jak dałam w tytule). Otóż kulinariów jest mało, przyznam, ale film tak mi się tak spodobał, że go opiszę. Oryginalny tytuł „Margin Call”, pochodzi z języka speców od finansów. To oni są bohaterami opowiedzianej znakomicie historii. Jeszcze dzisiaj, budząc się, miałam przed oczami ich twarze. Aktorzy dobrani pierwszorzędnie.

Postaci nie poddają się łatwemu osądowi. Kto jest ofiarą, kto sprawcą – tropy są mylne, oceny niejednoznaczne. Z początku najpierw wiemy, potem mniej, a po wyjściu z kina jeszcze z tym trudniej. Nawet największy z pokazanych macherów, grany przez Jeremy’ego Ironsa, objawia w pewnej chwili swój stres, swój strach, ludzkie oblicze. Chociaż jest cyniczny, do bólu wykorzystując grę dla korzyści swoich i Zarządu. Gra ludźmi, ich majątkami, karierami, życiem. Chociaż jest twardy jak stal, mogąc sobie pozwolić na to, aby się nazwać nieinteligentnym niedoukiem, do którego trzeba mówić w prostych słowach.

Właśnie. Jednym z bohaterów nieosobowych filmu (i naszej rzeczywistości) jest język. Nie tylko sam szef, Irons, nie rozumie opisu matematycznych symulacji, w których biegle porusza się Zachary Quinto, jako młody Peter Sullivan. Nie rozumieją tego i inni, wiedzą za to doskonale, że za tą matematyką stoją tak rzeczywiste pieniądze, jak i te nadmuchane, do czasu zmieniające się w prawdziwe, co zresztą porusza całą finansową machinę. Te skomplikowane wzory pomnażają pieniądze, one są wynalazkami naukowców, fachowców. Tworzą je świadomie. Rozumieją je, wiedzą, kiedy jadą po bandzie i kiedy znajdują się już poza nią. Cynicznie z tego żyją. Mają wspaniałe domy, kształcą dzieci, wydają miliony na ciuchy i rozrywki. Muszą mieć więcej i więcej. Z tego powodu sami stają się towarami, które są kupowane i wyrzucane, gdy przestają być użyteczne. Zgadzają się zresztą na to, że będą wymienieni na nowe modele. Ale na tym, że wypadną za burtę też zarobią. Przy tym kryzys, który wywołują, także będzie okazją do nabijania sobie kasy, co wykłada Kevinowi Spaceyowi czyli Samowi Rogersowi (świetna rola, chociaż wśród innych znakomitych kreacji, trudno się wyróżnić) Jeremy Irons, równie znakomity jako John Tuld.

Oczywiście nie wszyscy wygrają. Są tacy, którzy wypadną z gry (jeszcze młodszy przyjaciel filmowego Petera Sullivana, grany przez Penna Badgleya, płacze, bo musi odejść u progu kariery, o której tak marzy, z której profity już liczył). Ale są i tacy, którzy zostaną dopuszczeni do dzielenia się milionami. Nie ma w tym ich winy, nie ma zasługi, wydaje się mówić reżyser. Jest System. Czy jego ocena jest możliwa? System istnieje tak, jak tlen i azot w powietrzu.

Ciekawa jestem, co dalej, co może się zdarzyć po opowiedzianej historii. Jak się potoczą losy Petera Sullivana. Czy tak jak postaci Erica Dale’a, granego (znakomicie!) przez Stanleya Tucciego. Eric Dale do Petera Sullivana – można się domyślić, że to on zatrudnił w finansach młodego inżyniera od samolotów, absolwenta MIT – na początku historii mówi: „ostrożnie, uważaj!”. Można się spodziewać jakiegoś krwawego wątku, prób zniszczenia posiadacza Wielkiej Tajemnicy (że firmie grozi bankructwo). Nic z tych rzeczy. Thriller jest, owszem, ale bez broni, bez gróźb, bez przemocy. Wszyscy wiedzą, co do nich należy, jakie jest ich miejsce. Płacz czy delikatny bunt niczego nie zmienią. Każdy może sobie żyć poza tym obszarem nadmuchiwania kolejnych finansowych baniek. To jest kara.

Chciałabym wśród tych niejednoznacznych postaci wymienić jeszcze troje graczy: Demi Moor wcielającej się w jedyną kobietę w tym towarzystwie, twardą jak stal, jednocześnie manipulującą ludźmi, jak i dającą się manipulować Sarah Robertson; Simona Bakera jako Jareda Cohena, pozornie skretyniałego bon vivanta, a naprawdę tego, który gra twardo i, co ważniejsze, skutecznie; Paula Bettany’ego w roli niejednoznacznego obserwatora bardziej niż gracza, ale także cynicznego Willa Emersona.

A co z kulinariami? Ponieważ akcja filmu toczy się podczas jednej nocy i kawałków dnia, jedzenie się pojawia. Raz w postaci śniadania (jajecznica i owoce; po co te owoce, pyta jeden z bohaterów), drugi raz w postaci lunchu spożywanego w eleganckiej sali dla VIP-ów ) przez Johna Tulda. Przy stole rozwiązuje krzyżówkę, coś tam skubie z talerza (mała porcja, nie widać, co je), popijając eleganckim zapewne czerwonym winem (etykieta nie do odczytania). Na ekranie pojawiają się jeszcze: kawa z papierowego kubka, whiskey ze szklanki i butelki skrytej w papierowej torebce. Podobnymi rekwizytami jak te produkty są „inni ludzie”. Ci spoza obszaru dzielenia się  forsą, a potem skutkami jej nadmuchiwania. Z tancerki baru dla panów pokazane są tylko nogi, widzimy też plecy barmana. W budynku firmy pojawiają się tylko sprzątacze. Poruszająca jest scena w windzie. Jako tło dla ostatecznej rozgrywki między Jaredem a Sarah, a może jako kontrapunkt, stoi pani sprzątająca z wózkiem pełnym detergentów. Jeszcze jeden kadr zwrócił moją uwagę: scena na ruchomych schodach przypomniała mi rozległy budynek fundacji Parallax z „Syndykatu zbrodni”. Czy żyjemy w lepszych czasach, bo już nie ma potrzeby strzelania, aby eliminować niewygodnych? Dzisiaj się nie zatrudnia killerów, niepotrzebnych ludzi wystarczy odstawiać od posad, od wypływów, od kasy. Wystarczy nie dawać im okazji do sprzedawania się. I System dalej się kręci.

Dodaj komentarz