Po wielu dniach za stołem

Być może jeszcze ten tydzień oznacza dla niektórych zjadanie różnych zapasów sylwestrowych, a nawet świątecznych (mnie wczoraj, wbrew rozsądkowi, spotkało zjedzenie ostatniego kawałka pewnego urodzinowego tortu, ale był taki czekoladowy…), ale już po kolejnym dłuuugim weekendzie warto się będzie wziąć za dobrą figurę. Oto kolejna porada dietetyczna (i informacja zarazem) z codziennej gazety „Czas”. Jest luty roku 1939 i „piękna pani” czyta tę notkę:

 

W Nowym Jorku powstał specjalny instytut, w którym udzielają porad paniom, pragnącym mieć modną sylwetkę. Najnowsze wskazania doktora Reiman brzmią: „panie jedzcie ryby”.

Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwnym, bo dotychczas słyszeliśmy o kuracjach: jarzynowej, owocowej, mlecznej, a nigdy rybnej. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej składowi spożywczemu ryb, wskazanie to staje się zupełnie zrozumiałe. Ryby zawierają bowiem wszystkiego 0,2 do 0,4 proc. tłuszczu, żadnych węglowodanów i tylko 12 do 16 proc. białka. Są więc pożywieniem wybornie nie tuczącym, a jednocześnie smacznym. Poza tym tego rodzaju kuracja ma te dobre strony, że nie wymaga takiego zupełnego postu, jak mleczna i jarzynowa.

Dr. Reiman cieszy się olbrzymim zaufaniem amerykańskich pań, co m.in. wyraża się w tym, że po półrocznej praktyce buduje wspaniały 9-cio piętrowy gmach w jednaj z najelegantszych dzielnic stolicy. Pomieści się tam cały sztab jego współpracowników, laboratoria i salony przyjęć.

Obecnie asystenci doktora zakładają podobne instytuty w Paryżu i Londynie.



Jedzenie ryb w pełni popieram! Czy może być łosoś? Jeżeli tak, wystarczy go lekko przyprawić i to  już połowa sukcesu. Drugą połową będzie włożenie go do piekarnika lub usmażenie: na patelni najlepiej grillowej, ale gdy takiej nie ma, to na zwykłej. Aha, a jak przyprawić łososia? Jak najprościej: ja dałam skórkę startą z limonki i sok z niej wyciśnięty, odrobinę oliwy, szalotkę i koperek. Zamiast limonki może być cytryna, zamiast koperku natka, zwykła cebulka lub posiekany czosnek albo jakieś przyprawy suszone: oregano, rozmaryn, estragon. Pole do fantazji nieograniczenie szerokie.

Aha, w tytule z „Czasu” jest pewna bardzo brzydka sugestia. Nie wiem, czy prawdziwa, bo na ślad dr. Reimana dotąd nie trafiłam.

Dodaj komentarz