Z kuchni francuskiej – tarta

„Ilustrowany Kuryer Codzienny”, największa przedwojenna gazeta polska, zamieszczał nie tylko analizy i poważne analizy publicystyczne, nie tylko reportaże, newsy gospodarcze, ale także teksty mniej ważne. Takie do czytania przez przeciętnego czytelnika, artykuliki dla każdego. Redagowane w nowoczesnym wówczas, amerykańskim, stylu. Pewnie dlatego gazeta była tak popularna! W roku 1933, w czasie tzw. ogórków wakacyjnych, IKaC zmieścił barwny reportażyk-opis codziennej restauracyjnej kuchni francuskiej, a właściwie paryskiej. Czy wiele się od tego czasu zmieniło? Pewnie tak. Choćby za sprawą tego, że Paryż stał się miastem tak wielokulturowym. Spójrzmy więc, jak było. Jak żywił się przeciętny paryżanin. Bądź co bądź, Francja wówczas miała kuchnię numer jeden w Europie i właściwie na świecie. To także się zmieniło, choć ranga tej gastronomii nadal pozostaje wysoka. Tekścik opisany jako „korespondencja własna” nie był podpisany; zgodnie z ówczesnym obyczajem niewielu dziennikarzy zasługiwało na opatrzenie artykułu nazwiskiem. Pisownia ówczesna. Także pogrubienia oryginalne. IKC słynął z takiego udobitniania tekstu grubym drukiem lub kursywą, nieraz fantazyjnie rzucaną, co obśmiewał Antoni Słonimski.

 

Paryż, w lipcu.

Parę dni temu na łamach „I. K. C.” ukazał się interesujący artykuł, zwracający uwagę na zbawienną dla zdrowia regularność w jedzeniu Francuzów. Istotnie: godziny 12–14 i 19–20 są prawie, że święte, Francuz zasiada do stołu, jakby miał odprawić jakąś religijną ceremonję…  Z namaszczeniem prosi o „programme de la fete” (program święta), nawet jeśli obiad będzie najmarniejszy… Lecz za tą regularnością co do godzin, za tą troską o żołądek kryje się inna, odwrotna strona medalu…

Warto i o niej nieco napisać, opowiedzieć trochę i o mniej higienicznych szczegółach. Przedewszystkiem każdy (dosłownie: każdy)

Francuz je zadużo.

Zdaje sobie zresztą z tego doskonale sprawę; chętnie o tem rozprawia; ale nie zmienia przyzwyczajeń . dalej je, ile się da. Lecz nie tylko ile się da: sam układ posiłków jest przeładowany. W południe „dejeuner”, składa się z zakąski, mięsa, jarzyny, sera, i deseru. To jest menu najskromniejsze. Każdy robotnik nawet jada w ten sposób.

Zakąska nie jest wprawdzie wykwintna. Na pamięć można zgadnąć, co będzie ogłoszone w każdej z tych restauracyjek: sardynka. lub pasztet wątrobiany, lub sałata z ziemniaków, z buraków, ze selerów, czy z pomidorów. Do wyboru. W wykwintniejszych restauracjach zakąsek tych, „hors-d‘oeuvres‘ów”, podają odrazu z dwadzieścia, na oddzielnym stoliczku. Zwykle jest się więc sytym już po zakąskach, jeśli kosztuje się sumiennie.

Zupy nie jada się w południe. Natomiast Francuz dojada przy obiedzie nieprawdopodobną ilość chleba. Jest nawet przysłowie: „Francuz to jest taki bardzo grzeczny pan, który nie zna geografji, posiada Legję Honorową i parokrotnie prosi o nową porcję chleba”… Dziś najaktualniejszą została ostatnia część zdania. Chleb ten jest zresztą zwykle wliczony w cenę obiadu i właściciele restauracyj polskich zrozpaczeni są na widok klienta Francuza, bo cena ich potraw nie jest obliczona na tak silną konsumcję [tak!] chleba… Chleb ten, zawsze pszenny, wywołał już wiele polemik; twierdzą, że mąka jest jakoś chemicznie traktowana i że chleb ten jest bezwartościowy dla zdrowia, jeśli nie szkodliwy.

Dodajmy, że wystawniejsze obiady zawierają jeszcze wiele innych dań. Jak widzimy, taki codzienny obiad nie należy do rzeczy lekkostrawnych. Gdyby Francuz miał go jeszcze jeść pospiesznie… I tak przecież choroby żołądka są uważane za „cierpienia narodowe” francuskie. Świetnie podpatrzył to Ilja Ehrenburg [tak], znany pisarz rosyjski, w swej książce: „Juljo Jurenito”.

Ale na tem nie koniec! Wieczorem Francuz zasiada do „diner”, które składa się z takiej samej ilości potraw co w południe, z tą różnicą, że zakąski zastąpione są przez zupę. Gdy Francuzowi opowiada się, że w Polsce jada się znacznie mniej, a szezegolnie wieczorami, gdy opowiada się, co chłopi polscy jadają, a przytem są silni i zdrowi, Francuz uśmiecha się z niedowierzaniem, choć ironicznie. I tyle jadają wszyscy. Są wyjątki: naprzykład biedniutkie midinetki, a nawet studentki, zadawalające się w południe kawką z urojonem mlekiem i bułką; i to wcale nie, by schudnąć… Ale to nie zmienia reguły.



Z piciem nowy kłopot. Przed obiadem i kolacją, jeśli pieniądze pozwalają na to, pije się jeden lub kilka „aperitiwów”, t. j. win zaprawianych chininą i innemi specjałami; Francuz uważa te trunki niezbędne na apetyt… Do obiadu wino jest nieodzowne. Nawet robotnik wypija

pół litra wina do jednego posiłku,

ale to nie nazywa się pijaństwem. Czy działa to dodatnio na zdrowie?

Francuz jada też często potrawy niezdrowe, lub trudnostrawne. Bodaj ostrygi! (często chore, lub stare powodują otrucia). Zwykle, szczególnie w restauracjach tanich, t. zw. „prix-fixe‘ach” po 6 franków, produkty są dość pośledniej jakości, w przeciwnym razie niemożliwem byłoby, by restaurator nie tracił, nawet przy cenach hurtowych, niskich.

Biedacy, jadający dla oszczędności rzeczy tanie, korzystają z usług sprzedawczyni, ulicznej. Za kilkadziesiąt centymów obdziela ona ziemniaki smażone w oliwie (pommes frites), podobnież smarzone [tak!] małe rybki, okropną kiełbasę i „moules” muszle, okropną kiełbasę [to zdanie trochę wyprostowałam, bo zecer coś zaszalał].

Zapomniałem o pierwszem śniadaniu! Robotnicy i pracownicy piją zwykle kawę czarną na stojącą w knajpach; kawa ta jest niemożliwa najczęściej, ale o to mniejsza; najczęściej do kawy tej dopija się kieliszek rumu lub koniaku! Codzień, naczczo. Inni pijają zamiast kawy – szklankę wina czerwonego

Co kraj, to obyczaj. Lecz niemniej ta odwrotna strona medalu jest dosyć ciekawa,

A jednak… pochwała Kuchni francuskiej.

Udzielimy na zakończenie głosu Tadeuszowi Peiperowi, który pisał kiedyś: „..To co jemy, ile jemy, i jak jemy, odbija się na kulturze narodów i miast. Możnaby dowieść, że kuchnia francuska na równi z Ludwikiem XIV zdobyła Francji miejsce najkulturalniejszego narodu na świecie. Treść jedzenia formuje człowieka niemniej, jak treść jego ulubionych książek. Stale dobre menu obiadowe urabia nietylko wybredność smaku, a więc narzuca konieczność myślenia o owocnej pracy, a więc wyzwala energje zdobywcze, a energje zdobywcze prowadzą do dobrobytu, a dobrobyt prowadzi do wykwintu, do sztuki i do altruizmu (głodni nie myślą o bliźnich). Krótko: dobre menu urabia stosunek człowieka do całokształtu życia…”

Możnaby jeszcze dodać, że najwięcej miłych, głębokich, myślących twarzy, spotykać można w skromniutkich jadalniach jarskich, w Krakowie lub w Paryżu, ale toby nas stanowczo zbyt oddaliło od… zasadniczego „menu” tego artykuliku, powodując decydującą niestrawność.

Dziwna konstatacja na zakończenie. Ale przyznajmy, że obrazek napisany sugestywnie. Szkoda że bez podpisu. Musiał to być ktoś znający się na literaturze. Cytowany Tadeusz Peiper to guru polskiej awangardy; przebywał u końca pierwszej wojny światowej w Hiszpanii, a i o Francję się otarł. A Ilia Erenburg, pisarz i dziennikarz sowiecki, przez wiele lat dwudziestolecia międzywojennego przebywał we Francji jako koncesjonowany korespondent gazety „Izwiestia” i pracownik stalinowskiego frontu propagandy w Paryżu, buszujący jako niezwykle skuteczny agent wpływu wśród ówczesnych jego elit. Poza tym naprawdę do dziś ceniony pisarz.

Ilustracją do tego tak francuskiego tekstu uczynię tamtejszy wynalazek kulinarny: tartę. Regiony Francji znają wiele rozmaitych jej odmian – od słynnego Quiche lorraine, czyli placka z Lotaryngii po kompozycję prowansalską z anchois i czarnych oliwek, czyli Pissaladière. A samych tart są setki chyba wariantów – od słonych po słodkie. Moja będzie słona. Przyrządziłam ją z ciasta gotowego. Kto jednak chce, może zagnieść własne. Będzie ambitnie i na pewno jeszcze smaczniej.

 

Tarta ze szpinakiem, łososiem i kozim serem po mojemu

ciasto kruche lub francuskie

2 jajka

szklanka śmietany kremówki lub innej gęstej

opakowanie mrożonego szpinaku w liściach

1–2 ząbki czosnku

20–30 dag tzw. brzuszków z łososia

serek kozi pleśniowy (roladka)

sól, pieprz

pół łyżeczki cukru

 

Przygotować szpinak (na patelni rozgrzać masło, wrzucić szpinak, rozmrażać mieszając, dodać zmiażdżony lub posiekany czosnek, sól, pieprz i pół łyżeczki cukru). Przestudzić. Brzuszki łososia oddzielić od skóry, usunąć ości, mięso rozdzielić na cząstki. Ciastem wyłożyć formę na tartę. Podpiec przez 10 minut w 200 st. C. Zmieszać śmietanę z jajkami, posolić, popieprzyć. Wylać na podpieczone ciasto, zapiec przez kolejne 8–10 minut.

 

Na zapieczonej masie jajecznej ułożyć szpinak, przykryć kawałkami łososia.

 

Na wierzchu rozłożyć serek pokrojony w plasterki.

 

Zapiekać 15–20 minut w 160 st. C aż serek się roztopi, a cały farsz mocno rozgrzeje.

 

Co ważne taką tartę upiecze naprawdę każdy. Nawet kuchenny analfabeta. W sezonie warto wziąć zamiast mrożonego szpinak świeży. Po umyciu wrzucamy go na patelnię podobnie jak ten mrożony. Zasmażamy krótko, aby tylko utracił surowość. Obok soli i pieprzu lubię do szpinaku dodać odrobinę cukru. Moim zdaniem, podnosi jego smak. Zamiast łososia można wziąć jakakolwiek wędzoną rybę, na przykład delikatnego pstrąga. Ale może to być i tuńczyk z puszki, mogą być i sardynki.

Mistrzostwo francuskiej kuchni jest oczywiste. Ale już za sam wynalazek tart należą się jej złote medale. Te proste potrawy, podane z lekkim winem (choćby grenache z owocową nutką), są godne kolacji z przyjaciółmi, których najbardziej lubimy.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s