Menu i film o smaku Orientu

Ten film to staroć. Kto śledzi mój blog, wie, że lubię stare filmy. Nie muszą to być arcydzieła. I że czasem oglądając je, często z przyjaciółmi, przyrządzamy inspirowane nimi posiłki. Jest to niezła zabawa. I w planowaniu menu, i w gotowaniu, i w oglądaniu połączonym z jedzeniem. Warto przy tym zadbać i o to, aby potrawy nie były w spożywaniu kłopotliwe. Przeszkadzałoby to śledzeniu filmowej akcji.

A tym razem wybrałam film z akcją od Maroka po Londyn, ze szpiegowską intrygą i egzotycznym anturażem. On zdecydował oczywiście o kształcie naszego filmowego menu.

Filmem był „Człowiek, który wiedział za dużo” („The Man Who Knew Too Much”) w reżyserii Alfreda Hitchchocka. Od razu powiem jedno: nie jest to arcydzieło. Przyzwyczajonym do współczesnym Bondów i filmów akcji może się wydać obrazem dość niekonsekwentnie się ciągnącym. Ale za to ile ma uroków! I nie mówię tylko o Oskarowej piosence śpiewanej przez Doris Day, aktorkę w czasie kręcenia filmu popularną (1956), utanecznioną i śpiewającą. Ta piosenka jest słynna i potrafi się człowieka uczepić jak rzep: „Que Sera, Sera”, czyli „Whatever Will Be, Will Be”. Odgrywa ważną rolę w filmowej akcji. A ta może rozczarować. Trudno. Zwróćmy uwagę na wszystkie realia.

Większa część wydarzeń dzieje się w Maroku, podczas wakacji jakie filmowy mąż, sławny lekarz James Stewart (wtedy gwiazdor pierwszej wielkości) funduje swojej rodzinie. Czyli żonie, aktorce, która rzuciła karierę dla bycia kurą domową (to właśnie Doris Day) i synkowi. Zwiedzajmy z nimi marokański targ, przyglądajmy się arabskiej restauracji, podpatrzmy, jak i co jedzą. Wielce się dziwując zresztą nieznanym sobie obyczajom.

 

Widać, że świat się bardzo zmienił. Jak bardzo się zmienił! To, co było wtedy egzotyką, nam jest dobrze znane. Jeździmy przecież na wakacje do Egiptu, Tunezji czy do Maroka, wcale nie będąc majętnymi i wziętymi lekarzami, jak filmowy doktor McKenna i jego małżonka. W dodatku dysponujący tak mocną walutą, jaką były wówczas amerykańskie dolary. A gdy zasmakujemy w kuchni Orientu, możemy prawie wszystko z niej ugotować z oryginalnych składników. Sklepy z arabską żywnością wpisały się w pejzaż nawet naszych miast. Mamy i takie restauracje. Możemy kupować książki o każdej egzotycznej kuchni lub choćby poczytać o niej w internecie. Mimo że wciąż boimy się Obcego, nie sposób nie zauważyć, że jest on jednak mniej obcy niż w czasie kręcenia tego filmu. Nawet dla nas. Nie jest już dzikim Arabem z nożem, czającym się w zaułku arabskiego suku.

Egzotyczne menu nie trudno więc wymyślić i także łatwo przygotować. Tym razem nie posługiwałam się żadną książką. Dałam upust wyobraźni. Nie stworzyłam więc potraw ściśle arabskich, ale raczej bawiłam się w wariacje na ich temat. Jeszcze jedno: dania arabskie, mocno pachnące przyprawami, pomogą nam wkroczyć w jesienną pogodę, jaką mamy za oknami. Zaciągamy zasłony, wnosimy półmiski z naszym obiadem, włączamy film. Naprawdę niezła zabawa!

Aby przygotować stylowe mięsne danie główne, musiałam kupić baraninę lub jagnięcinę. Można je znaleźć na bazarze, przynajmniej na moim. Pod Halą Mirowską są prawie zawsze. Wybrałam łopatkę baranią, zdecydowaną w smaku. Odpowiednio przyprawiona zasmakuje nawet uprzedzonym do tego mięsa, a jest ich u nas wciąż sporo. To mięso zdecydowanie jesienne. A jesień stoi już nam za drzwiami.

Baranina z arabskimi przyprawami po mojemu

łopatka barania

ananas z puszki

świeże daktyle

sumak

ras-al-hanout

sól, pieprz

olej arachidowy lub oliwa

świeża szałwia lub/i estragon

Krążki ananasa odcedzić, sok zachować. Mięso pokroić w kostkę. Kości pozostawić lub odjąć (wykorzystać do innej potrawy). Pokrojone mięso natrzeć przyprawami: sumakiem i ras-al-hanout oraz solą i pieprzem. Obłożyć plasterkami ananasa, odstawić na pół godziny (można na noc).

Na patelni z grubym dnem rozgrzać olej lub oliwę. Wrzucać po kilka kostek mięsa, obsmażać, wyjmować i wkładać do żaroodpornego naczynia. Gdy wszystkie usmażone, zalać je sokiem z ananasa, wymieszać z wyłuskanymi z pestek daktylami i listkami szałwii. Wstawić do piekarnika. Piec w 180 st. C pod przykryciem, aż mięso będzie miękkie. Potrwa to 40–60 minut w zależności od jakości mięsa i wielkości kawałków (z kością duszą się dłużej; takie wola prawdziwi smakosze).

Danie podawać gorące, posypane listkami estragonu.

Przyprawy z arabskiego targu (lub sklepu, a może być i internetowy), czyli sumak i ras-al-haout, w blogu już opisywałam. Do tego aromatycznego mięsiwa podałam kuskus, czyli chyba już dobrze znaną pszenną kaszkę. Przyrządza się ją niezwykle prosto i uda się każdemu, nawet kulinarnemu ignorantowi. Przepis jest podany na opakowaniu, ale moją kaszkę wzbogaciłam o kilka składników, które uznałam za stylowe.

 

Kuskus z daktylami i granatem po mojemu

szklanka kuskusu

lekki bulion warzywny

daktyle bez pestek

pestki owocu granatu

łyżka oliwy

Owoc granatu przekroić na pół, wybrać z niego pestki oddzielając je od błonek. Ściekający sok zbierać do miseczki.

Kaszkę zalać wrzącym bulionem zachowując proporcje podane na opakowaniu (zwykle na palec ponad powierzchnię). Wymieszać widelcem, aby wchłonęła płyn i stała się sypka; jeżeli wydaje się za sucha, dolać bulionu. Domieszać pestki granatu razem z sokiem (trochę pestek zostawić) oraz pokrojone na pół daktyle. Podawać od razu, posypaną pestkami granatu.

Kuskus przyrządzamy tuż przed podaniem. Zamiast bulionu można go zalać po prostu wrzącą wodą, wtedy dosolić do smaku. A dodatkowego wyrazu doda mu wymieszanie z posiekanymi listkami mięty.

Do baraniny i kuskusu podałam humus (pasta z ciecierzycy i sezamu). Żałowałam, że nie przygotowałam go sama, bo kupny, z puszki, nie miał dość wyrazu. Więcej nie opisuję i więcej już nie kupię. Na nasz stół trafiła jeszcze klasyczna sałatka z pomidorów i cebuli.

Duszone mięso miało nawiązywać do marokańskiej potrawy tadżin, którą bohaterowie filmu jedli w restauracji (na jednym z fotosów widać charakterystyczne naczynie o stożkowatej pokrywce do jego gotowania i podawania).

Można się zastanawiać, czy ananas jest naprawdę składnikiem arabskiej kuchni… No, dobrze. Nie jest. Ale akurat go miałam i chciałam wykorzystać. Ortodoksi niech się ograniczą do daktyli. To prawdziwe składniki kuchni Orientu. A akurat wypatrzyłam w sklepie świeże, duże, mięsiste i baaardzo słodkie. Warto ich poszukać.

Mięso o smaku egzotyki pasuje do nieco mdławego kuskusu. Wszystko razem – przy „Człowieku, który wiedział za dużo”, stareńkim i nie najlepszym filmie Hitcha  – stworzy całość, która pozwoli miło spędzić wieczór. I zastanowić się, jak daleko świat zaszedł od roku 1956, w którym obraz był kręcony. Jakie wtedy wszystko był rozkosznie naiwne, prawda?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s