Czeko-, czeko-, czekolada

Piosenkę o czekoladzie, którą pamiętam z dzieciństwa (Mama lubiła słuchać radia), śpiewała Natasza Zylska. Pełna wdzięku dziewczyna, obdarzona głosem pulsującym radością, wyjechała z Polski do Izraela w roku 1963, tam zmarła w 1995. Zapisała się w historii polskiej muzyki rozrywkowej.

Płytę z jej piosenkami (a nawet dwie płyty; dużo śpiewała, była bardzo popularna!) wydano całkiem niedawno i jest do kupienia! Tytuły piosenek o nieskomplikowanych tekstach – jak ten, który przywołam – u niejednego ze słuchających, pamiętających tamte czasy, wzbudzą nostalgię: Bajo-bongo, Pik, pik, pik, Kasztany, Mój mąż łowi ryby, Pikulina, Soho mambo, Czekolada, Marianna, Kot, Kukurydza. Te „tamte czasy” to były lata pięćdziesiąte, a konkretnie ich lepsza druga połowa.

Z roku 1957 pochodzi piosenka, którą można nazwać kulinarną lub smaczną: Czekolada. Czekolada wtedy była jeszcze do kupienia w postaci najsmaczniejszych na świecie wyrobów (gdzie ten smak?!) d. Wedla czyli wówczas Zakładów 22 lipca. Pamiętam jak mnie rozczarował smak eleganckich szwajcarskich czekoladek, które trafiły do naszego domu mniej więcej w tym czasie. Wedel był górą.

Przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, w miejscu, gdzie dzisiaj jest pizzeria jedna z wielu, w „tamtych czasach” był sklep Wedla. Składały się na niego dwie salki, w drugiej mieściła się klimatyczna kawiarenka, o której się mówiło „przy kominie” (był w niej kominek). „W kominie” miałam się jednak umawiać za ładne parę lat. Przedtem bywałam w sali pierwszej, czyli w sklepie ze słodyczami. Tych było mi wtedy wciąż za mało! Kusiły czekolady mleczne i nadziewane, intrygował smak czekolady gorzkiej, uwielbiałam orzechy i rodzynki w czekoladzie oraz słynną mieszankę czekoladową – na te smakołyki jednak tygodniówki nie wystarczało! Najczęściej ganiałam więc do sklepu po torebkę najtańszych sugusów, nieco droższych toffi czy irysów oraz dziesięć deka czekoladowego bloku. Za kilka groszy sklep Wedla łagodził deficyt cukru w organizmie. Ten sklep tak kochałam, że gdy pytano mnie, kim będę, gdy dorosnę, odpowiadałam, że albo panią z biblioteki, albo sprzedawczynią u Wedla.

O tej czekoladzie – nie wątpię, że wedlowskiej! – śpiewała Natasza Zylska. Kto płyty nie kupi, znajdzie tę piosenkę, i inne, na youtubie.

Czeko, czeko, czekolada,
Może kupi pani dla dzieci swych kochanych?
Czeko, czeko, czekolada,
Jest przysmakiem dzieci twych.
Czeko, czeko, czekolada,
Kup pan żonie ślicznej, a będzie bardzo rada!
Czeko, czeko, czekolada
chce osłodzić wasze dni.

Dzisiaj aż tyle czekolady już nie jem. Chyba swój przydział pochłonęłam w „tamtych czasach”. Ale od czasu do czasu po smakołyk sięgam. Warto. Nawet z rozsądku. Bo czekolada – zwłaszcza ta prawdziwa, o wysokiej zwartości ziarna kakaowego – ma dużo magnezu i cenne przeciwutleniacze. Pofolgujmy więc sobie od czasu do czasu, oczywiście z umiarem.

A że miałam się spotkać z moją siostrą, dawno nie widzianą, z którą w dzieciństwie dzieliłam upodobanie do wspomnianych wyżej wyrobów, postanowiłam przygotować smakołyk nostalgiczny. Czekoladowy blok. Nie osiągnęłam jednak „tamtego” smaku. Cóż, tamten wyrób był chyba robiony z masy o mniejszej zawartości czekolady w czekoladzie. Był łagodny i potwornie słodki. A ja poszłam w elegancję smaku wytrawnej czekolady. Taka jest najzdrowsza i taką teraz lubię. Nie znaczy to, że blok był całkiem gorzki.

Przepisy na blok już kiedyś dawałam. Dziwna sprawa, na żaden nie trafiłam w książkach kucharskich stojących na moich półkach. Chyba jest to wyrób należący do kuchni domowej. Bardzo prosty. Do jego produkcji można zaciągnąć dzieci lub wnuki. Na pewno będą szczęśliwe. Kochają przecież czekoladę.

Blok czekoladowy po mojemu

200 g czekolady deserowej (gorzkiej)

10 dag masła

syrop z agawy (lub cukier brązowy)

mleczko kokosowe (165 ml)

herbatniki

bakalie

Przygotować bakalie: pokroić na mniejsze kawałeczki, suszone namoczyć w alkoholu lub herbacie. Herbatniki pokruszyć.

Czekoladę rozpuścić na parze lub w mikrofalówce (300 st. C, co minutę mieszać, na końcu w gorącej rozpuścić 2–4 pozostawione kostki). Zmiksować z masłem. Do lśniącej masy wmieszać bakalie i herbatniki.

Foremkę keksową wyłożyć folią spożywczą, wlać czekoladową masę, przestudzić. Trzymać w lodówce. Podawać pokrojoną w plastry.

Zachęcam do zaopatrzenia się w syrop z agawy. Kilka razy słodszy od cukru, ma znacznie korzystniejszy do niego indeks glikemiczny. Nie jest tani, ale używać go można oszczędnie, bo ma tak znakomitą siłę słodzenia.

Jakie bakalie dajemy do bloku? Jakie mamy, lubimy i jakie nam nie szkodzą. Ponieważ moja siostra jest uczulona na orzechy, rzecz jasna ich nie dawałam. W moim wyrobie były tylko suszone morele, daktyle i rodzynki, te duże. Mogą być wszystkie owoce suszone lub kandyzowane, migdały, dowolne orzechy. Pole do eksperymentów jest szerokie. Kto chce, może wziąć inną czekoladę. Gdy będzie mleczna, nie potrzeba masy dosładzać. Umówiłam się, że następnym razem wezmę właśnie czekoladę mleczną i same herbatniki, bez bakalii. Może blok będzie mniej elegancki w smaku, ale bardziej będzie przypominał tamtego biedaka z dawnych czasów.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s