Przedstawiam napój dla dorosłych, naprawdę mocno orzeźwiający. Po upalnym dniu, po wielkim grillowaniu lub opalaniu, postawi każdego na nogi i pomoże spędzić wielce odpoczynkowy wieczór.
Ale najpierw nieco teorii, a nawet literatury: przeczytajmy felieton z IKC z czerwca roku 1927 w tle, poświęcony panującym wówczas upałom. Tekścik jest sygnowany podpisem Mig. Jak podejrzewam, autorką była prawdopodobnie Jadwiga Migowa, znana przed wojną dziennikarka i literatka. Pisała powieści klasy B, a może nawet i C, pod męskim pseudonimem: Kamil Norden. IKC w tym samym czasie, z którego pochodzi felieton, zamieszczał powieść w odcinkach w jej tłumaczeniu. Była jedną z barwniejszych wówczas dziennikarek, pisywała w wielu pismach, głównie warszawskich. Podczas okupacji prowadziła krótko jadłodajnię, zginęła zesłana do obozu.
A oto jak przeżywano upały 85 lat temu:
![]()
– Jak pani się dzisiaj cudownie oczy błyszczą, panno Ninko.
– To pewnie dlatego, że mi się tak pić chce. Niech pan każe podać sodową ze sokiem.
– I te rumieńce prześliczne.
– To wszystko z gorąca. Jeszcze jedną sodową i duże lody.
– O czem pani w tej chwili marzy?
– O mazagranie z lodem. Może pan zawoła kelnera i każe przynieść.
– Jakoś pani tak dziwnie posmutniała.
– E, bo ktoby mógł mieć dobry humor w czasie takiego upału. Wie pan co, najlepiej niech, pan odrazu każe przynieść syfon wody sodowej, dwie cytryny, mrożoną kawę, oranżadę i kilka porcyj lodów. Ale widzę, i pan coś stracił na humorze. Czy to może także upal jest tego powodem?
– Do pewnego stopnia tak, bo pani zapomina, że ja jestem tylko urzędnikiem państwowym, a widzę, że przydałby się pani dzisiaj fabrykant wody sodowej lub właściciel wytwórni sztucznego lodu!…
Zdarza się nieraz tedy, że gdy dama zacznie się zanadto chłodzić, może zamrozić nawet najgorętsze serce wielbiciela.
Pozostawmy życiowe przesłanie felietonu, zajmijmy się kulinarnym: wymarzonym przez pannę Ninę mazagranem; co to jest? Podam opis zamieszczony przez Marię Monatową w jej książce kucharskiej (pisownia, jak i w powyższym felietonie, oryginalna, z epoki):
Mazagran. Jestto osłodzona czarna kawa rozpuszczona w 3/4 częściach wody z dodaniem do jednej szklanki pół kieliszka konjaku. Stanowi bardzo orzeźwiający napój w lecie. Podaje się w wysokich szklankach, napełnionych do połowy lodem i pije się przez długą słomkę.
W czasach, które doskonale pamiętam – nie tak dawno przecież – słomki były ze słomki, a nie z plastiku. U nas tych plastikowych, wysoko cenionych zresztą, nie można było dostać, przywożono je natomiast z NRD. Dzisiaj chętnie bym kupiła prawdziwą słomkę, ale są tylko te plastikowe.
A dla porównania dam przepis na ten sam napój zamieszczony w „Bluszczu” z tego samego roku, co felieton w IKC; upały widocznie naprawdę wtedy doskwierały:

Świeżo zaparzoną , bardzo aromatyczną kawę czarną pocukrować, wystudzić (pod szczelnem przykryciem). Wysokie, rozszerzające się ku górze kieliszki wypełnić do połowy drobno tłuczonem lodem sztucznym, wlać na lód kawę, podawać natychmiast ze słomkami do picia. Do mazagranu dodaje się na jeden duży kielich kawy kieliszek bardzo dobrego koniaku, jednak taka „zaprawa” należy do amatorskich i lepiej jest podawać koniak oddzielnie.
Amatorskich, czyli podawanych tylko dla chętnych, nie dla każdego. Faktycznie, przed dodaniem brandy lepiej się upewnić, czy wszyscy sobie jej życzą. Trzy uwagi: kawa powinna być z ekspresu, na pewno nie rozpuszczalna, niekoniecznie trzeba ją słodzić (warto i o to zapytać), a brandy nie powinno być zbyt dużo.
PS Otagowałam ten napój jako cocktail, chociaż nie należy ściśle do tego gatunku napojów. Jest staromodny, pochodzi sprzed ery amerykańskiego szaleństwa mieszania trunków.
PS PS Siegnęłam do „Larousse’a Gastronomique’a”: nazwa pochodzi od algierskiego miasta, w ktyórym francuscy żuławi orzeźwiali się napojem z zimnej kawy z rumem w roku 1840. Tradycyjnie mazagran pije się w wąskich kielichach, tych o kształcie fletu.