Kolejna potrawa, której pochodzenie nie do końca można opisać. Powstała (podobno!) w Anglii i to w latach 40. lub 50., ale korzenie ma zdecydowanie indyjskie. To nie dziwi, zważywszy na obecność Anglików na subkontynencie indyjskim, na Kompanię Wschodnio-indyjską, na wiele przypraw i potraw, które zawojowały świat za pośrednictwem Imperium Brytyjskiego.
Kurczaka można przyrządzić używając gotowej przyprawy tikka. W jej składzie znajdziemy i paprykę (cudny czerwony kolor), i kurkumę lub szafran (dzięki czemu czerwony ma odcień cynobru), i kolendrę, i cynamon z goździkami, kardamon, może trochę imbiru, może kuminu. Zapach bogaty, smak lekko pikantny, niepowtarzalny. Pewnie taką masalę możemy przyrządzić sami, korzystając z każdej przyprawy w ziarnach, trzeba je uprużyć na suchej patelni lub w piekarniku i utłuc w moździerzu. Aromat pewnie wtedy silniejszy a skład dobrze znany, ale… mam gotową tikka masalę, wykorzystuję ją więc ku chwale św. Mikołaja, który mi przyniósł cały bukiet gotowych przypraw kuchni brytyjsko-hinduskiej czy raczej indyjskiej.
W ten sposób przyrządza się piersi kurczaka, ale ja hojnie natarłam tikka masalą całą tuszkę. Następnie z jogurtu, pokrojonej cebuli i czosnku, startego imbiru, soku z cytryny oraz oleju przyrządziłam rodzaj marynaty, którą oblała kurczaka z obu stron. Trzymałam go w lodówce przez dwa dni, obracając co jakiś czas (w środku też trzeba natrzeć). Przed pieczeniem włożyłam do tuszki połowkę cytryny.
Dzisiaj został wstawiony do piekarnika, najpierw go opiekłam w 200 st. C, potem dusiłam pod przykryciem w 120 st., czekając na miłych sobotnich gości. Na koniec dołożyłam do kurczaka pokrojone szalotki i… kapary. Po otworzeniu przykrywki aromat był bardzo przyjemny. Zwłaszcza w ten bardzo mroźny dzień, namiastka Indii w domu bardzo dobrze wpływała na nastroje. Warto poszukać tych gotowych przypraw, mieć je na podorędziu i czasem z nich korzystać. Nawet w tak mało ambitnej postaci jak kurczak podany do bagietki i surowych warzyw (papryka, ogórek), a zresztą: do czego się chce. Szkoda że nie spotkałam w sklepach jeszcze indyjskich chlebków naan. Ale pewnie i na nie nastanie czas w mojej okolicy.