Koniec, na pewien czas, z kuchnią polską. „Golonko” adieu! Rozgrzejmy się w ten smętny dzień egzotyką własnego pomysłu. Oto czas na Meksyk!
Z
ajrzałam do lodówki i zobaczyłam opakowanie pieczarek. Obrałam je z wierzchnich skórek, oczyściłam i pokroiłam. Podsmażyłam i poddusiłam z cebulą drobno pokrojoną, lekko posoliłam. Oddzielnie przygotowałam szalotkę z pokrojonymi w kostkę dwoma awokado i kawałkiem czerwonej papryczki chili, także je poddusiłam. Doprawiłam kilkoma kroplami „Tabasco habanero” (jest mniej octowe, a bardziej ostre od zwykłego, warto go poszukać) i kolendrą (cilantro; bez niej kuchnia meksykańska nie ma wdzięku). Zmieszałam z pieczarkami.
Na tortille – opakowanie gotowych warto trzymać w lodówce – położyłam liść sałaty, plaster pomidora oraz farsz pieczarkowo-awokadowy. Tortille złożyłam na pół i ułożyłam w naczyniu żaroodpornym. Zalałam sosem serowym (produkt gotowy), posypałam resztą farszu i dodatkowo kolendrą. Po zapieczeniu w piekarniku dam na wierzch jeszcze więcej jej świeżych listków.
Gdybym nie miała sosu serowego, dałabym albo jakiś inny, o charakterze salsy pomidorowej lub guacamole, lub/i posypałabym całość startym serem.
Jest z tymi tortillami nieco zabawy, ale w sumie danie jest proste. Można je przygotować
wcześniej. Na pewno przywróci siły oraz rozgrzeje nas po wieczornym spacerze na cmentarz.