111. wpis

Alina Kwapisz-Kulińska – 04/09/2011 2:17

Wrześniowa rocznica nieodmiennie przywołuje mi pamięć o tym, co dotknęło moją rodzinę. I chyba każdą rodzinę w naszym kraju. Jak inaczej by się potoczyły losy. Jak inaczej by wyglądał nasz kraj. Nasza kultura. Dzień codzienny. Gdyby nie II wojna światowa i jej żniwo.

A co się działo w ostatnich dniach II RP? W sierpniu? Sięgam do numeru kobiecego tygodnika „Bluszcz” z datą 5 sierpnia 1939 roku. W poprzednim, jeszcze lipcowym, ukazał się proroczy wiersz Kazimiery Iłłakowiczówny.

„Po wojnie” było pięć za długich lat, wypełnionych tragiczną treścią.

A tuż przed wybuchem? O czym pisano? Czy przygotowywano czytelniczki na ciężkie czasy? Nie omawiam treści głównej numeru „Bluszczu”, przypominającego w 25 rocznicę chlubny „czyn legionowy”. Ograniczę się do porad praktycznych, w tym oczywiście kulinarnych.

Wojna stała za progiem. Kulinarny redaktor(ka?) podpisany(a?) „Cocktail” publikuje trzy tekściki poradnicze: Orzeźwiające napoje, Z plecakiem na wycieczkę oraz Jedziemy na piknik. W tym drugim jest coś na wypadek tragedii, której rozmiarów nie można było przeczuć:

Podczas kursu przygotowania domu na wypadek wojny, urządzonego przez ziemianki, pokazano „plecak ewakuacyjny”, obmyślony przez jedną z pań. Przeznaczony na sprzęt, naczynia i część pościeli, miał tak rozplanowane pomieszczenie tych przedmiotów, że absolutnie nie uciskał grzbietu niosącej go osoby. Pakując plecak dla naszego harcerza czy harcerki, albo też wybierając się samemu w góry, czy inną pieszą wycieczkę, musimy mieć właśnie tę zasadę wygodnego przystosowania pleców do noszonego ciężaru. Koc, który bierzemy ze sobą, płaszcz czy wełniany sweter, składamy tak, aby gładko wypełnił tę ścianę plecaka, która styka się bezpośrednio z plecami. Koc jest w drodze rzeczą pożyteczną, czy do nakrycia się w noce czy też do rozciągnięcia się na trawie.

Żywność najlepiej transportować w lekkich aluminiowych puzderkach. W wielkie upały nie brać masła ze sobą, ani też nie smarować nim krajanek chleba. Lepiej przyrządzić sobie jakieś bardziej na gorąco odporne smarowidło, choćby z przetartego twarogu i włożyć do puszki aluminiowej ze szklaną wkładką. Chleb włożyć do woreczka lnianego.

Jeżeli wycieczka jest projektowana na czas dłuższy, można wziąć kilka puszek konserw, dobrze uwędzoną kiełbasę albo trwałe salami. Ser, o ile go bierzemy ze sobą, musi być izolowany od innych produktów, by chleb albo ciastka nie naciągnęły jego zapachem.

Ze słodyczy najlepiej zabrać czekoladę, orzeźwiające cukierki i trwałe, nie kruszące się ciastka: doskonały do transportu jest keks, pierniczki, migdał…owe ciasteczka.

Z owoców można brać tylko pomarańcze, grejfruty, jabłka, z jarzyn twarde pomidory, gdyż wszystkie inne owoce i jarzyny nie znoszą transportu. Sałaty zarówno jarzynowe, jak i owocowe można zabrać w małych, dobrze zakręconych puzdrach, w pudełeczkach aluminiowych, jakie gromadzą się w domu po różnych lekarstwach i pastylkach, zabieramy sól i pieprz.

Cukier najlepiej w kawałkach. Napoje utrzymują doskonale ciepło lub zimno w termosach, ale lżejsze i bezpieczniejsze są aluminiowe manierki takie, jakie mają żołnierze na wojnie. Kto chce gotować herbatę lub kawę na wycieczce, musi naturalnie zabrać ze sobą herbatę lub zmieloną kawę, maszynkę spirytusową i spirytus w kawałku, rondelek lub kociołek.

Niezbędnym dodatkiem w plecaku jest mała podręczna apteczka, środek do odstraszania owadów, wszystko w miniaturowych ilościach i doskonale opakowane. (…) W jednym takim pudełeczku zabierzemy nici, igły, agrafki, szpilki, bawełnę do cerowania.

Kto odbywa częste wycieczki tem do sprawunków swoich dołączy cieniutki płaszcz nieprzemakalny z przejrzystego jedwabiu taki, który daje się zwinąć jak chustka do nosa. Dalej niezbędną jest mapa, ciemne okulary przeciwko słońcu, ubek, składany sztuciec, kilka papierowych serwetek, zapałki.

Po powrocie z wycieczki sprzęt wycieczkowy umyć, wyczyścić, czy wyszczotkować i złożyć razem w jednej z szuflad lub szaf, tak, aby wybierając się znów drogę nie tracić czasu na żmudne poszukiwanie, zestawianie, uzupełnianie.

Tekst przytaczam w całej jego naiwności, już za parę dni miano pozostawiać plecaki wypakowane grejpfrutami i maszynkami spirytusowymi na poboczu dróg, w kartofliskach, wśród huku bomb i zamieszania tragicznych ucieczek. Z tej „wycieczki” wiele osób nie wróciło. Trudno było to przeczuć. My staliśmy się bogatsi o jedną wielką prawdę: nie ma rzeczy niemożliwych. Lepiej nie wierzyć w szczęście. Lepiej widzieć prawdę, nie mrzonki. A jeżeli już tak ma być: widzieć wojnę, a nie wycieczkę.

A na koniec przedostatnia strona „Bluszczu”.  Zdjęcie dziwnie wyglądającej, ze względu na datę, strojnej sukni i przybrania głowy. Smutna elegancja, mnie się myśli: co stało się z piękną panią?

Ostatnia strona z kolei daje „Bolerko z tiulu poszywane szydełkiem”: Bardzo pożyteczne, modne i eleganckie bolerko z tiulu greckiego. Wełniane czy bawełniane robótki na drutach lub szydełku podczas okupacji pozwalały wielu znającym je paniom ubierać się ciepło i zgodnie z okupacyjną modą oraz… zarabiać na utrzymanie. Wymieniano takie sweterki na żywność lub sprzedawano.

 

 

 

Dodaj komentarz