Nie ma nic bez ryzyka.
Tylko widz, tylko widz go unika.
A kto chce być wewnątrz zdarzeń,
musi żyć wciąż z bagażem,
Musi mieć walizeczkę i koc,
i latarenkę na noc.
Ta piosenka wymyślona przez Jeremiego Przyborę jest o nas lub dla nas. Przeciętnie raz na rok budzi się w nas Demon Ruchu (nie ten kolejowy, z opowiadań Grabińskiego), ale samochodowy. Tak jak siedzenie w domu jest miłe, miłe jest tez opuszczanie go, wałęsanie się po świecie i wracanie do swojego fotela, stołu, kuchni, słowem: swojego miejsca na ziemi.
Wyruszyliśmy 12 maja na naszą wędrówkę doroczną. Koc zapakowany, walizeczka w bagażniku, latarenki zapomnieliśmy. ZAWSZE coś się da zapomnieć. W ubiegłym roku, na podróż sycylijską, nie wzięliśmy skrawka mapy… W tym roku mamy nie tylko mapy, ale i GPS. Wywiózł nas zresztą na pewne bezdroża… co zakończyło się zresztą szczęśliwie.
Ale rzecz nie w bezdrożach, tylko w posiłkach przydrożnych. Nie dla nas odwiedzanie przydrożnych restauracji, zajazdów czy McDonald’sów itd., itp. (Jakkolwiek w tych ostatnich można z reguły podłączyć się do Sieci…). Lubimy szukać malowniczych parkingów i zajadać w tak pięknych okolicznościach przyrody zapasy skomponowane w domu, zapakowane do torby piknikowej, uzupełniane w miarę posuwania się naprzód lokalnymi specj
ałami.
Na zdjęciu przykład jednego z takich posiłków. W sercu Francji. Dotarliśmy tam przez Niemcy, noc spędziliśmy w Miluzie. Potem ruszyliśmy na Lyon, i dalej, na południe. Dwa dni odpoczywaliśmy w znanym nam już campingu w miejscowości Cap d’Agde, w Krainie Katarów czyli w Langwedocji. W butelce po polskiej wodzie mamy więc tamtejszego merlota, kupionego en vrac, za jakąś śmieszną sumę. Mamy też usmażone na campingu kotlety (schab w pieprzu), ser coulommiers (delikatnie kremowy „pleśniak”, z krowiego mleka), sałatę i oczywiście bagietkę. Te warto kupować w małomiasteczkowych piekarniach, są zawsze świeże, chrupkie, delikatne!
Posiłek pod drzewami a po nim lekka drzemka przywracają siły. Dopuszczalna zawartość alkoholu w krwi kierowcy we Francji to 0,5% (kilka lat temu było 0,8!). Szklaneczka wina do obiadu jest tam czymś normalnym. Po takim posiłku ruszenie w drogę jest przyjemnością. Przed nami Hiszpania!