Po argentyńsku

Jeżeli przepis na „coś” z Argentyny, niech będzie na początek danie mięsne. Stek. Przyjmijmy, że z wołowiny argentyńskiej. Jakiekolwiek będzie (argentyńskie mięso należy do czołówki  światowej, ale jest bardzo drogie!), musi to być wołowina do smażenia. Ja najbardziej lubię antrykot. Po usmażeniu nie jest suchy, oczywiście pod warunkiem, że się go nie wysmaży na suchy wiórek. Powinien być co najwyżej medium, czyli średnio wysmażony. Mięso warto zamarynować. Nie tylko ze względu na smak, ale i po to, aby dojrzało, a w efekcie: zmiękło. Temu będzie sprzyjało pokrycie go powłoczką oliwy.

Stek argentyński po mojemu

(na 2 osoby)

2 antrykoty lub jeden większy

oliwa

papryka wędzona sypka

2–3 ząbki czosnku

ew. 1/2 łyżeczki kuminu

2 liście laurowe

Kotlety natrzeć papryką, kuminem (jeżeli się go lubi) i oliwą. Na wierzchu położyć liście laurowe i posiekany czosnek. Przykryć folią, docisnąć, pozostawić na noc, albo co najmniej na godzinę. Gdy trzymamy stek w lodówce, wyjąć go godzinę przed smażeniem. Smażyć na patelni grillowej bez tłuszczu.

Kto chce, może posolić steki po usmażeniu. Ale ja tak usmażonych nie solę. Kiedyś, gdy o tym czytałam, nie wierzyłam, że mięso można jeść bez soli. Sprawdziłam. I naprawdę! Dobrze dobrane przyprawy wystarczają.

Dodatkowo na stół podałam przyprawę, a właściwie salsę, o której najpierw przeczytałam w książce o argentyńskiej wyprawie komisarza Pepe Carvalho, opisanej przez Manuela Vázquez Montalbána. Ponieważ książkę czytałam w Hiszpanii, poszukałam opisywanej salsy. I znalazłam ją na półce z przyprawami. Globalizacja to dobra rzecz dla kuchni!

To chimichurri. Podobno nazwę sos uzyskał od… Anglików i jest wariacją na temat wyrazu „curry”. Może i tak. Jest bardzo oryginalny. W wersji, którą kupiłam, bardziej octowy niż ostry. Wśród jego ziołowych składników są: natka pietruszki (coraz bardziej ją doceniam!), oregano i bazylia w towarzystwie czosnku. Jest płynny, znajdują się w nim wyraźne gruzełki składników. Nie jest więc zmiksowany na gładko, to właściwie rodzaj rzadkiego pesto. Gdy go będę sama robiła (może do tego kiedyś dojdzie), użyję moździerza.

Dodaj komentarz